Strony

wtorek, 31 maja 2016

Regionalne smaki - ruchanki kociewske / Zuchwałe życzenia!

Spokojną głowę mieć.
Tak jak niezmiennie spokojnie nasz balkon wygląda.
Dobre myśli mieć.
Jak dobre było śniadanie sobotniego poranka.
Nie bać się.
Jak się ciasto drożdżowe nie boi panoszyć po kuchni.



Wzrastać, iść do przodu, choć małymi kroczkami.
Choć w niewielkim stopniu
tak szybko
jak to ciasto rosło.
Jak głupie niemal.

Czuć słodycz życia.
Jak słodki był sos truskawkowy
bez dodatku cukru.
Wszak od nadmiaru słodyczy 
niedobrze się robi.

Uśmiechać się.
Z taką intensywnością
jak te placki rumieniły się na patelni.

Radować się prostotą życia i każdym dniem.
Jak wtedy gdy śmieją się do nas pierwsze truskawki.
Jak wtedy gdy nie mogłam powstrzymać emocji
gdy wieźliśmy do domu kawałek drzewa...


Tego wszystkiego
chcę zachłannie dla siebie.
Tak po prostu.
I tego Wam życzę.
Toż to jutro Dzień Dziecka. ;))

***********************

Racuchy, a dokładnie ruchanki kociewskie przygotowałam zgodnie z przepisem opublikowanym przez Renatę w ramach kolejnego poznawania naszych regionalnych smaków. Ruchanki kociewskie od dawna przygotowywane są na Kociewiu, położonym na Pomorzu Gdańskim.



Skład: 500 g mąki, 100 g masła, 3 jajka, 50 g drożdży, 1 szklanka mleka, 1 łyżka cukru, duża szczypta soli, laska wanilii (niekoniecznie, nie była wyczuwalna), olej do smażenia (użyłam kokosowego);
  • Drożdże wymieszać z cukrem i 5 łyżkami ciepłego mleka i odstawić do wyrośnięcia, aż drożdże zaczną pracować (10-15 minut),
  • Pozostałe mleko podgrzać, dodać masło. Gdy masło rozpuści się dodać wanilię, sól i dokładnie wymieszać,
  • Do dużej miski wsypać mąkę, zrobić w niej dołek wlać przestudzone mleko z masłem, zaczyn drożdżowy i  rozbite jajka,
  • Ciasto dokładnie wymieszać łyżką, przykryć ściereczką, pozostawić do wyrośnięcia (aż podwoi objętość - u mnie po około 20 minutach ciasto wyszło ponad miskę ;) ),
  • Wyrośnięte ciasto nakładać małymi porcjami na patelnię z rozgrzanym olejem,
  • Racuszki smażyć z obu stron na średnio rozgrzanej patelni (około 2 minuty z każdej strony),
  • Racuchy podać na ciepło z konfiturami lub posypane cukrem pudrem;


My racuchy jedliśmy z cukrem pudrem i sosem ze świeżych truskawek, które Pan Wu zdobył w sobotni poranek. Okazało się to nie lada wyczynem, bo sobota była sobotą długiego weekendu. ;)

środa, 25 maja 2016

Zupa szparagowa na smacznym warzywnym wywarze / A bezdzietni głosu nie mają?




Hałas.
Nie lubię go.
Męczy mnie.
Czasem męczy szumiące w oddali radio.
Nie uznaję krzyczących kłótni,
nie rozumiem krzyku na drugą osobę.
Pan Wu. ma donośny głos
i potrafię powiedzieć "ale mów, proszę, ciszej". :)

Nie wiem
czy to ja mam tak wrażliwe ucho?
Może niedobory wzrokowe
dały mi nadmiary słuchowe? :)

Nie lubię uporczywego hałasu.
I nieważne czy jest to długotrwały dźwięk kosiarki,
piły,
okapu (!),
czy gromady dzieci krzyczących godzinami pod oknami naszego parterowego mieszkania.



A piszę o tym dlatego,
że o te dzieci toczy się spór w naszym bloku.
Wielu osobom to przeszkadza,
a innym nie.
I tak, usłyszałam od jednej z matek
"bo nie ma pani dzieci".

Hm,
no tak, nie mam,
ale czy to znaczy,
że nie mogę wyrazić swojego zdania?
Zdania w kontekście hałasu?
Nawet nie dzieci jako takich.
Choć gdybym miała na to ochotę,
to też nie mogę?
Bo NIE MAM DZIECI?

Póki co,
zamykam okna,
wyciszam radio,
wyłączam okap,
wentylację ustawiam na najniższy poziom,
nalewam zupę
i jem.
Jem i spokojnie rozmawiam z Panem Wu. 
A później, zastanawiam się, jakie wiosenne zupy zjadłabym u moich koleżanek.
Małgosi, Marzeny, Magdy i Kamili.





Zupa na cztery pory roku - wiosna!
Skład: 1,5 l wody, 3 średnie marchewki, 2 średnie pietruszki, pół małego selera, zielona część pora, kawałeczek imbiru, pęczek zielonych i pęczek białych szparagów, 2 spore gałązki lubczyki, 2 spore gałązki natki marchewki, łyżka masła, kulki kolorowego pieprzu, 2 kulki ziela ang., 1 liść laurowy, szczypta kurkumy, szczypta bertramu (opcjonalnie);
  • wodę zagotowujemy i dodajemy łyżkę masła,
  • warzywa korzeniowe obieramy i kroimy w duże kawałki,wrzucamy do wrzątku,
  • białe szparagi obieramy i kroimy na pół - dolną część (wraz ze zdrewniałymi końcówkami) dodajemy do wrzątku,
  • to samo robimy z zielonymi szparagami, ale nie obieramy ich,
  • do wrzątku dodajemy por, lubczyk, nać marchwi,
  • dodajemy przyprawy,
  • gotujemy na małym ogniu aż wszystkie warzywa będą miękkie;
  • z wywaru wyławiamy wszystko oprócz szparagów,
  • gdy wywar trochę ostygnie blendujemy całość na delikatny krem (nie będzie bardzo gęsty),
  • jeśli w zupie wyczujemy łyka przelewamy ją przez sito lub durszlak;


Następnie: 4 średnie ziemniaki, kawałeczek świeżej ostrej papryczki (ilość wedle upodobań), 50 ml śmietanki 30%, garść koperku
  • ziemniaki obieramy, myjemy, kroimy w kostkę,
  • pozostałe szparagi kroimy na kawałki, nie uszkadzając główek,
  • zupę zagotowujemy i dodajemy do niej ziemniaki, papryczkę i szparagi bez główek,
  • po 5 minutach dodajemy główki,
  • gotujemy około 15 minut, do pożądanej miękkości szparagów,
  • pod koniec gotowania dodajemy śmietanką i posiekany koperek,
  • w razie potrzeby doprawiamy;

Zupa, dzięki wywarowi jest bardzo smaczna.
A z warzyw wyciągniętych z wywaru i surowego pora zrobiłam sałatkę jarzynową. :) Dogotowałam jedynie ziemniaki i jaja. 
A teraz idę poczęstować się zupami dziewczyn. :)

poniedziałek, 9 maja 2016

Doniesienia z działki :)


Prace na działce idą swoim tempem.
Od rana, wiadomo, jesteśmy wszyscy w pracy.
Popołudnia niektóre są zajęte, a inne wolne.
A w każde wolne jeszcze nie chce się iść... ;)

Zauważyłam jednak bardzo dużą zmianę w moim podejściu.
Przychodzi wolny dzień,
a ja chcę iść działać!
Dlaczego?
To banalne...
Widzę efekty!
A im ich więcej tym bardziej zbliżamy się do finiszu
i do mniejszego nakładu pracy.




Oczami wyobraźni układam na kuchennych półeczkach
podziadkowe talerzyki i filiżanki.
Wieszam lampiony,
otwieram nowe, zrobione przez Pana Wu, okiennice.
W sklepie kupuję oliwę z oliwek, musztardę sarepską
i stawiam na półeczce,
bez grymasu na twarzy,
że będą obsypane przez korniki...


 Przed

Po

Póki co
walczę z chwastami,
koszę trawę kosiarką spalinową,
która na razie jest dla mnie za ciężka ;)
Walczę z mchem na piaskowcu
i widzę światełko w tunelu,
że walkę wygram.
Pod żywopłotem wysypuję korę,
bo dzięki niej
nie będę musiała w tym miejscu plewić. :)




Tak się dymi z altany ;) 



Doglądam coraz większe piękne paprocie
i wypatruję drobnych dzwoneczków
na konwaliowej polance.






Pan Wu skończył całą elektrykę,
doprowadził światło do maleńkiej piwniczki pod altanką.
Pociągnął prąd do ściany,
na której zawiśnie telewizor.
Siwy jest fanem piłki nożnej... :)
W końcu mamy też światło na zewnątrz.




Dziury między cegłami zostały wypełnione pianką,
a jedna ściana pokryta zaprawą tynkarską,
niedbale, żeby choć trochę było widać cegły.
Niestety są w kiepskim stanie i nie wyglądałyby ładnie.
Całość pomalujemy chyba na biało.
Pięknie się to będzie komponować z fugami, które są między kamieniami.



Kominek roboty Dziadka, oczywiście ;)

Obiadujemy i kawkujemy oczywiście na świeżym powietrzu :)




I tak to nam leci czas...
Sobota była działkowa,
niedziela rowerowa.
Zrobiliśmy piękne 40 km w okolicach mojego domu rodzinnego.
Widoki były tak cudne,
że aparatu nie chciało mi się wyciągać!
I niech takie te wyprawy będą. :)

A Wam, jak minął ten piękny majowy weekend?
A może macie jakieś ogrodnicze rady?