wtorek, 27 marca 2012

Ekspresowe drożdżowe


Nie jestem wielką fanką ciast drożdżowych. Nie lubię jak są bardzo wyrośnięte. Robienie tego ciasta jest dla mnie żmudne. Dlatego sceptycznie podeszłam do przepisu, który Ajwonka dorwała od podróżniczych koleżanek. Jak to nic się nie zagniata? Jak to prawie nic się nie robi? Przecież to niemożliwe! A jednak...
Okazuje się, że nawet drożdżowe ciacho może być dziecinnie łatwe, może nie absorbować za bardzo.

Proporcję podaję takie jak w przepisie. Ja na swój własny użytek, czyli żeby nie było wysokie - podzieliłam proporcje na pół i ciasto zrobiłam w piekarnikowej płaskiej blaszce ;).
Pewnie wiele z Was uzna mnie za drożdżowego profana, bo chodzi właśnie o to by wyrooooooooosło jak najwyższe i żeby ten cały drożdżowy wysoki dół maczać w czymś do miękkości... 
Ja nie lubię jakiegokolwiek maczania, a tym bardziej nie lubię cieszyć się tylko smakiem wierzchu ciasta czyli kruszonką i owocami ;).



To, dla mnie było idealnie niskie ;). Przyznaję się bez bicia, proporcje podzieliłam, ale czasu pieczenia już nie zmniejszyłam zbytnio, więc spód niestety się zjarał ;). Trudno, następnym razem będzie idealne :).

Do miski wsypujemy wszystkie poniższe składniki, zachowując poniższą kolejność:
  • 1 kostka drożdży,
  • 1 lub 1 i 1/2 szklanki cukru,
  • 1 cukier waniliowy,
  • 6 całych jaj,
  • 1 szklanka oleju,
  • 1 szklanka mleka,
  • 5 szklanek mąki;
Składników nie mieszać, nie ruszać! Przykryć ściereczką i odstawić na 3 godziny. Po tym czasie dobrze wymieszać ręką, wylać ciasto na blaszkę wysmarowaną olejem. Na wierzch ciasta wyłożyć owoce (u mnie odmrożone truskawki - nawet kupne mrożone są pyszne w porównaniu do tych świeżych mutantów ze sklepowych półek) i kruszonkę. Przepis na kruszonkę znajdziecie tutaj. Tutaj też znajdziecie przepis na przepyszne drożdżowe z rabarbarem, takie... z prawdziwego zdarzenia :).

Ciasto piec 30 - 40 min w temp. 180 stopni. Mój płaszczak powinien siedzieć w piekarniku maks. 30 minut :)

wtorek, 20 marca 2012

Wiosenna uległość do...

W przeddzień kalendarzowej wiosny małe przedwiosenne spostrzeżenie. Nie będzie to żadne novum, gdyż mam na myśli wszędobylski wysiłek fizyczny na przemian z (prawie) wszędobylską dietą. Wszystko zaczęło się od Siwego. Chociaż nie wiem czy od niego skoro on od X czasu męczy szóstkę weidera, od X czasu po weekendowej rozpuście, wieczorami wcina twaróg, a jak waga spadnie o 500 g... Ach cóż to jest za szczęście! :) "Alucha zgadnij ile ważę?:D".


Wszak jeden domownik wczuwający się w te tematy wiosny yyy... pociągu do aktywności fizycznej lub dietowej nie czyni, ale dwóch domowników?? Dwóch na czterech, a w zasadzie na trzech i pół, bo te pół to połowa mnie, więc w zasadzie dwóch na TRZECH domowników zaczęło intensywnie ćwiczyć i intensywnie nie jeść kolacji (to drugie to z różnym skutkiem ;) ). A ja tak z boczku biernie przyglądałam się wyczynom Siwego i Szpakersa i tej połówki, która bez problemu wkłada sobie stopy do buzi... Uff, jakie to szczęście, że tylko ten mały domownik to potrafi! ;)
Jakby tego wszystkiego było mało to pracowe koleżanki zapisały się na aerobik (5 razy w tygodniu! helooooł!), a inne pracowe koleżanki po atrakcyjnej cenie wykupiły ładnych kilka wejść na jakieś dziwne rolkowe urządzenie, które potrafi zdziałać cuda. Eche, jasssne... :)

I co? Chcąc nie chcąc całe to przedwiosenne zamieszanie dopadło i mnie. Dołączyłam do jednej grupy pracowych koleżanek. Której grupy? Żeby nie szaleć tak na początku to oczywiście do tej drugiej.
Ale żeby nie było, że leniwiec ze mnie, intensywnie ćwiczę na tvn-owskich faktach, kończąc je (te ćwiczenia) oglądając jedynkowe wiadomości. Podobno od przybytku głowa nie boli. Zaczynam w to wątpić..., ale to już inna historia :).


Może w swej domowej wiosennej aktywności przegoniłam już Siwego i Szpakersa? Ich może tak, ale tej małej rozciągniętej połówki domownika nie dogonię :D.
Jednak zdecydowanie wszystkich ich razem wziętych przegoniłam w uległości do wiosennych, a może póki co przedwiosennych dań :).
  • ok. 400 g polędwiczek wieprzowych kroimy w cienki plastry,
  • każdy plaster rozpłaszczamy delikatnie pięścią,
  • mięso zalewamy 4 łyżkami sosu sojowego i  3 łyżkami oliwy - odstawiamy pod przykryciem na kilka godzin do lodówki,
  • po przegryzieniu się polędwiczek smażymy je chwilkę z każdej strony - solimy i pieprzymy,
  • 400 g zdrowego razowego makaronu (u mnie rurki) gotujemy al dente,
  • 200 g gorgonzoli roztapiamy na dużej patelni - na małym ogniu,
  • do roztopionej gorgonzoli wlewamy 200 ml śmietany 12% i wrzucamy 1 rozbełtane żółtko - całość powoli mieszamy,
  • do sosu wrzucamy odcedzony makaron - mieszamy,
  • makaron z sosem przerzucamy na talerz, układamy plastry polędwiczek,
  • całość posypujemy rukolą i startym żółtym serem.


A jak z Waszymi pociągami, uległościami czy też wiosennymi aktywnościami? :)

P.S. Osobom bardzo aktywnym danie powinno się spodobać ze względu na krótki czas wykonania ;).

P.S.2. Źródło :) 

niedziela, 11 marca 2012

Stecca


Co to ta stecca?? Pierwszy raz przeczytałam o niej u Agi zaledwie kilka dni temu. Od Agi trafiłam do Anny-Marii i tak o to ujrzałam urocze długie chlebki. Skojarzyły mi się ze starą dobrą zapiekanką kupowaną w ulubionej zielonej budce (nie mylić z lodami;) ). Oczywiście z zapiekanką ma niewiele wspólnego :). Zdecydowanie bliżej jej do pizzy albo do takiego chlebka pieczonego na starej wiejskiej płycie kaflowego pieca. Chlebka, na którym od spodu robią się ciemnobrązowe kropy :). Chlebka, który jest bardzo chrupiący.
Taka jest stecca - chrupiąca z zewnątrz bardzo, przyrumieniona z wierzchu, z plamami od spodu. A dodatkowo mięciutka w środku. No i te dodatki... Te zioła...




Wykonanie jest bardzo łatwe, sama praca to zaledwie chwila. Chwila bardzo brudna ;). Pełno mąki na ściereczkach, kawałki klejącego, ciągnącego się ciasta gdzieś dookoła ;). Ale to nic! Jaki problem to posprzątać w oparach pieczonego czosnku? :D

Pamiętać trzeba o jednym, jeśli steccę chcemy podać dziś musimy zacząć ją robić wczoraj :).


A zacząć robić to znaczy:
  • 1,5 szklanki wody wlewamy do miski,
  • wsypujemy 1/4 łyżeczki drożdży w proszku - mieszamy aż się rozpuszczą,
  • dodajemy 3 szklanki mąki, 1/2 łyżeczki soli, 3/4 łyżeczki cukru,
  • całość mieszamy (nie zagniatamy) ręką tak by składniki się połączyły - zajmuje to około pół minuty,
  • miskę przykrywamy folią spożywczą i odstawiamy na 12 - 18 godzin.
Po godzinach...
  • ciasto jest gotowe do dalszych prac w momencie gdy podwoi swą objętość i na wierzchu będzie miał bąbelki powietrza,
Dalsze prace...
  • stolnicę lub blat zasypujmy mąką, na którą wykładamy nasze ciasto (jest ono dość rzadkie, ciągnące się),
  • przekładamy ciasto kilka razy i formujemy z niego płaską kulę,
  • kulę przekładamy na ściereczkę obsypaną mąką,
  • ciasto smarujemy oliwą z oliwek i posypujemy szczyptą soli, następnie obsypujemy mąką i przykrywamy drugą ściereczką,
  •  czekamy 1 - 2 godziny - znów podwoi swą objętość, a jest gotowe gdy robiąc w nim dziurkę dziurka zostaje :),
  • kulę dzielimy na cztery części, a z każdej z nich formujemy podłużny chlebek (w zasadzie sam się uformuje gdy podniesiemy ciacho do góry - zadziała grawitacja ;) );

    Wykończenie:
    • chlebki układamy na wysmarowanej oliwą blaszce piekarnikowej,
    • smarujemy z wierzchu oliwą,
    • układamy np. plastry pomidorów, ząbki czosnku, oliwki,
    • doprawiamy solą morską i ziołami (u mnie prowansalskie) - proponuję nie żałować ilości przypraw :),
    • wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 260 stopni na około 15 minut,
    • stecce będą gotowe jak ładnie się zarumienią;

    Mi najbardziej smakowały cieplutkie z samym czosnkiem lub z samym pomidorem.
    Danie idealne na kolację lub śniadania (ale wtedy odradzam czosnek ;) ).

    I ostatni czosnkowy kawałek :) 




    LinkWithin

    Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...