Pamiętacie, że na początku lata byliśmy na Podlasiu? ;)
Byliśmy tam z rowerami i pisałam o tym tutaj.
A co robiliśmy w dni bezrowerowe?
Zwiedzaliśmy głównie miasta.
Białystok, stolica województwa podlaskiego.
Jest to bardzo przyjemne miasto,
z pięknym rynkiem,
architekturą pamiętającą minione stulecia,
okazałym Pałacem Branickich,
ciekawymi w swym wyglądzie kościołami...
ale po kolei :)
Pałac Branickich, w którym dziś znajduje się rektorat Uniwersytetu Medycznego, a także muzeum historii medycyny i farmacji. Pech chciał, że trafiliśmy tam w poniedziałek, kiedy to muzea są zamknięte.
Ogrody i park wokół pałacu są bardzo okazałe i jest gdzie spacerować.
Co mieściło się w tym pięknym czerwonym przybytku?
Tak, był tam oczywiście burdel.
Zdjęcie zrobiłam z terenu kościoła.
Jedyna cerkiew, którą udało nam się zwiedzić w środku.
Wszystkie pozostałe były zamknięte.
W środku była siostra zakonna, która wyjaśniała, że wyznawcy prawosławia nie praktykują non stop otwartych świątyń.
Wnętrze, mimo złota, lekkiego przepychu... było sympatyczne, ciepłe wręcz
i mistyczne.
A to... twór współczesny.
Kościół katolicki wybudowany około 20 lat temu.
Do środka nie udało nam się wejść,
ale z zewnątrz, z bliska nie wyglądał dobrze.
Ewidentnie wymaga remontu.
Po 20 latach?...
Obiad zjedliśmy w knajpce ze smakami regionalnymi.
Knajpkę Babka poleciła nam właścicielka pensjonatu, w którym nocowaliśmy.
Miejsce rewelacyjne, uroczy wystrój, a jedzenie bardzo smaczne.
Gołąbki z kaszą gryczaną jadł Pan Wu i się zachwycał
(danie wegetariańskie)
Ja jadłam placki ziemniaczane z gulaszem z baraniny i też się zachwycałam
(chrupiące placki najlepsze!)
Kilka dni później po wyczerpującej wycieczce rowerowej znów zjedliśmy tam obiad.
Czulent - gulasz żydowski. To było najlepsze danie!
Doskonale przyprawione...
Tym razem Pan Wu skusił się na placki.
Do tego sos śmietanowy z mięsem.
Danie najsłabsze, mięso suche.
Z Białegostoku pojechaliśmy do Tykocina.
Tykocin jest niewielkim miasteczkiem z bogatą historią.
Niegdyś zamieszkiwany był w dużej mierze przez Żydów,
których życie w tych stronach zakończyło się tragicznie w roku 1941.
Żydzi zostali rozstrzelani przez Niemców w pobliskim lesie. Dziś jest tam zbiorowa mogiła.
Na krańcu miasteczka znajduje się cmentarz Żydowski z XVI wieku.
Niestety nie za wiele z niego zostało...
Ocalała natomiast Wielka Synagoga, w której obecnie jest muzeum.
Tak, tam też byliśmy w poniedziałek...
Przed domofon usłyszeliśmy stanowczy kobiecy głos, który nam o tym przypomniał.
W centrum miasta można trafić do Alumnatu (łac. alumnare - żywić, wychowywać),w którym kręcono np. U Pana Boga w ogródku. Kiedyś był to dom wojskowy, dziś hotelik i restauracja.
Wypiliśmy kawę, zjedliśmy średni deser, zapłaciliśmy ociągającemu się kelnerowi i poszliśmy dalej. :)
Dziedziniec
Widok znad kawki
Kościół p.w. Świętej Trójcy
po lewej Alumnat
Takich w Tykocinie więcej!
Tym mostem, który wyżej, udaliśmy się na Zamek Króla Augusta.
Zamek jak zamek, pomyślicie.
Otóż nie. W tej chwili jest to zamek... z 2005 roku i lat późniejszych!
Pierwszy zamek w tym miejscu powstał w wieku XV. Później niszczony był przez pożary i ludzi. Dopiero kilka lat temu prywatny inwestor zaczął odbudowę zamku.
Wszystko co widzicie na zdjęciach, jest nowe.
Niesamowita dbałość o szczegóły.
Ostatnim miejscem poniedziałkowej wyprawy było Pentowo i Europejska wieś bociania.
Kocham bociany, a Wy?
Bilet wstępu kosztuje kilka złotych, a oglądać jest co.
Zwłaszcza gdy się dostanie lornetki.
Jedna z dwóch wież widokowych. Piękna dróżka, nad bagnami...
I takie widoki na lewo i na prawo...
A tu w dół :)
Po kolejnych wycieczkach rowerowych, autem odwiedziliśmy Supraśl.
Dotarliśmy tam bocznymi drogami, które wiodły nas przez lasy, łąki, ścieżynki...
Ekologiczna toaleta, z której oczywiście skorzystałam.
Wszystko co się zrobi należy zasypać ściółką,
która jest obok w drewnianym pojemniku.
Tam w ogóle nie śmierdzi!
A ja mam bardzo czuły nos...
Super sprawa!
Na Podlasiu byliśmy tydzień po strasznych wiatrach, które nawiedziły ten region,
Leśnicy nie pamiętają takiej klęski...
Supraśl nie jest dużym miastem, ale warto poświęcić mu cały dzień.
Nas to miasto zauroczyło.
Szwendaliśmy się po nim tak długo, że nie zdążyliśmy wejść do klasztoru
(prawosławny monaster męski, jeden z kilku w Polsce).
W okresie letnim od godz. 16 do 17:45 w klasztorze jest cisza monasterska i klasztor jest zamykany dla turystów.
Supraskie kadry...
Zdjęcia najstarszych mieszkańców Supraśla.
Ogrodzenie jednego z kościołów z jednej strony
i z drugiej
Nad rzeką Supraśl
(tu też widać ogrom zniszczeń)
Do klasztoru nie weszliśmy,
ale na szczęście odwiedziliśmy Muzeum Ikon.
Na szczęście, bo chwilę myśleliśmy czy tam pójść.
Gdy już się zdecydowaliśmy to okazało się, że akurat tego dnia (czy tej godziny) nie płaci się za bilet. :)
W pierwszej sali wystawowej pani przewodnik powiedziała, że bez zapłaty za opowiadanie nie może opowiadać, ma nas jedynie prowadzić po muzeum. :)
Zrzuciliśmy się po kilka złotych, a młoda pani przewodnik wykazała się ogromną wiedzą i takim talentem do opowiadania, że na koniec dziękowaliśmy jej za to i uznaliśmy, że było to miejsce magiczne.
Jeśli będziecie kiedyś w Supraślu, koniecznie odwiedźcie to muzeum!
Obiad zjedliśmy w Spiżarni smaków.
Jedzenie smaczne, obsługa miła.
Moje ziemniaczki z twarogiem
i niezapomniana golonka Pana Wu...
była tak wielka, że chyba do dziś śni mu się po nocach :P
W tym pałacu mieści się dziś liceum plastyczne
Oczywiście weszliśmy do środka,
obejrzeliśmy niejedną ciekawą wystawę.
A poniższy pomysł chciałam zaadoptować na domową galerię zdjęć.
Niestety nie mogę znaleźć tak maleńkich ramek :(
No i bardzo wymowny plakat...
Prawda, drodzy blogerzy? :D
Pamiątka tematyczna :)
Spacer bulwarami nad rzeką i powrót do naszego Poczopka,
o którym mam nadzieję jeszcze napisać. :)
To pa! :)))