czwartek, 28 lutego 2013

Obiad na brak pomysłu; 'co dwa'

Nie mogąc wczoraj zasnąć...

... Też czujecie teraz permanentne zmęczenie?
W ciągu dnia chce się spać.
Poza tym nie chce się nic.
Wracając z pracy - już piechotką - po około 10 minutach ciągnęłam nogi za sobą jak ten umęczony psiak. 
A wieczorem...

Nie mogąc wczoraj zasnąć przypomniały mi się nagle zapachy z podstawówki.
Przypomniało mi się jak dyżurując na holu siedzieliśmy na schodach.
Schodach o stopniach tak niziutkich, że nawet ja wchodziłam co dwa.
Siedząc, nogi spuszczaliśmy co dwa.
Mam wrażenie, że to było tak niedawno.

Dwa lata temu założyłam sobie ustrojstwo na zęby. (zaraz po moim pierwszym poście tutaj)
Coby równe były.
Polubiłam ustrojstwo bardzo.
Bawiąc się kolorami gumek.
Bawiąc też tym innych.
Właśnie się dowiedziałam, że za dwa tygodnie ustrojstwa nie będzie.
Jak to za dwa?
Przecież dopiero co u mnie zagościło!
To było raptem dwa dniiii.... yyy... dwa lata temu!!
Mam wrażenie jakby to było wczoraj.

Na to wszystko wzięłam dwa dni urlopu.
Dziś jest ten drugi.
Nie czuję różnicy.

Obiad na czas, gdy pomysłu brak. Zawsze w takich momentach robię właśnie to. Tak już od dwóch (!) lat!


Skład: 1 podwójna pierś z kurczaka, 300 g pieczarek, średnia cebula, pęczek pietruszki, duży ząbek czosnku, 200 - 220 g śmietany kwaśnej, sól, pieprz, olej do smażenia, makaron lub ryż;
  • piersi myjemy, kroimy w niedużą kosteczkę, wrzucamy na rogrzany na patelni olej, możemy doprawić solą i pieprzem,
  • cebulę kroimy w kostkę, wrzucamy na drugą patelnię - szklimy,
  • do cebuli dorzucamy pokrojone na kawałki pieczarki,
  • po odparowaniu wody z obydwu patelni, łączymy składniki na jednej,
  • wlewamy śmietanę, mieszamy,
  • natkę pietruszki siekamy i wrzucamy do reszty,
  • nad patelnią ścieramy ząbek czosnku, doprawiamy solą i pieprzem, mieszamy;
  • podajemy z ulubionym makaronem lub ryżem;

Przypominam o sukienkowej akcji - czekam na Wasze zdjęcia :)))
Moje hiacynty chyba widzą wiosnę - rozwinęły się cudnie (cieszą ojca takie dzieci). I one czekają więc na sukienki ;).

 /dopiero teraz na zdj.zobaczyłam, że się na dole malutki hiacyncik wykluwa :D/

P.S. Czy widzieliście gdzieś takie talerze jak ten wyżej, ale małe? W moim tesco już nie ma :(

piątek, 22 lutego 2013

Akcja sukienka!

Końcówka lutego. Prawie marzec.
Prawie wiosna!
Śnieg, który pojawił się jesienią zniknął już dawno, ale...
Na jego miejsce pojawił się nowy.
I jeszcze nowszy i świeższy i może też bielszy.
Ten najświeższy jest z wczoraj.
Niby jest ładnie, ale powoli zaczyna mnie to męczyć, a może drażnić.

Na kuchennym parapecie bardzo powoli rozwijają się hiacynty.
Jakby nie były pewne czy już mogą.
Czy może jeszcze poczekać.
Wolałabym żeby się już odważyły, bo ciekawość co do ich koloru powoli mnie zżera!

Postanowiłam im pomóc.
A tym samym wiosnę skusić, by może przyszła już małymi kroczkami.

 

Pod postem, w którym napisałam o swojej słabości do sukienek i spódniczek pojawiło się sporo komentarzy, w których wiele z Was podzieliło me upodobanie.
W związku z tym wszystkim ogłaszam akcję 'sukienka'.
Jeśli macie na nią ochotę to podsyłajcie na mojego maila zdjęcia Waszych sukienek. Nieważne czy Wy będziecie w nie ubrane, czy będą na wieszaku czy będzie to zupełnie inna forma... A może macie jakieś historyjki sukienkowe w zanadrzu?
Zdjęcia i opowiastki zbieram do 19 marca włącznie, a 21 - w dzień wiosny - zobaczymy jak bardzo chcecie wiosnę przywitać ;)))
Co Wy na to? Kto podeśle zdjęcie? Zapraszam bardzo! :) I czekam z niecierpliwością :).


Możecie też opublikować u siebie banerek :).
Bardzo lubię tę moją sukienkę :).

poniedziałek, 18 lutego 2013

Co do pracy? #1 pasta orzechowo - pietruszkowa

Zgodnie z obietnicą rozpoczynam dziś na dobre cykl z drugim śniadaniem do pracy, szkoły lub po prostu na wynos. Mam już przygotowanych kilka postów i złapałam się na tym, że myślę głównie o cyklu owym! A gdzie inne wpisy, inne pomysły? No gdzie?! Ech ;)

Zapewne wielu z Was zauważyło już moje upodobanie do past kanapkowych.
Takie pasty są dla mnie idealnym kanapkowym urozmaiceniem. Za kanapkami przepadam. Tak jak za dobrym chlebem.
Przepadam też za wszelkimi smarowidłami. Tylko niestety skład tych sklepowych często rozkłada mnie na łopatki.
A i smak też często pozostawia wiele do życzenia.
Domowe smarowidła to i smak pożądany mają i składniki mają początkowe ;).
Tak je sobie nazywam. Czyli nieprzetworzone. Z ciekawości przyjrzałam się ostatnio serkom do smarowania. Bardzo je lubię i co tu dużo mówić, są 'wygodne' w użytkowaniu. Wiecie jakie serki mają idealny, wręcz domowy skład? Tartare (nie jest to żadna kryptoreklama!), a dodatkowym plusem jest fakt, iż sporządza go polska mleczarnia :).


Dzisiejsza pasta jest w ścisłej czołówce mojego pastowego rankingu.
Myślę, że zawsze i od zawsze na pierwszym miejscu będzie jajeczna:P. Wiadomo.
Zaś ta i krabowa są zaraz za nią.
To są takie pasty, do których się wraca często, które schodzą na imprezkach niczym smalczyk ;)
Tę, na specjalne życzenie Lee zrobiłam też na sobotnią imprezę - tak więc nie tylko jest doskonałym dodatkiem do pracowego śniadania :).


Skład na pastę: duży pęczek natki pietruszki, duży ząbek czosnku, 65 g orzechów włoskich, 250 g ricotty, 4 łyżki oliwy z oliwek, skórka z jednej cytryny starta na tarce;
Dodatkowo: pieczarki, sól, pieprz, parmezan
  • wszystkie składniki wrzucamy do blendera i miksujemy na gładką masę,
  • pieczarki kroimy w plasterki, obsmażamy na złoto na rozgrzanej oliwie, pod koniec smażenia doprawiamy solą i pieprzem,
  • kromki chleba opiekamy w tosterze lub na suchej patelni,
  • pastą smarujemy ciepłe kromki, obkładamy pieczarkami, posypujemy parmezanem;
Pasta najlepiej smakuje w powyższym wydaniu, ale to nie znaczy, że nie można jej zapakować do pojemniczka i zjeść ze świeżą bułeczką. Pomijając parmezan i pieczarki :).


Następny przepis z cyklu za dwa tygodnie. A jeszcze w tym zapraszam Was na akcję 'sukienka'!

*Źródło przepisu

wtorek, 12 lutego 2013

Granice miłości plus kilka faktów o mnie :)

Z filmami mam często problem.
Bywa nie rzadko tak, że oglądam je przez kilka dni w ratach.
Niby nie jest nudny, ale przerywam oglądanie.
Bo wolę poleźć do kuchni.
Bo wolę pobuszować w necie.
Bo wolę poczytać.
Bo wolę iść spać.
Zawsze znajdę jakiś powód.
Naprawdę rzadko zdarza się, że nawet nie pomyślę nad wymówką.

Tym razem tak było. Nawet na herbatę przerwy nie zrobiłam.
Do filmu niewątpliwie zachęciła mnie ocena z filmweba.
Zachęciła mnie obsada (Charlize Theron, Kim Basinger).
I to, że był dramatem - jakkolwiek dziwnie to brzmi.


filmweb.pl

Dramat opowiadający historię trzech kobiet.

Maria jest świadkiem okropnego wypadku swojego ojca, który w złym stanie trafia do szpitala.
Całe to zdarzenie powoduje, że ojciec wysyła córkę do jej matki, której całe lata poszukiwał.

Gina (Kim Basinger) pozornie szczęśliwa jako matka kilkorga dzieci. Jako żona.
Po amputacji piersi czuje się odtrącona przez męża. Odnajduje miłość i ogromną akceptację u boku Nicka. Gdzieś na uboczu, w tajemnicy przed wszystkimi tworzą swój idealny świat, który nie trwa wiecznie. Który kończy się nagle i tragicznie.

Sylvia (Charlize Theron) wydaje się być spełniona jedynie na gruncie zawodowym jako menadżerka dobrej restauracji.
Przeszłość, z którą wciąż nie może się uporać nie pozwala jej na spokojne rodzinne życie.
Żyje sama, co noc innym partnerem.
Wszystko wywraca się do góry nogami gdy w jej życiu pojawia się pewien Meksykanin. Przeszłość powraca... Czy dzięki temu uda jej się z nią ostatecznie rozprawić?

Historie wszystkich trzech kobiet są oczywiście ze sobą powiązane.
W jaki sposób? Jakie są odpowiedzi na nasuwające się pytania? Sprawdźcie sami. Koniecznie!


*****************************************

Tak jak pisałam kiedyś, nie jestem zwolenniczką wszelkich blogowych łańcuszków. Czasem jednak im ulegam z różnych przyczyn. Tym razem Honoratka wyróżniła mnie w jednej z zabaw, prosząc o napisanie o sobie jakiś 7 faktów. Mam wrażenie, że niewiele piszę tu o sobie, więc zrobię wyjątek ;)
  1. Na studiach postanowiłam zrobić prawo jazdy, do egzaminu praktycznego podchodziłam nie raz, nie dwa i nie trzy... To zdawanie było dla mnie ogromnym stresem, jednak w końcu się udało. Prawko dostałam terminowe (okulary) na ileś lat, po to tylko, by do auta nie wsiadać i, by dokument ów stracił ważność...
  2. Wiele lat - w liceum i na studiach - uczyłam się, a raczej uczęszczałam na angielski. Do dziś jet to moja ogromna pięta achillesowa. Nie mam serca i cierpliwości do tego języka. Co innego rosyjski!
  3. W przedszkolu uczyłam się czytać - moje dukanie rodzice nagrywali (podśmiechując się po kątach!) na kasety. Cały czas czytałam zawzięcie. Na kilka lat mi to minęło (nie wiedzieć czemu!), by miłość do czytania wróciła ze zdwojoną siłą w VII klasie dzięki operacji kolana (!) i dzięki mojej sąsiadce, która przyniosła mi Anię z Zielonego Wzgórza (albo z Avonlea?). Dziś nie wyobrażam sobie życia bez książek.
  4. Jestem osobą bardzo niziutką (153 cm) i w ogóle nie noszę butów na obcasach. Podobają mi się ogromnie, pewnie wyglądałabym w nich korzystniej, ale nie czuję się w nich dobrze. Jest niewygodnie i nienaturalnie.
  5. Jeszcze w czasie studiów przyrzekałam na wszystko, że nigdy przenigdy nie założę jakiejkolwiek spódnicy, a co dopiero sukienki! Nie i już. W tej chwili sukienek i spódniczek mam kilkakrotnie więcej niż spodni! A sukienki uważam za najlepszy ciuchowy wymysł - wygodne, nie cisną, nie trzeba dumać co do nich założyć :).
  6. Szukając rok temu swojego M, moja agentka przysłała mi pewną ofertę - mieszkanie w kamienicy w centrum miasta. Odpisałam jej, że nie, absolutnie, nie oglądamy. Nie podoba mi się kuchnia i w ogóle jest za drugie. Około miesiąc później TO mieszkanie było właśnie moje! A dziś powoli zabieram się za zmianę owej kuchni (mimo, że już mi tak nie przeszkadza), w czym pomaga mi pewna blogowa koleżanka Qrka :).
  7. Na wszelkie imprezy niedomowe biorę zawsze małą torebkę, w której jest mały portfelik. W portfeliku zaś kasa, karta i dowód osobisty! :P
Mam nadzieję, że Was nie znudziłam :). Bardzo chciałabym poczytać kilka faktów z Waszego życia. Nie chcę też nikogo wyróżniać ani traktować tego jako jakąś dziwną nominację. Napiszę więc o osobach, o których chyba wiem niewiele, a miło by mi było coś przeczytać o Was :)

1. Marzenka 2. Qrka 3. Rybeńka 4. Jagoda 5. Anulka 6. Kamila 7. Ali 8. ????? kto tylko ma chęć napisać może jakieś zabawne historyjki o sobie! :)) - goh.? Anka-Wr.? viki? Kasia? Mimi? Agnieszka? Kayah? No, kto podejmie wyzwanie? :P

czwartek, 7 lutego 2013

Tłusty czwartek, czyli w prostocie siła! Ziemniaki pieczone i sałata

Dwa tygodnie temu odkryłam, że już zaraz będzie tłusty czwartek!
Zresztą ilość faworków na blogach nie dałaby zapomnieć o tym dniu.
Dziwię się, że jeszcze mi się te faworki nie przyśniły ;)
A może gdyby się przyśniły to i u mnie by się pojawiły?
Tylko może by to Was znudziło?
A na pewno nie zdziwiło! :P

Rok temu z okazji tłustego czwartku była u mnie biała kiełbaska.
Kto nie widział, niechaj zajrzy, bo kiełbaska jest przepyszna.
W tym roku nie będzie inaczej :P


Skład: ziemniaki, oliwa, ulubione przyprawy - u mnie sól morska, tymianek suszony, gałka muszkatołowa, papryka ostra;
  • ziemniaki obieramy, myjemy, większe przekrawamy na dwie, trzy części,
  • gotujemy w osolonej wodzie około 7 minut (by nie były do końca ugotowane),
  • odcedzone ziemniaki kroimy na mniejsze dość podobnej wielkości części,
  • przekładamy na blaszkę, polewamy obficie oliwą, posypujemy przyprawami,
  • mieszamy i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni,
  • pieczemy około 50 minut - do momentu aż się zezłocą;
Skład sałatowy: ulubiony rodzaj sałaty - u mnie miks plus rukola, do tego to co miałam w lodówce - pół dużej czerwonej cebuli, pół dużej czerwonej papryki, kilka plasterków pieczarek usmażonych na złoto;

Skład na sos: oliwa z oliwek (4-5 łyżek), łyżeczka musztardy (u mnie Dijon z ziarnami gorczycy), sól morska, świeżo zmielony pieprz, ząbek czosnku, sok z małej połówki cytryny;
  • umytą sałatę przekładamy do miski,
  • mieszamy z pokrojonymi dodatkami,
  • składniki sosu mieszamy w miseczce,
  • sałatę z dodatkami polewamy sosem, dokładnie mieszamy;

A Wy co dziś jecie? :)
Udanego dnia! 

P.S. Roman kazał przekazać, iż łaskawie dziękuje za wszelkie głaski i inne miziadła, ale... mu mało! Jak żyć? Jak żyć? :P 

poniedziałek, 4 lutego 2013

Co do pracy?

Od dawna chodził mi po głowie ten pomysł.
Pomysł na (dosyć) regularną serię propozycji na pracowe (szkolne) śniadanie.
Nigdy do pracy nie biorę gotowych kanapek. 
Cały okres liceum i studiów takie miałam śniadanie. Całe te 9 lat dojeżdżałam codziennie pociągiem Zza Rzeki. Często wracałam późno, a wstawałam wcześnie (wcześniej niż o 6 :P) i najzwyczajniej w świecie nie miałam głowy i nie chciało mi się kombinować z jedzeniem, które ze sobą zabierałam.
Prawdą jest też, że jeszcze kilka lat temu wszyscy nosili kanapki lub kupowali drożdżówki, pączki, princessy, grześki itd. :). 
Nigdy nie mogłam zrozumieć osób, które gdy dopadał je głód kupowały te słodkości i nie miały kanapki
Kanapka w takim momencie była wręcz idealna! Była zbawieniem.  
Ja bardzo je lubię, przede wszystkim na świeżo. Dobrze, że mam warunki, by takowe w pracy przyrządzić. 
Poza tym, nie rozumiem jeszcze niedawnej mody na niejedzenie chleba. Ja chleb uwielbiam. Chleb ociepla mnie od wewnątrz :). Chleb przecież jadali nasi przodkowie, zwłaszcza w naszym klimacie, więc myślę, że nam służy.
Dlatego nie raz przeczytacie tu o chlebie i dodatkach do niego.

W najbliższym pracowym poście pokażę Wam doskonałą pastę kanapkową.
Jak się za bardzo nie rozgadam to przytoczę Wam krótką historyjkę z liceum. Kanapkową oczywiście.

Nie martwcie się - śniadania będą tu różnorakie :).
Jeśli Wam znudziło się Wasze drugie śniadanie i szukacie czegoś innego - zapraszam :)

Posty śniadaniowo - pracowe będę publikować w co drugi poniedziałek. Otrzymają też nowy znacznik - nazwany wiadomo jak :). Tagiem tym oznaczę też stare posty, które według mnie idealnie nadadzą się na drugie śniadanie.
Przy okazji tej akcji może poznam Wasze preferencje i pomysły :).

******************************************************
Nie mogłam pominąć pewnej niespodzianki, która mnie spotkała.
Otóż powiem Wam jedno. Nieważne co sobie dotychczasz o tym myśleliście.
Nieważne jak bardzo milczeliście. Jak mało gadaliście.
Wiecie co się opłaca? Opłaca się gadać! Ot co!
Za moje gadulstwo dostałam prezent! Wpadlibyście na to, że to może się opłacić?!
Anka Wrocławianka przy okazji rocznicy swego bloga wyróżniła kilka osób, które najwięcej razy udzieliły się pod jej postami.
Alucha okazała się gadułą nr 1 i w nagrodę dostałam list. I herbatę. I psa!
Moi mili, oto Roman!

 początkowo miał mnie w poważaniu - delikatnie mówiąc;
a może strzelił focha?

potem spojrzał groźnie,
by w końcu...

ujrzeć w drzwiach szafy,
że nie jest tu sam!

Anko, fenks end aj lavju :P

******************************************************

Aha! Wyłączyłam moderację komentarzy. Zobaczymy czy się sprawdzi. A czemu w ogóle ona tu jest (była?) przeczytacie w zakładce "o nie-ładzie".

A wiecie, że najbliższy czwartek będzie tym tłustym? Koniecznie zajrzyjcie do mnie, bo nie będzie tu faworków ani innych pączków... :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...