środa, 29 maja 2013

Związki

Mówi się, że po dwóch latach związku, para - bardziej lub mniej świadomie - decyduje co dalej.
Razem czy osobno. W tym samym kierunku czy w przeciwnym.
Po drodze im ze sobą czy już nie.
Z autopsji wiem, że to nie tylko czcze gadanie.

Po ponad dwuletnim związku z blogiem dopadło mnie znużenie.
I to w momencie gdy tak wiele Was tutaj! :*

 

Wersji roboczych jak na lekarstwo.
Kilka pomysłów w ogóle nie spisanych. A proporcje już zapomniane.
Kilka pomysłów w ogóle nie sfotografowanych.
Nie chciało się.

Zaległe zdjęcia w aparacie - na zgranie czekają.
Tylko tak ciężko po kabelek sięgnąć!
Za dużo zachodu....

Trochę zmęczyły mnie kurtuazyjne komentarze.
Sama czasem takie piszę, w niektórych miejscach.
A jednak nie o to, nie o to...*
Za bardzo lubię dialog, na który nie zawsze jest czas.

Pod ten dialog więc - kawa kawusia no no no*
I kolejna odsłona najłatwiejszego ciasta w świecie.


Skład: szklanka mąki, szklanka cukru, 4 jaja, 4 łyżki oleju, łyżeczka proszku do pieczenia, kilka łyżek kakao, cukier puder do posypania;
  • żółtka oddzielamy od białek,
  • białka ubijamy na sztywno, a pod koniec dosypujemy cukier,
  • do ubitych białek wrzucamy na przemian jedno żółtko i jedną łyżkę oleju - ciągle miksujemy,
  • dodajemy mąkę, proszek do pieczenia i kakao - wszystko dokładnie mieszamy / miksujemy,
  • masę przelewamy do tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia,
  • do ciasta wrzucamy dowolne owoce - u mnie tym razem były to wiśnie z syropu - wpasowały się idealnie,
  • pieczemy w temperaturze 180 stopni około 30-40 minut,
  • po wyjęciu z piekarnika i ostudzeniu posypujemy cukrem pudrem. 


Ciasto nie tylko pod dialog.
Na osłodę również, by kryzys w związku zakończył się niezwykle szybko :).
A może Wy macie doświadczenie w tego typu kryzysach?

* Nie tylko za kopytko lubię Mumio: do poczytania, do pooglądania.

poniedziałek, 20 maja 2013

Co do pracy? #7 Pieczony łosoś z sałatką szczawiowo - szparagową


Jeden z polityków o szczawiu ostatnio wspomniał.
Kogoś szczawiem nazwał?
Siebie nazwał?
Że on jadł czy nie jadł?
Czy musiał jeść?
Czy to ważne?!



Ja szczawiem będąc, listki zbierałam.
Niezmuszana przez nikogo.
Listek do listka.
Jeden na drugi.
Największy na zewnątrz.
Składałam na pół.
I była pyszna szczawiowa kanapeczka! 
Teraz też bieramy.
Po 200 listków :)




Szparagi za to zawsze białe były,
bo i źródło zaprzyjaźnione
prosto z pola.
Często same główeczki się trafiały.

Źródełka od tego roku już nie ma.
Pierwszy raz, nie mając pysznych, świeżych białych,
kupiłam zielone.


Skład: filet z łososia (200 - 250 g), pęczek zielonych szparagów, kilka garści szczawiu, 2 ząbki czosnku, cytryna, oliwa z oliwek, sól, pieprz cytrynowy, pieprz czarny;
  • z łososia ściągamy skórę (wystarczy na kilka sekund zalać wrzątkiem - pięknie odchodzi), układamy na folii aluminiowej, skrapiamy oliwą i sokiem z cytryny, doprawiamy solą i pieprzem, wyciskamy czosnek,
  • łososia zawijamy szczelnie folią i (jeśli mamy czas) odkładamy do lodówki na jakiś czas do przegryzienia się,
  • szparagi myjemy i obcinamy zdrewniałe końcówki,
  • piekarnik nagrzewamy do 200 stopni,
  • na blaszce układamy szparagi - obficie skrapiamy oliwą, doprawiamy solą i czarnym pieprzem,
  • obok szparagów układamy łososia (w folii),
  • całość pieczemy 15-20 minut,
  • upieczone szparagi kroimy na kilka części i łączymy z umytym szczawiem - skrapiamy oliwą, doprawiamy solą i pieprzem,
  • łososia wyciągamy z folii i zajadamy z zieloną sałatką;
Ja jadłam w pracy na zimno :). 

 

A Wy jedliście, jecie szczaw?
Które szparagi wolicie? Ja jednak te białe :)

wtorek, 14 maja 2013

Cytrynowy sernik z lemon curd

Lubię cytrynę.
Smak cytrynowy.
I kolor cytrynowy.

Cytrynowe półplasterki posypane cukrem.
Zajadaliście?
Ja tak.
Przed snem.
Małą dziewczynką będąc.

Pamiętam też przedszkole.
I pewne hula hop,
które zabierałam dzieciom.
Żółte, więc moje!

I sernik też był.
Znacznie później.
Pierwsze ciasto upieczone przeze mnie*.
Gdy nawet zupa była dla mnie czarną magią.


Z okazji pewnej chciałam zrobić czekoladowy deser.
Jakie to szczęście, że wypróbowałam przepis wcześniej!
Połączenie smaków to zupełnie nie moja bajka.
Słony i słodki.

Wtedy przypomniały mi się Kasiowe wpisy.
Wspaniałe wpisy! :)


Lemon curd

Skład: 2 cytryny, 2 jajka, 150 g cukru, 100 g masła;
  • z cytryn ścieramy skórkę, wyciskamy sok i przekładamy do garnuszka,
  • dodajemy cukier i gotujemy chwilkę,
  • jaja momencik ubijamy, by zrobiły się puszyste,
  • dodajemy do cytryny z cukrem,
  • po chwili dodajemy masło,
  • całość mieszamy i gotujemy aż krem zgęstnieje,
  • przechowujemy w słoiczku w lodówce maksymalnie 2 tygodnie;
 

Sernik

Skład: 800 g zmielonego twarogu (kupiłam w kubełku gotowy już), 1 ser mascarpone, skórka starta z dwóch cytryn, 3 jajka, 3/4 szklanki cukru pudru (można dodać więcej), 2 czubate łyżki mąki (jedna łyżka pszennej, druga łyżka ziemniaczanej);
  • obydwa sery i cukier miksujemy przez 3-5 minut,
  • dodajemy jajka, mąkę, skórkę - miksujemy chwilkę,
  • masę przelewamy do blaszki wyłożonej papierem do pieczenia,
  • pieczemy w piekarniku nagrzanym do 160 stopni przez godzinę,
  • po wystudzeniu, wierzch smarujemy cytrynowym musem;
Sernik jest doskonały! Dla mnie ogromnym plusem jest to, że nie ma żadnych spodów, które trzeba zagniatać ;). O dziwo, dodałabym troszkę więcej cukru, a nawet więcej skórki do samego ciasta :).


*nie, nie upiekłam go samodzielnie, bo nie zagniotłam spodu! To nie moja działka :)

piątek, 10 maja 2013

Post inny niż wszystkie #1

Czytajcie wyraźnie, bo nie będę powtarzać ;).
Post kosmetyczny się tu nigdy nie pojawił i nie sądzę, by się to powtórzyło.
Ok, ok, pojawi się jedynie druga część tego (to "przez" Kaprysię i jej 100 słów).

Średnio interesuje mnie kosmetyczny świat.
Jednak pod wpływem prezentu, który Wam ostatnio pokazałam, stwierdziłam, że podzielę się z Wami moimi kosmetycznymi odczuciami, historiami, zawodami, ale też pewniakami :).


Nie mam idealnej cery. Od lat mam z nią problemy natury trądzikowej.
Odwiedziłam kilkoro dermatologów. Stosowałam wiele różnych preparatów - maści, żeli, tabletek, kremów itp., itd...
Nic nie było na tyle skuteczne, by z problemem się pożegnać.
Ile razy skóra była za sucha, za czerwona. Nie o taki efekt mi chodziło.
Kupowałam też różne kremy i specyfiki. O cenach różnych. Zero satysfakcji.

Próbując ukryć różne niedoskonałości próbowałam różnych korektorów, podkładów.
Nigdy pudrów.

W liceum miałam fioła na punkcie różnych cieni do powiek, balsamów, peelingów...
Ostatecznie stało to to i się kurzyło. Równie dobrze, pieniądze wydane na te specyfiki mogłam wyrzucić do śmieci.


Ponad dwa lata temu trafiłam do pani kosmetolog. Zainwestowałam w regularne wizyty u niej (kwasy, mikrodermabrazja itp.). To był strzał w dziesiątkę. Po kilku miesiącach cera była niemal idealna (niemal, bo zawsze się coś znajdzie :P).
Pani kosmetolog w czasie "leczenia" poleciła mi kilka rzeczy:
  • kwas borny (ok. 7 zł / 200g) - jak tylko pojawi się wyprysk, przemyć wacikiem; nie stosować jak tonik i nie dłużej niż codziennie przez 2 tygodnie,
  • olej arganowy* (w sklepie ze zdrową żywnością ok. 40 zł / 100ml - lepiej nie kupować w sieci - różnie bywa z terminem ważności) - zamiast kremu; doskonale nawilża, ma całe mnóstwo właściwości i szerokie zastosowanie (np. spłyca zmarszczki, redukuje cellulit, wzmacnia cienkie i zniszczone włosy - poczytajcie o nim tutaj; ja stosuję go od 1,5 roku na noc; jedna buteleczka starcza na rok-dwa,
  • olej rycynowy (jakieś grosze w aptece) - też dobry na wypryski; stosuję zamiennie z arganowym,
  • maść cynkowa (też grosze w aptece) - stosować miejscowo na wypryski, najlepiej na noc; 


Poza tym, twarz rano i wieczorem myję tylko mydłem marsylskim (rossmann, cena chyba min. 5zł). Mydło nawilża i oczyszcza skórę, jednak dla osób z tłustą cerą niekoniecznie będzie dobrym rozwiązaniem.
Potem tonik**
  • 1 łyżeczka octu jabłkowego plus 19 łyżeczek wody mineralnej - wymieszać w buteleczce.
Potem olej, a rano krem (o tym w następnej części). Rano też można olej arganowy, zwłaszcza po tym toniku. Mi jednak po kilku godzinach zaczynała się świecić twarz, więc z tego zrezygnowałam.
Od kilku dni do mycia twarzy używam innego specyfiku - na razie za szybko na ocenę. Zaznaczę tylko, że jest to płyn ze sklepu ze zdrową żywnością, na bazie naturalnych składników.

**********

Jako, że post ten bardzo mi się wydłużył, a nie chciałabym Was zanudzić to podzieliłam go na dwie części. W kolejnym poście będzie o firmie, której jestem wierna już prawie dwa lata i dzięki, której przestałam ekseprymentować z podkładami, pudrami, a nawet mam doskonały płyn do demakijażu oczu...
Pojawi się przepis na domowy peeling i w końcu opis dwóch cudeniek, które sprezentowała mi Anka :). 


**********

 
Zdjęcia z majówki. Myślę, że są znacznie bardziej wdzięczne niż kosmetyki ;). 

* olej arganowy stosowałam jedynie do twarzy; zamierzam jednak zrobić maseczkę na włosy i użyć zamiast balsamu - dopiero wówczas potwierdzę jego pozostałe właściwości :)
** receptura (mam ich trochę w zanadrzu) otrzymana od Agi - przy okazji zerknijcie jakie ona cuda robi!

poniedziałek, 6 maja 2013

Co do pracy? #6 Hummus

Co można zrobić w ciągu pięciu wolnych dni?

Skończyć jedną książkę.
Przeczytać w połowie kolejną.
Przeczytać spokojnie.
Na przemian z artykułami z WO.
Ekstra i tych nie-Ekstra.

Można zjeść zupę szczawiową.
Z jajkiem.
I śmieciową zupę.
Bez jajka.


Można po raz enty ciasto najłatwiejsze w świecie upiec.
I kakao dodać do niego.
I wiśnie ze słoika przytarganego z piwnicy.

Można też każdego dnia wsiąść na stary rower.
Kupiony we Wro.
Rower, który nie tylko wrocławską Odrę widział.

Można bez końca rzucać Mai patyk.
Do wody rzucać i gapić się ze zdziwieniem jak ona pływa!
Przecież w tamtym roku nawet łapy nie chciała wsadzić do jeziora!

Można też w pokera pograć.
I wygrać co nieco.  

Szczaw można zebrać.
Jak i kaczeńce.
Można jeszcze...*


A po tych pięciu dniach do domu wrócić.
Rozpakować się.
Zamieszać mąkę.
Chleb wstawić.  
I pomyśleć nad śniadaniem do pracy :)

Skład: puszka ciecierzycy (240 g po odsączeniu), 5 łyżek ziaren sezamu, duży ząbek czosnku, sok z połowy średniej cytryny, oliwa z oliwek (3-4 łyżki + 2 łyżki do sezamu), sól morska, świeżo mielony pieprz; 
  • sezam wrzucamy na rozgrzaną suchą patelnię - prażymy na małym ogniu do momentu aż delikatnie zbrązowieje (trwa to kilka krótkich minut),  
  • uprażony sezam wraz z oliwą traktujemy blenderem do momentu powstania w miarę zbitej pasty,  
  • wszystkie składniki wraz z sezamową pastą wrzucamy do pojemnika blendera,
  • miksujemy aż całość się porządnie połączy i powstanie jednolita pasta;
Doskonale pasuje do grzanek z odrobiną dodatkowej soli. 
Świetnym dodatkiem są jajka, ale nie tylko one :).

*Co można jeszcze? Pytanie do Was - jak minęły Wam dni ostatnie? 

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...