środa, 31 grudnia 2014

Na kaca #3


Życie bywa niezwykle przewrotne.
Niesie ze sobą wielki wór niespodzianek.

Rok temu o tej porze, szłam z kumplem do lidla kupić jakieś stroje na wieczór.
By we trójkę, wspólnie z Lee, zaskoczyć resztę naszej paczki.
Na tę poranną wyprawę do lidla, umówiliśmy się w wigilię Sylwestra.
Wszystko spontanicznie.
Tak można tylko z tymi, którzy blisko...
Tylko z tymi, którzy blisko mogłam cała noc paradować w dziecięcym stroju rycerza ;)


Tamtego poranka i tamtej nocy nie przypuszczałam,
że lada moment ów wór się rozsypie.
Nie przypuszczałam, że wystarczy jedna, a raczej dwie myśli, by wykonać jeden mały ruch,
a nastąpi cała lawina zmian.
Po roku, jestem niby w tym samym miejscu,
a jednak w innym.
Z zupełnie innymi myślami,
ale...
z tymi samymi ludźmi!

Skład: 6 dużych ziemniaków, olej rzepakowy, sól, przyprawy ulubione (u mnie była to wędzona papryka- rewelacja odkryta na warsztatach) i czosnek granulowany);

  • piekarnik włączamy na 220 stopni,
  • ziemniaki obieramy, myjemy i kroimy w grube paski,
  • w misce łączymy je z olejem (ilości tyle, by wszystkie kawałki były nim pokryte) i przyprawami,
  • frytki przekładamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia,
  • układamy je tak, by nie leżały jeden na drugim,
  • wstawiamy do nagrzanego piekarnika (na wyższą półkę) na 25 minut,
  • po tym czasie włączamy termoobieg i pieczemy jeszcze 10-15 minut, aż frytki się zezłocą,
  • po upieczeniu frytki odkładamy na ręcznik papierowy;



Składniki na sos: 3 łyżki majonezu, 1 żółtko, 2 łyżki oliwy z suszonych pomidorów (lub jakiejkolwiek innej smakowej, lub nie), pieprz, szczypiorek;

  • majonez miksujemy z żółtkiem,
  • dodajemy oliwę i miksujemy jeszcze chwileczkę,
  • mieszamy z pieprzem i posiekanym szczypiorkiem;

Na kaca #1 (klik)
Na kaca #2 (klik)


*****************

Dziękuję za miniony rok, za to, że ciągle tu zaglądacie.
To dla mnie niezwykłe wyróżnienie :)

Życzę Wam, by Nowy Rok był dla Was pozytywnie przewrotnym,
by dobre niespodzianki towarzyszyły Wam przez wszystkie miesiące,
i by życzliwi ludzie byli przy Was każdego dnia.

wtorek, 23 grudnia 2014

Proste życzenia z pierwszą choinką w tle...

Jeszcze niedawno życzenia typu szczęścia, radości, zdrowia...
odbierałam jako coś nudnego.
Nie można się wysilić i wymyślić czegoś bardziej ambitnego?
Czegoś bardziej dogłębnego? Z polotem?
Czegoś bardziej osobistego i szczegółowego?

 
Od jakiegoś czasu czuję prawdziwą moc tych słów.
Spokój, szczęście, radość, uśmiech, zdrowie, miłość.
To są najważniejsze uczucia i odczucia.
Czasem mam wrażenie, że jeśli będzie to pierwsze i te dwa ostatnie,
czyli spokój, zdrowie, miłość, to będzie cała reszta.


Dlatego dziś tego Wam życzę z okazji Świąt.
Spokoju, miłości i zdrowia.
Tak po prostu i tak zwyczajnie,
ale prawdziwie,
ale życzę tego co jest najważniejsze,
i tego wszystkiego co zawiera się w tych prostych słowach.


A te kadry to z naszej pierwszej wspólnej choinki.
W zasadzie, też z mojej pierwszej! :)
Nigdy w dorosłym życiu nie miałam choinki!
I ta jest taka idealna... ;)

sobota, 20 grudnia 2014

Sałatka śledziowa z ziemniakami, fasolą, szczypiorkiem, czyli smaki do których trzeba dojrzeć

Pamiętam, że gdy byłam dzieckiem,
w czasie wigilijnej kolacji nie jadłam większości potraw.
Zupy grzybowej, wszystkich ryb,
śledzi oczywiście, pierogów z kapustą i grzybami.
Mam wrażenie, że jadłam tylko sałatkę jarzynową.

Nie mam wspomnienia, że rodzice zmuszali mnie do jedzenia czegoś.
I to nie tylko w wigilię, ale przez cały rok i lata.
Wręcz pamiętam, że musieli przed małą Alą chować grzybki w occie. ;)


Pamiętam zapach smażonej wątróbki.
Jak ja uwielbiałam ten zapach!
Samego mięsa nie tknęłam.
Nie lubiłam jeszcze całej masy rzeczy...
Nie wiem czy rodzice mieli z tym problem.
Ja go nie miałam.
I myślę, że w dużej mierze dzięki temu, dziś jem...
wątróbkę, grzybową, pierogi, ryby, śledzie!
I całą masę innych rzeczy. ;)

Jestem przekonana, że do pewnych smaków trzeba dojrzeć.
Śledzie, tatar, może i podroby,
ale ogromny wpływ na nasze późniejsze jedzenie ma podejście rodziców
i innych dorosłych osób, które towarzyszą nam w dzieciństwie.
Nie zmuszać! :)
Zatem dziś, wigilijna, dorosła ;) sałatka śledziowa. :)


Skład: 6 filetów śledziowych, 4 ziemniaki ugotowane w mundurkach, puszka fasoli, 1 duża cebula garść natki pietruszki, pęczek szczypiorku, olej rzepakowy, sok z cytryny, pieprz, sól, odrobina kurkumy;
  • śledzie moczymy 1-2 godziny, następnie kroimy w dużą kostkę,
  • ugotowane ziemniaki obieramy. kroimy w kostkę, przerzucamy do miski i skrapiamy olejem doprawiając pieprzem,
  • cebulę obieramy, kroimy drobno, dodajemy do ziemniaków, skrapiamy sokiem z cytryny i olejem,
  • fasolkę odsączamy, dodajemy do reszty składników wraz ze śledziami, ewentualnie solimy
  • dodajemy posiekany szczypiorek, matkę i kurkumę,
  • całość mieszamy, jeśli potrzeba skrapiamy sokiem z cytryny i olejem;


A Wy jakie macie wspomnienia? Czego nie jedliście i dziś jecie? :)

Inspiracja: Palce lizać nr 44 (198)

wtorek, 16 grudnia 2014

Świąteczny chleb z owocami

Doradca pośpiech.
Bardzo go nie lubię.
On rzadko dobrze radzi.



Weekend spędzony na ZaRzekowych porządkach spowodował, że za grudniowy chleb mogłam zabrać się w niedzielę wieczorem.
Wszystko poszło zgodnie z planem.
Przygotowałam co trzeba na poniedziałkowe popołudnie.
A wtedy zabrzmiał telefon, że wieczorem będziemy mieli gości.
W domu sajgon.
Dosłownie sajgon.
I rozgrzebany chleb.
I ja w domu sama.
A chleb nie chce się zagnieść.
Musiałam dodać dwa razy więcej wody, 2 razy więcej masła,
owoce wgniotłam w ciasto wyjątkowo niedbale.
W myśl zasady "niech się dzieje co chce".
Zaczęłam ogarniać dom i wtedy się dowiedziałam, że goście wpadną, owszem, ale...
w inne równie ważne dla nas miejsce* :)
Tak więc cały pośpiech okazał się zbędny i jestem przekonana, że gdyby nie on mi wczoraj doradzał, chleb wyszedłby mi porządniej. :)
Jednak nie ma tego złego - mieszkanie ogarnięte. :D



Dzisiejszy chleb, dzięki dodatkom i dłutotrwałemu przygotowaniu, jest iście świąteczny!
Przepis znalazła Amber w książce Artisan Breads, a jego autorem jest Jan Hedh.

Skład (proporcje na 2 bochenki, podaję zgodnie z recepturą, a w nawiasie sa moje uwagi): 
Dzień 1:
moczenie: 225 ml suszonych moreli, 125 ml suszonych rodzynek (ja dałam żurawinę), 750 ml wody;
  • morele zalewamy 500 ml wody i moczymy 24h,
  • rodzynki (żurawinę) zalewamy 250 ml wody i moczymy 30 minut,
  • po upłynięciu czasu owoce odsączamy, 
  • morele kroimy na ćwiartki;
starter: 170 ml mąki pszennej chlebowej, 1/4 łyżeczki drożdży instant, 40 ml wody plus 1/2 łyżki do rozpuszczenia drożdży, 1/2 łyżeczki soli;
  • mąkę zalewamy wodą i drożdżamy rozpuszczonymi w wodzie,
  • wyrabiamy ręcznie lub na małych obrotach miksera przez 10 minut,
  • ciasto przekładamy do plastikowego i naoliwionego pojemnika i odstawiamy do lodówki na 24h;


Dzień 2: 
900 ml mąki chlebowej, 80 ml mąki żytniej, 80 ml mąki graham (ja dałam pełnoziarnistą), 25 ml cukru muscovado (ja dałam brązowy cukier), 225 ml wody (ja dałam około 2 razy więcej), 1,5 łyżeczki drożdży, 4 łyżki masła (dałam więcej), 2 łyżeczki soli;

Dodatkowo: 50 ml mąki, 80 ml orzechów, 40 ml pistacji (dałam tylko pistacje, orzechów nie zdążyłam rozłupać), 1 łyżka rozpuszczonego masła do posmarowania chleba;
  • mąki mieszamy z cukrem, dodajemy starter, wodę i drożdże i zagniatamy na niskich obrotach (ja ręcznie) przez 5 minut,
  • dodajemy masło i chwilę zagniatamy aż ciasto będzie plastyczne,
  • morele, rodzynki (żurawinę), orzechy, pistacje mieszamy z mąką (50 ml),
  • dodatki delikatnie wgniatamy w ciasto,
  • ciasto umieszczamy w naoliwionym pojemniku z przykrywką i odstawiamy do wyrośnięcia na 60 minut,
  • po 30 minutach przebijamy ciasto,
  • blat obsypujemy mąką, wykładamy ciasto i dzielimy je na dwie kule,
  • przykrywamy kule ściereczką i zostawiamy na 10 minut,
  • kule spłaszczamy, formujemy bochenki, smarujemy masłem i przekładamy do prostokątnych foremek; 
  • bochenki posypujemy mąką żytnią, przykrywamy ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia (podwojenia objętości) na 60-90 minut,
  • piekarnik nagrzewamy do 250 stopni,
  • foremki wkładamy do piekarnika i spryskujemy go wodą,
  • po 5 minutach zmniejszamy temp. do 180 stopni,
  • po 10 minutach uchylamy piekarnik, by wypuścić parę,
  • hchleby pieczemy 40-45 minut (w sumie piekłam około 55 minut),
  • bochenki wyjmujemy z foremek, wkładamy do pieca i pieczemy jeszcze przez 5 minut,
  • wyłączamy piekarnik, uchylamy drzwiczki i zostawiamy chleby do wystudzenia,
  • chleb dobrze przechowuje się w plastikowych pojemnikach.


Chleb jest bardzo smaczny i wart takiego nakładu pracy. :) Nam najbardziej smakuje po prostu z masłem. :) Co ważne, chleb bardzo fajnie rośnie. :)

Lista piekących:
BajkoradaFabryka kuchennych inspiracjiGrahamka, weka i kajzerkaKuchennymi drzwiamiKuchnia GuciaNie tylko na słodkoNieład malutkiOgrody BabilonuSmakowe kubkiUgotujmy to

* o tym miejscu opowiem za jakiś czas :)

czwartek, 11 grudnia 2014

Warsztaty kulinarne z Martą Dymek

Z okazji moich ostatnich urodzin dostałam m.in. karnet na warsztaty kulinarne.
Warsztaty z Martą Dymek (Jadłonomia), czyli warsztaty wegańskie.
Czy muszę mówić jaka była moja radość gdy otworzyłam ten prezent? :)
Tak na marginesie - prezenty jakie dostałam w tym roku, oraz niespodzianki jakie mnie spotkały były wyjątkowe.
Aż tak, że na urodzinowej imprezie byłam pijana ze szczęścia. :)
Lubię wspominać tamten czas, ale dziś o warsztatach.
Odbyły się one w ostatnią niedzielę w poznańskim Spocie.
Klimat miejsca rewelacyjny. Ściany w cegle, pomieszczenia tak wysokie, że ciężko je było ogarnąć aparatem. ;) Wszak to budynek po XIX-wiecznej elektrowni.



Bardzo byłam ciekawa jaka rzeczywiście jest Marta i jak będą wyglądały same warsztaty.
Nie byłam do tej pory na żadnych i nie ukrywam, że czułam lekki stresik. ;)
Czy sobie poradzę, czy nie będzie zbyt trudnych zadań do wykonania.
Stres był bezzasadny, ale o tym za chwilę.

Jadłonomię odwiedzam od dłuższego czasu. Bardzo lubię bezmięsne dania, a ten blog jest kopalnią pomysłów.
Martę kojarzę z tv i wydawała mi się osobą wyniosłą.
Nic bardziej mylnego!
W rzeczywistości jest bardzo sympatyczna, otwarta, miła, bardzo pomocna i rozmowna.
Bezsprzecznie to był ogromny plus warsztatów. :)

Zostaliśmy podzieleni na 3 kilkuosobowe grupy.
Każda grupa miała do zrobienia 3 dania, na podstawie receptur Marty.
Moja grupa przygotowała:


carpaccio z buraka posypane wegańskim parmezanem
parmezan oczywiście robiłyśmy same i to jest przepyszne odkrycie! :)


aloo gobi, czyli curry z kalafiora z cynamonowym ryżem 
(to danie to mój faworyt - dziś na obiad),


sałatkę z blanszowanego jarmużu, awokado, pomidorków, polaną sosem z tahiną oraz srirachą 
(bardzo pikantny sos - kolejne odkrycie).

Dania pozostałych grup:


sałatka z pieczonej marchwi z wodą pomarańczową


czerwona kapusta z syropem daktylowym


sałatka z jarmużu z jabłkami


wietnamskie bagietki z tofu z masłem orzechowym (pycha!)


pieczona marchew z tahiną i granatem


krem kalafiorowy z czipsami kalafiorowymi (bardzo dobry)

Jak widać, większość dań to sałatki. Z warzyw surowych, pieczonych lub gotowanych.
Zrobienie sałatki to nie taka znowu filozofia. ;)
Przyznam szczerze, że wykonanie powyższych dań nie było dla mnie wyzwaniem. Z zadaniem uwinęłyśmy się bardzo szybko. Każda z nas robiła co innego, więc w zasadzie nie było możliwości by samemu zrobić jedno danie od a do z.
Wszystkie dania były smaczne, jednak każde z nich miało w sobie wyrazisty składnik, np. sezam, kumin, masło orzechowe. Tyle dań z tak mocnymi akcentami to dla mnie zbyt wiele. ;) Nie mogłam zjeść tego dużo i się najeść. ;)



Na warsztatach zabrakło mi nowinek (mimo, że poznałam kilka fajnych składników, których będę używać w kuchni i tak czuję niedosyt ;)), trików, trudniejszych dań do wykonania.
Odtworzenie przepisu, który leży na stole to naprawdę nic trudnego i nic nowego. A do tego pan podający nam większość składników ;)

Jakie nie byłyby moje odczucia i obserwacje, to jedno jest pewne.
Było to dla mnie bardzo fajne i pozytywne przeżycie, dzięki któremu wiem jak mogą wglądać takie spotkania i jakie są moje potrzeby.
Kolejnym plusem było to, że na warsztatach byłam z Gosią, a Panowie w tym czasie zwiedzali Poznań. ;)

To była dobra niedziela!

P.S. A to zdjęcie z trasy. Ktoś chciał poczuć wiatr we włosach ;)


czwartek, 4 grudnia 2014

Pomarańczowy gulasz z plackami z kaszy gryczanej

W blogosferze zapanował świąteczny nastrój.
Świąteczne potrawy,
świąteczny wystrój,
kalendarze adwentowe,
pomysły na prezenty...

Chciałabym być tak zorganizowana, by na miesiąc przed świętami myśleć już tylko o świątecznym menu.
Może kiedyś się uda?
Póki co, na głowie sporo rzeczy,
a dodatkowo, bardzo dużo czasu spędzam w kuchni.
Nie gotuję nie wiadomo ile, ale zajmuje mi to dużo czasu.
Kolejny dowód na złą organizację? ;)
Bywa tak, że codziennie muszę po coś skoczyć do sklepu,
nawet w czasie gotowania.
Bywa, że nagle chcę ugotować coś innego i znów zmiana planu, zakupy...
No i to zmywanie sterty naczyń! ;)



Czasem próbuję zapanować nad tym chaosem,
ale efekty bywają... ekhm, różne ;)
Może Wy macie jakiś sposób na to wszystko?

Ja póki co, zapraszam na obiad. :)
Przepyszny gulasz z przepisu Karola Okrasy.

Skład na gulasz: 1 kg mięsa (np. polędwica wieprzowa, schab, karkówka), 40 g mąki pszennej, 400 g marchewek (4-5 średnich sztuk), 2 cebule, 3 ząbki czosnku, 1 pomarańcza i skórka starta z połowy pomarańczy, 2 łyżki miodu, kilka sztuk goździków, 3 liście laurowe, majeranek, szczypta cynamonu, 250 ml piwa, 500 ml wody, biały pieprz, sól;
  • mięso kroimy w kostkę, doprawiamy pieprzem i solą i mieszamy z mąką,
  • rozgrzewamy patelnię, wlewamy olej rzepakowy, na którym smażymy na złoto mięso,
  • cebulę kroimy w dużą kostkę, czosnek w małą,
  • marchewkę kroimy w plastry,
  • usmażone mięso przekładamy do garnka,
  • tę samą patelnię stawiamy na gaz, wlewamy miód,
  • gdy miód zacznie się pienić wrzucamy na niego cebulę i czosnek,
  • gdy się zeszklą dodajemy marchewkę, mieszamy,
  • dodajemy cynamon, goździki, majeranek, liście laurowe, całość mieszamy,
  • wlewamy piwo, doprowadzamy do wrzenia,
  • dodajemy skórkę pomarańczową, mieszamy,
  • całość przekładamy do mięsa,
  • wlewamy wodę,
  • pomarańczę obieramy, filetujemy i jej cząstki i sok dodajemy do reszty składników,
  • gulasz gotujemy 1-1,5 godziny (do miękkości mięsa i marchewki).


Placki skład: 400 g ugotowanej kaszy gryczanej (mniej niż 200 g suchej), 1 średni por, 1 duży surowy ziemniak, 2 małe ząbki czosnku, 2 jaja, 50-60 g mąki, sól, pieprz;
  • ziemniaka obieramy i ścieramy na tarce o grubych oczkach,
  • pora kroimy w kosteczkę,
  • do miski wrzucamy ugotowaną kaszę, startego ziemniaka, jaja, pokrojonego pora, starty ząbek czosnku, 
  • doprawiamy pieprzem i solą,
  • dodajemy mąkę,
  • mieszamy ręką,
  • piekarnik ustawiamy na 180 stopni (termoobieg),
  • rozgrzewamy patelnię i wlewamy olej rzepakowy,
  • nakładamy czubatą łyżkę kaszy i formujemy nie za cienkie placki,
  • usmażone placki przekładamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia,
  • wszystkie placki wkładamy na 5 minut do piekarnika,
  • wyjmujemy placki na talerz, polewamy sosem;


Bardzo Wam polecam ten przepis. U nas wszedł do stałego menu :)

Odkąd w Trójce pojawiła się nowa piosenka Piotra Bukartyka (jest w bocznym pasku), nie mogę przestać jej słuchać. :)

środa, 26 listopada 2014

Koniec listopada w lesie

W ostatnią niedzielę (23.11) poszłyśmy z Ajwonką na spacer.
Zahaczyłyśmy też o las.
A tam...



ile widzicie tu grzybków? :)

było tyle :)


uroczy grubasek :D



Jako, że nie planowałyśmy zwiedzania lasu to nie wzięłyśmy ani maleńkiej siateczki, ani nożyka.
Nawet gdyby to był cel naszego spaceru to nie wiem czy te akcesoria byłyby w naszych kieszeniach. :)
Widząc ten podgrzybkowy wysyp (trafiła się też zielonka i kurka!) musiałyśmy wykombinować jakieś schowadełko. :D

:))))

Miłego! :)

środa, 19 listopada 2014

Chleb litewski i smarowidło z makreli


Byłam na usg piersi.
Od pani doktor dowiedziałam się, że profilaktycznie (z różnych względów) powinnam na usg przychodzić każdego roku.
Była w szoku, że nie powiedział mi o tym żaden ginekolog.
Ja sama trafiłam tam dlatego, że troszkę poczytałam na ten temat w sieci.
Pani doktor z żalem stwierdziła, że zdarzają się pacjentki, u których ogromny problem widzi zanim się rozbiorą do badania...
O mammografii dla kobiet w wieku powyżej 50 lat mówi się często i sporo.
O usg dla kobiet młodszych i znacznie młodszych nie mówi się wcale.
Albo ja o tym nie słyszę...
Stąd ten wpis.
Może jest ktoś kto nie wie.
Może jest ktoś kto tak jak ja wybierze się na krótkie badanie.
Bardzo Was do tego zachęcam!
Na takie badanie można dostać skierowanie od ginekologa.

A gdy wrócicie z tego badania, upieczcie chleb.
Rewelacyjny, delikatnie słodki chleb z kminkiem.
Upiekłam go w ramach listopadowej piekarni z innymi świetnymi dziewczynami (i chłopakami też).
Chleb wybrała Kamila, a nad całością czuwa jak zawsze Amber. :)



Skład na zaczyn: 50 g aktywnego zakwasu, 130 g mąki żytniej razowej, 120 g wody;
  • całość mieszamy i odstawiamy na 8-12 godzin,
  • dodajemy kolejne 90 g mąki żytniej razowej i 110 g wody, mieszamy i odstawiamy na 3-4 godziny;
Skład: cały zaczyn, 100 g otrębów, 200 g wrzącej wody, 2 łyżki kminku (ja użyłam kminu rzymskiego), 500 g mąki żytniej chlebowej, 300 g letniej wody, 2 łyżki melasy (ja użyłam miód), 1 łyżka soli;
  • na wieczór przed pieczeniem chleba, otręby zalewamy wrzątkiem i mieszamy wraz z rozgniecionym kminkiem,
  • z mąki żytniej odsypujemy dwie łyżki i prażymy na suchej patelni, aż lekko zbrązowieje,
  • do zaczyny dodajemy wszystkie składniki oprócz soli i mieszamy tylko do połączenia składników (konsystencja ciasta powinna być dość luźna),
  • w odrobinie wody rozpuszczamy sól i mieszamy z ciastem, 
  • prostokątne foremki smarujemy masłem, obsypujemy tartą bułką i do połowy ich wysokości przekładamy ciasto chlebowe,
  • powierzchnię wygładzamy wodą,
  • chleb odstawiamy do wyrośnięcia na ok. 4 godziny (powinien podwoić objętość),
  • po wyrośnięciu ponownie wierzch smarujemy wodą,
  • chleb wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 250 stopni i pieczemy przez 15 minut z termoobiegiem,
  • temperaturę zmniejszamy do 200 stopni i pieczemy przez 30 minut,
  • następnie temperaturę zmniejszamy do 180 stopni i pieczemy przez kolejne 25 minut,
  • po upieczeniu wyciągamy z foremki, odwracamy i zostawiamy do wystygnięcia,
  • chleb nadaje się do jedzenia dopiero następnego dnia;



Skład na smarowidło z makreli: 1 wędzona makrela, 1 mała czerwona cebula, 3 małe ogórki kiszone, sól, pieprz, ewentualnie olej rzepakowy;
  • makrelę obieramy z ości, rozdrabniamy widelcem,
  • cebulę i ogórki kroimy w drobną kosteczkę,
  • wszystkie składniki mieszamy i doprawiamy,
  • jeśli ryba jest zbyt sucha dodajemy trochę oleju;


poniedziałek, 10 listopada 2014

Cebulaki, czyli pierogi na jesień

Długi sobotni poranek.
Pod znakiem niespiesznego śniadania,
ulubionej gotowanej kawy,
kilku odcinków Watahy (polecam!),
popołudniowego zdjęcia piżam,
obiadu na mieście (był taki sobie, mogliśmy pojechać do baru mlecznego),
gotowania szybkiej pysznej zupy na niedzielę.


Troszkę krótszy niedzielny poranek.
Pod znakiem niespiesznego śniadania,
wyprawy na Zielony Targ, na którym zaopatrzyliśmy się w wędzone ryby, pyszne suche kiełbaski i wpsaniałe domowe tzatziki.
Pod znakiem ulubionej gotowanej kawy,
ciasta kruchego z jabłkami i kruszonką,
Lotu nad kukułczym gniazdem...

Weekend miał być inny. Bardzo kulinarny i bardzo remontowy.
Był za to wystarczająco dobry. :)
I miałam czas, by zastanowić się jakie jesienne pierogi zrobiły MAKowe panienki. :)

Skład na farsz: około 10 średniej wielkości cebul, olej rzepakowy;
  • cebulę obieramy i kroimy w piórka,
  • olej rozgrzewamy na gorącej patelni,
  • wrzucamy cebulę i dusimy ją na niedużym ogniu do momentu aż się zezłoci i zmięknie,
  • odstawiamy do wystudzenia;

Skład: 500 g twarogu półtłustego, 500 g mąki (ja użyłam pszennej), 200 g masła, sól; jajo do posmarowania pierogów;
  • na jakiś czas przed zagniataniem ciasta, masło wyciągamy z lodówki,
  • wszystkie składniki dodajemy do miski i zagniatamy na gładkie ciasto (ciasto jest bardzo plastyczne),
  • ciasto wałkujemy (lepiej żeby nie było bardzo cienkie, bo gorzej będzie się sklejało) i wycinamy kółka,
  • kółka napełniamy cebulowym farszem i sklejamy pierogi,
  • brzegi pierogów uciskamy widelcem,
  • piekarnik nagrzewamy do 180 stopni,
  • pierogi układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia,
  • pierogi smarujemy rozbełtanym jajem,
  • pieczemy do czasu aż pierogi będą złote;

Bardzo dobrze smakują z sosem czosnkowym (jogurt grecki, majonez, czosnek, sól, pieprz, koperek) lub z przecierem paprykowym.
Przepis na cebulaki dostałam kilka lat temu od mojej koleżanki Lee. Swego czasu, Lee robiła je na każda imprezę. Tak wszystkim smakowały :))
A teraz lecę do dziewczyn: Magdy, Marzeny, Małgosi i Kamili :)

poniedziałek, 3 listopada 2014

Żyj wystarczająco dobrze



Kilka dni temu...
D. miał 35 lat. Dwie małe córeczki, żonę, dopiero co wzięli (wyczekany) ślub.
Odszedł nagle. We śnie. Z dala od rodziny. Zapracowany.
S. była w wieku D. Odeszła po ciężkiej chorobie. Zostawiając maleńkie dzieci i męża.
O. miała 24 lata. Pamiętam ją jako małą dziewczynkę. Chorą od urodzenia na serce. Nie doczekała przeszczepu.
Oni wszyscy Zza Mojej Rzeki. Od kilku dni ich nie ma.
Życie jest tak kruche i krótkie.
Czy warto je tracić na kłótnie, żale, narzekania, obgadywania, pośpiech?
Pewnie, że nie jest łatwo się tego wszystkiego (i wielu innych negatywnych cech) wyzbyć.
Ale wystarczy chcieć.
Wystarczy popracować nad sobą.
I przede wszystkim! Zacząć od siebie.
Od zmiany siebie i swojego podejścia.
Da się to zrobić. Naprawdę DA SIĘ.
Wystarczy chcieć.



Ostatnio podczytuję ciekawą książkę.
"Żyj wystarczająco dobrze" wyd. Agora.
Sam tytuł jest świetny i już mówiący wiele.
Żyj nie ponad swoje możliwości, nie ponad 100%, czy nawet na 100% swoich możliwości!
Żyj wystarczająco. Dobrze, szczęśliwie, spokojnie, radośnie, pracowicie...
Ze wszystkiego tyle, by wystarczyło.
Nie więcej, nie szybciej, nie mocniej.

W każdej chwili staraj się znaleźć jakiś pozytyw. Nawet ten najdrobniejszy. I to na nim się skup. Ciesz się z drobnostek. One tak często umykają.




Książka to zbiór bardzo interesującyh wywiadów.
Ze specjalistami, którzy wypowiadają się w ludzki sposób. :)
Jeśli ktoś z Was od lat regularnie czyta WO, to wszystkie te wywiady juz przeczytał. :)
Niemniej jednak, może warto odświeżyć czasem pamięć? :)




Dla ukojenia codziennych gorszych momentów, moja Helcia. Czyż to nie cudo? Czyż nie wystarczy na nią spojrzeć, by się (nawet w złości czy smutku) uśmiechnąć? :) Helcia to cud malowany! ;))) Ślicznotka moja puchata. Codziennie się nią zachwycam, a On się uśmiecha pod nosem. ;) Czy to nie jest fajny moment każdego dnia? :)


A na deser filmik. Codzienna zabawa Helki. Tu niestety skupiła się na operatorze kamery. Jak na modelkę przystało. :P




Post w podobnym tonie był tutaj. On zawsze będzie aktualny.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...