W moich wspomnieniach nie ma pulchnej babci,
która wiecznie coś pichci w kuchni.
A tym bardziej nie ma babci, która lepi pierogi.
"Nie lubię babrać się mąką".
Jest babcia w zawsze pofarbowanych włosach,
z perłowymi paznokciami i różowymi usteczkami.
A ja i Ajwonka w mące się babrzemy. :)
Od kilku lat wspólnie.
Ajwonka robi ciasto, ja farsz, wspólnie lepimy.
Bardzo lubię to lepienie.
Ciasto jest jak plastelina.
Przy okazji wspólnego MMMAKowego letniego pierogowania,
lepiłam sama.
Bo cała masa zajęć, bo to, bo tamto,
bo na ostatnią chwilę.
Pomysł był inny, ale nie zdążyłam wypróbować.
Z pomocą przyszedł przepis Madame Edith.
Skład na farsz taki jak do naleśników: 500 g twarogu półtłustego, 2 żółtka, cukier waniliowy do smaku;
- wszystko razem dokładnie wymieszać;
Skład na ciasto: 400 g mąki (użyłam typ 750), 2 jaja, 2 łyżki oleju, 90-100 ml mleka;
- mieszamy mąkę, jaja, olej,
- powoli dolewamy mleko, ciasto zagniatamy,
- ciasto musi być zwarte i plastyczne,
- odkładamy na 15 minut,
- na opruszonym mąką blacie rozwałkowujemy cienko ciasto, wycinamy kółka (minimum 9 cm średnicy),
- nakładamy farsz i sklejamy w sakiewkę (dokładny instruktaż u Madame Edith),
- manty gotujemy na parze (układamy na naoliwionym sitku) około 20 minut;
Sosy owocowe: maliny, borówki lub jagody, ewentualnie odrobina cukru i wody;
- w osobnych garnuszkach dusimy owoce,
- w razie konieczności dodajemy wodę i cukier,
- sos będzie gotowy gdy owoce się rozpadną.
Manty najlepsze są świeże, na ciepło, z ciepłymi sosami i z jogurtem greckim. Później twardnieją. Ja swoje manty robiłam metodą 'na oko' i były trochę za twarde. Może wato pominąć jedno jajko?
Odgrzałam je dzień później z owocami. Ta forma też była bardzo smaczna. :)