Strony

czwartek, 21 sierpnia 2014

Manty z sosem malinowym i borówkowym, czyli pierogi na lato



W moich wspomnieniach nie ma pulchnej babci,
która wiecznie coś pichci w kuchni.
A tym bardziej nie ma babci, która lepi pierogi.
"Nie lubię babrać się mąką".
Jest babcia w zawsze pofarbowanych włosach,
z perłowymi paznokciami i różowymi usteczkami.

A ja i Ajwonka w mące się babrzemy. :)
Od kilku lat wspólnie.
Ajwonka robi ciasto, ja farsz, wspólnie lepimy.
Bardzo lubię to lepienie.
Ciasto jest jak plastelina.



Przy okazji wspólnego MMMAKowego letniego pierogowania,
lepiłam sama.
Bo cała masa zajęć, bo to, bo tamto,
bo na ostatnią chwilę.
Pomysł był inny, ale nie zdążyłam wypróbować.
Z pomocą przyszedł przepis Madame Edith.
Ciekawa jestem co tym razem wymyśliły Magda, Marzena, Małgosia i Kamila. :)

Skład na farsz taki jak do naleśników: 500 g twarogu półtłustego, 2 żółtka, cukier waniliowy do smaku;
  • wszystko razem dokładnie wymieszać;
Skład na ciasto: 400 g mąki (użyłam typ 750), 2 jaja, 2 łyżki oleju, 90-100 ml mleka;
  • mieszamy mąkę, jaja, olej,
  • powoli dolewamy mleko, ciasto zagniatamy,
  • ciasto musi być zwarte i plastyczne,
  • odkładamy na 15 minut,
  • na opruszonym mąką blacie rozwałkowujemy cienko ciasto, wycinamy kółka (minimum 9 cm średnicy),
  • nakładamy farsz i sklejamy w sakiewkę (dokładny instruktaż u Madame Edith),
  • manty gotujemy na parze (układamy na naoliwionym sitku) około 20 minut;
Sosy owocowe: maliny, borówki lub jagody, ewentualnie odrobina cukru i wody;
  • w osobnych garnuszkach dusimy owoce,
  • w razie konieczności dodajemy wodę i cukier,
  • sos będzie gotowy gdy owoce się rozpadną.




Manty najlepsze są świeże, na ciepło, z ciepłymi sosami i z jogurtem greckim. Później twardnieją. Ja swoje manty robiłam metodą 'na oko' i były trochę za twarde. Może wato pominąć jedno jajko? 
Odgrzałam je dzień później z owocami. Ta forma też była bardzo smaczna. :)

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Fotografia kulinarna


Lampa błyskowa w brązowym skórzanym futerale,
oklejona białym papierem.
Kropka na środku.
Błysk.
Drugi błysk.

To jedno z pierwszych wyraźniejszych wspomnień związanych ze sprzętem fotograficznym.
Ten błysk miał pobudzić moje oczy i sprawić, by były sprawniejsze.
Pamiętam starą komodę, której szuflady zapełnione były zdjęciami.
Zdjęcia czarno-białe, przez notoryczne wyciąganie, porozrzucane bez ładu i składu.
Na nich mama, brat, ja, rodzina, sąsiedzi, nauczyciele, wszystkie klasy wiejskiej podstawówki.
Odra, zwierzęta, motorynki, grzyby, las.
Dwuletnia ja niosąca prezenty spod choinki. W tym, zapakowane talerze.
Do dziś rodzice wspominają jak wszyscy wstrzymali wówczas oddech.

Pamiętam, że tata miał ciemnię, a w niej czerwone kuwety.
Pamiętam konkurs GW na najlepsze zdjęcie perseidów.
I komentarz pana ze studia fotograficznego "Paaanie! Tu nic nie ma! Mydło panie, mydło!"
Na wyraźną prośbę taty, kliszę wywołał. Tata wygrał Zenita. :)
Dziś ja startuję w konkursie.

W domu zawsze był aparat, aparaty. Zawsze robiliśmy zdjęcia. Przy każdej okazji.
Ja zaczęłam je robić w podstawówce. Bez zastanowienia się jakie ma być. Ważne by było w miarę ostre.
Nie miałam szczęścia do aparatów. A to się zepsuł przedwcześnie, a to zgubił, a to ktoś ukradł.
Rok temu (za radą taty) kupiłam Fuji X20. Pilnuję go jak oka w głowie.

Gdy zaczynałam blogowanie (pomysł powstał nagle, to był impuls) nie znałam innych blogów, nie wiedziałam jakie zdjęcia publikują inni blogerzy.
Sama publikowałam zdjęcia tego typu.


Ustawienia automatyczne

Ważny był dla mnie składnik, efekt końcowy ginął. Nie do końca zwracałam uwagę na to jak wygląda gotowe danie, jak jest podane.

Z czasem zaczęło się to zmieniać i moje ostatnie zdjęcia wyglądają tak:


Fujifilm X20, przysłona f 2,0, ISO 200


Aparat taty, Canon EOS 60D, przysłona f 5,6, ISO 200

Odkąd na dobre zadomowiłam się w blogosferze, moimi wzorami są: Magda (Konwalie w kuchni), której zdjęcia są pełne głębi, ostrości, a dania nie wymagają ozdobników. Bronią się same. Zdjęcia Agnieszki (Rustykalna kuchnia) podziwiam za tajemniczość i apetyczność. :) Bardzo lubię zdjęcia Marzeny (Zacisze kuchenne), która nie raz służyła mi radą. :) A także Ewelajny (Kuchnia pełna smaków), u której zobaczyć można coś więcej niż samo danie. Zdjęcia Olimpii (Pomysłowe pieczenie) cenię za lekkość, jasność i doskonale dobrane kolory.
To dzięki Olimpii trafiłam jakiś czas temu na bloga Kingi (Green Morning), która z okazji pierwszych urodzin bloga zorganizowała konkurs. Wygraną jest kurs fotograficzny poprowadzony przez Kingę właśnie. Kingi zdjęcia po prostu... żyją! Mają w sobie opowieść. I tego chciałabym się od Kingi nauczyć.
Mimo, że moje zdjęcia są lepsze od tych, które były na początku, to wiem, że do perfekcji im bardzo daleko. Zdjęcia robię "na czuja", metodą prób i błędów. Korzystam ze światła dziennego. W pochmurne dni wędruję do sypialni, w której biała szafa rozjaśnia potrawę. Staram się już nie robić zdjęć w świetle sztucznym. Na razie mi to nie wychodzi. Czasem brakuje mi pomysłu na zdjęcie, na to jakich gadżetów użyć. Wówczas korzystam ze starych koncepcji, zamiast rozwinąć wyobraźnię. Mam w głowie zdjęciowy bałagan, który chciałabym uporządkować.

Osobom, które dopiero zaczynają przygodę z fotografią kulinarną radzę zwracać uwagę przede wszystkim na światło, oraz na to by ciągle robić zdjęcia. Wszystkiego czego się da. Porównywać. To dobra nauka. :) Gadżety, typu talerzyki, miseczki, kubeczki, stare sztućce, deseczki itp. można za grosze kupić wielu lumpeksach. Bardzo lubię polować na takie kuchenne cudeńka, niestety mam już mało miejsca w kuchennych szafkach.

Jeśli ktoś chciałby wziąć udział w konkursie, tutaj znajdzie szczegóły.
A może udział w kursach fotograficznych organizowanych przez Kingę? (klik)

wtorek, 5 sierpnia 2014

Komandos bagienny! Kurki z młodymi ziemniaczkami i kiełbaską


Mam kilku stałych "dostawców".
Takich domowych, ze świeżym, prawdziwym produktem.
Twaróg, jaja, ziemniaki, warzywa ogólnie, czasem szparagi wiosną.
Kurki. 
Kurki w sporych ilościach!
Kurki piękne, duże, jędrne, czyste.
Nie jakieś takie zwiędłe, małe, które widuję w sklepach.

Od lat kilku Komandos Bagienny regularnie przynosi kilogramy kurek do domu Za Rzeką.
Ajwonka i Gie nie są w stanie tego przejeść, więc wożą do pracy.
Jak jest jeszcze ich nadmiar to ja rozprowadzam wśród swoich.

 

W sobotę przy śniadaniu pytam Ajwonkę o kurki.
I wiem co odpowie "nie ma, za sucho przecież".
W sobotę wieczorem ktoś puka do drzwi.

- Pani Ajwonko, dziś mam tylko troszkę, tak za 6 zł (red. 400g)

Jaki normalny zbieracz grzybów znalazłby prawie pół kilo kurek gdy taka susza panowała??
Już rozumiecie skąd ksywa Komandos Bagienny? :P

- A mąż mówił, że jutro gości macie, to jakbym znalazł, to więcej przyniosę, co?
- Tak Panie Komandosie Bagienny! Niech przyniesie każdą ilość! (to ja)
- Ooo, pierożki lepicie. Pewnie na jutro już?

Niestety, w niedzielę nie było dostawy. Zakładam, że ogromna (jakże orzeźwiająca i piękna!) ulewa pokrzyżowała KB szyki. :)
Nic straconego...


Skład: 800 g kurek, 300-400 g kiełbasy wędzonej, ok. 26 małych młodych ziemniaków, 2 średnie cebule olej, garść koperku, sól, pieprz, tymianek;
  • ziemniaki (w mundurkach, obrane lub oskrobane) gotujemy w osolonej wodzie,
  • kurki myjemy, większe przekrawamy na mniejsze części,
  • kiełbaskę i cebulę kroimy w kosteczkę,
  • na rozgrzanej oliwie podsmażamy kilka minut kiełbasę, 
  • dodajemy kurki z tymiankiem,
  • gotujemy 10-15 minut,
  • dodajemy cebulkę,
  • po kilku minutach dodajemy ziemniaki, koperek, pieprz, mieszamy i gotujemy razem ze 2 minuty;


Źródło: Katarzynka