Raz On, raz ja.
Jedno wydobrzeje, u drugiego się zaczyna.
On z bólem serca musiał przestać biegać.
Dobrze, że słucha lekarzy, którzy zalecają jazdę rowerem.
Wyjął go z piwnicy, naprawił, odkurzył, napompował obydwa.
Ja naznosiłam do domu książki i przewodniki po naszym województwie.
Ile u nas jest tras!
I tak, pewnej soboty spakowaliśmy rowery i ruszyliśmy do granicy z Niemcami.
W Łęknicy wsiedliśmy na nasze jednoślady i ruszyliśmy przed siebie.
Po chwili złapał nas deszcz.
Zmokliśmy, mimo ukrycia się pod wiaduktem. :)
Nie szkodzi, po chwili wyszło piękne słońce.
Jechaliśmy kilka kilometrów ścieżką rowerową (w sumie liczy ona ok. 40 km), która powstała na dawnych torach kolejowych. Ścieżką jechało się fantastycznie, dookoła zieleń, lasy, pagórki, czasem w oddali wiejskie domy. Infrastruktura ścieżki rewelacyjna.
Co kilka kilometrów można natrafić na tego typu stacje rowerowe, tablice informacyjne.
Przy ulicach wjazd na ścieżkę jest zablokowany. Troszkę przedobrzyli w tej kwestii, bo barierki są blisko siebie i manewr nie jest łatwy. Zdarzają się tez wysokie krawężniki przy zjeździe na jezdnię. Głupota totalna, ale nie czepiajmy się o takie szczegóły.
Przegapiliśmy cel naszej wycieczki i pojechaliśmy dalej. Dobrze się stało, bo trafiliśmy na takie cuda.
Są to ruiny po dawnej sortowni. Nie udało mi się znaleźć informacji na ten temat. Nie wiem czego to było sortownia. Niemniej jednak, pozostałości po dawnych zabudowaniach robią wrażenie. Tak wielkością, jak i kształtami. Szkoda, że nie ma w tym miejscu żadnej tabliczki. Po drodze nie zauważyłam jakichkolwiek drogowskazów. Trafiliśmy tam naprawdę przypadkiem i gdybyśmy w odpowiednim momencie nie zerknęli w górę, w głąb lasu. to byśmy przejechali obok.
Na terenie dawnych kopalni węgla brunatnego oraz iłów ceramicznych ktoś zrobił kawał dobrej roboty. Ktoś dobrze wykorzystał naturalny potencjał - jeziora w kolorach turkusu, zieleni, pomarańczy, czerwieni...
Doskonale wytyczone szlaki pieszo-rowerowe. Dobrze oznakowane wszystkie jeziorka, dokładne opisy umieszczone na fajnych drewnianych tablicach, idealnie wpisujących się w klimat miejsca. Drewniane poręcze zwieńczone "daszkami". Ładne i łatwe zejścia w dół. Mostki, by być przy samej kolorowej wodzie.
Drewniana wieża widokowa, która robi niesamowite wrażenie. Przy dobrej widoczności można zobaczyć góry. Nie wiem jakie - brak informacji na tablicy, a sama ich nie wypatrzyłam. :P
rowery stoją ;)
W miejscu tym można spędzić naprawdę fajny dzień. Piesi mogą zobaczyć więcej, z różnych perspektyw. Rowerem nie wszędzie wjedziemy. Poza tym długość geościeżki to około 5 km - zdecydowanie za mało na wycieczkę rowerową. :)
Przy końcu ścieżki geoturystycznej zwróciliśmy uwagę na drogowskaz "młyn kucyk - 4 km". Z nadzieją, że zobaczę młyn albo kucyka :P ruszyliśmy przed siebie. Klimat miejsca totalnie się zmienił. Zrobiło się bardzo wilgotno, duszno. Teren był pagórkowaty, zarośnięty, paprociowy. :) Z dołu słychać było strumień. Fruwały nad nami owady i bałam się, że zaraz zobaczę jakiegoś zaskrońca. W końcu przed naszymi oczami ukazała się sympatyczna polana z tablicą informacyjną. A na niej coś w ten deseń "nigdy nie ustalono gdzie dokładnie był młyn KUCYK". :D Dobrze, że motyle wdzięcznie pozowały.
Zmęczenie po takiej wycieczce było bardzo przyjemne. A kolacyjna zupa gulaszowa smakowało jak nigdy. :)