Ta wstrętna pogoda wpłynęła negatywnie na wszystko! Począwszy od mojego zdrowia, przez nastrój, po blogową aktywność. Nie znoszę wiosny, a co gorsza jesieni zimą! Żądam mrozu, który wymrozi wszystkie zarazki, który pomoże wyzdrowieć, który pobudzi do działania i dzięki, któremu w końcu ubiorę coś zimowego! :). Piękny sweter w norweskie wzory z działu dziecięcego :) wisi smętnie w szafie już od października...
I wcale nie tęsknię za zimą tylko dlatego, że jej nie ma. Ja ją po prostu lubię :). Absolutnie nie wpływa na mnie depresyjnie. A jesień - tym bardziej ;). Dziwne? Może i tak ;). Za to dzisiejsze danie nie będzie dziwne. Lubią je chyba wszyscy - przynajmniej nie znam osoby, która nie lubiłaby... pizzy. Tak tak, o niej mowa :).
Moja ulubiona powinna mieć cienkie ciasto, chrupiące zewnątrz, ale miękkie w środku. Nie mogą być wyczuwalne drożdże albo mąka (zdarzało się, oj zdarzało). Lubię też chrupiące brzegi pomaczać na koniec w sosiku - najlepiej czosnkowym :). W moim mieście mam ulubioną pizzerię, w której pizza jest przepyszna i w której robią jedyny w swoim rodzaju sos. Dziwię się, że tylko TAM, ten sos występuje. Jest on na bazie oliwy, z dużą ilością natki pietruszki i czosnku. REWELACJA! :)
Niestety, ale wszystkie domowe pizze, które jadłam miały za grube ciasto i tylko z tym kojarzyła mi się domowa pizza. Czyli kojarzyła się źle i nigdy jej nie robiłam. Z resztą, miałam wrażenie, że to wyższa szkoła jazdy.
Wszystko zmieniło się diametralnie pewnej grudniowej soboty. Pewnej zimy, która zimą nie była wcale! Jedyne co było zimowe tego dnia to kolor sosu czosnkowego.
Cała historia zaczęła się jeszcze jesienią, kiedy Siwy pełen entuzjazmu postanowił pizzę przyrządzić, bo znalazł rewelacyjny przepis w necie. Szczerze mówiąc informacja ta wleciała jednym uchem, wyleciała drugim. W końcu domowe pizze to ZŁO. I nawet nie miałam okazji zdania wówczas zmienić. Siwy i Szpakers i inny Wróbel wszystko zjedli rozpływając się w zachwytach przez kolejny tydzień, a nawet i dłużej. W zasadzie to zachwyty trwają do dziś. Moje zaczęły się trochę później...
W końcu tej owej soboty, pizzę zrobiliśmy razem i to było to. Strzał w dziesiątkę! Taki to był strzał, że postanowiłam się nim podzielić z sylwestrowymi gośćmi. Wszystko zrobiłam sama. I powiem Wam, że było warto. Spróbujcie sami!
Zanim opiszę co i jak, bardzo Was zachęcam do zerknięcia na oryginalne wykonanie, które znajdziecie
tutaj. Jest to film autorki, która wszelkie wątpliwości rozwieje :).
Ciasto:
- do miski wsypujemy 3 szklanki mąki tortowej, płaską łyżkę cukru, czubatą łyżeczkę soli oraz przyprawy - ja dodałam zioła prowansalskie, paprykę słodką i ostrą - całość dokładnie mieszamy,
- do kubka / szklanki wrzucamy 5 dkg świeżych pokruszonych drożdży, dodajemy 3 łyżki oleju, szczyptę cukru i zalewamy bardzo ciepłą wodą (tak by kubek był pełen) - dokładnie mieszamy,
- drożdże wlewamy do miski z mąką i całą resztą - mieszamy łyżką, a potem zagniatamy ręką - zajmuje to naprawdę kilka minut,
- z ciasta robimy kulę, przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce, by wyrosło,
Sos:
- kilka łyżek przecieru pomidorowego mieszamy z odrobiną wody i oliwy z oliwek,
- dodajemy przyprawy - wedle uznania - ja dodałam bazylię, sól i pieprz, no i 2 ząbki czosnku,
- całość mieszamy i odstawiamy do lodówki - niech się wszystko przegryzie,
Składniki oczywiście takie jakie lubicie najbardziej :). Ja zrobiłam pizzę
serową, a drugą...
nieserową ;).
- Serowa - feta, camembert, mozzarella,
- Nieserowa - moje ukochane jajo (w tym przypadku na twardo), brokuły ugotowane na pół miękko, surowa cebula, salami, a na wierzch surowe pieczarki;
Wykonanie:
- piekarnik włączamy na 250 stopni, zostawiając w nim piekarnikową blachę,
- jeśli chcemy, by pizza była okrągła pomocne będzie... coś okrągłego (!) - ja użyłam deski, na którą gotową pizzę się wykłada,
- na desce tej rozkładamy papier do pieczenia, który smarujemy olejem,
- wyrośnięte ciasto (urośnie bardzo szybko - na pewno będzie dobre po przygotowaniu wszystkich składników na pizzę) dzielimy na dwie równe części,
- z jednej części tworzymy kulę, którą rozpłaszczamy palcami - delikatnie od środka na zewnątrz, tworząc kształt koła; uważajcie by ciasto się nigdzie nie przerwało; najlepiej więcej ciasta "zgarnąć" dłońmi na zewnątrz, by powstały grubsze brzegi,
- gotowy placek smarujemy olejem - wówczas ciasto nie zmięknie od składników,
- smarujemy połową naszego sosu,
- posypujemy startym żółtym serem,
- wykładamy składniki - ja robiłam połowę pizzy z jednymi, a połowę z drugimi składnikami, by od razu były dwa smaki,
- całość doprawiamy solą, pieprzem, oregano;
Pieczenie:
- z nagrzanego piekarnika wyciągamy blachę, na którą przerzucamy naszą pizzę (razem z papierem),
- pieczemy 8-10 minut (jeśli tak jak ja macie słaby piekarnik to oczywiście dłużej - 12-15 minut),
- w czasie gdy pizza się piecze robimy drugą - z tej drugiej kuli, która nam została :),
- po odpowiednim czasie pizzę wyjmujemy i przekładamy bez papieru na ruszt - na kilka minut - wówczas odparuje i będzie chrupiąca,
- kroimy w trójkąty i czujemy się jak w naszej ulubionej pizzerii, a może nawet lepiej :).
Z przedstawionych proporcji na ciasto wyjdą
dwie duże pizze - wielkości piekarnikowej blachy. Ja do pizzy zrobiłam mój ulubiony sos czosnkowy - przepis znajdziecie
tutaj. Jednak bardzo dobrze smakuje bez jakiegokolwiek sosu (w końcu
Włosi nie uznają takich dodatków).
Przyznaję szczerze, że moja pizza jest za blada, powinna chwilkę dłużej posiedzieć w piekarniku (tyle ile pisałam wyżej), by się bardziej zrumieniła.
Żałuję bardzo, że mam niewiele zdjęć, ale obiecuję, że uaktualnię ten post o kolejne - po następnym zrobieniu tego przysmaku. Wówczas na pewno zrobię sos pietruszkowy. A muszę Wam powiedzieć, że wszyscy wokół pokochali serową pizzę :).
P.S. Pizza serowa bierze udział w poniższej akcji w kategorii
Vivat ser!