piątek, 11 listopada 2011

jesteśmy w Polsce (?)


Trafiłam niedawno na świetną książkę - ni to kucharska, ni to powieść... O niej samej napiszę osobny post, ale dopiero jak skończę ją czytać :). A już teraz zareklamuję, że przepisy w niej zawarte zachwycają prostotą i niewielką ilością składników. A co najważniejsze, chyba większość składników (a może wszystkie) nie jest mi obca ;). 
Zauważyłam, że od pewnego czasu panuje pewien trend. Wiele przepisów zawiera dziwnie brzmiące nazwy, np. farfalle (dlaczego nie kokardki? mowa tu o makaronie), tagliatelle lub pappardelle (czyż nie są to grube i grubsze wstążki?), fusilli (dlaczego nie świderki? mowa tu o makaronie po raz trzeci). Rozumiem, że trzeba podać oryginalną nazwę makaronu, bo coraz częściej tylko taka jest na opakowaniach, ale żeby tylko takich nazw używać? Dlaczego nie piszemy naleśniki tylko pancake? A pumpkin zamiast dynia? Albo apple pie - a szarlotka to takie urocze słowo. No i ten nieszczęsny DIP - dlaczego nie sos, sosik, a nawet sosio? 

Hmmm... Dlaczego zapominamy o naszych pięknych polskich słowach? Nie wiem czy tylko mnie to drażni? Mam wrażenie, że coraz mniej osób zwraca uwagę na to jak mówi i co mówi - po polsku rzecz jasna. A ja lubię bardzo nasz język i prawidłowe odmiany i formy. I tego będę się trzymać :).


A na osłodę zrobię pyszne jogurtowe ciasto z polskimi gruszkami. A nie jakieś pear cake :).
  • 1 szklankę pełnotłustego jogurtu mieszamy z 1 szklanką cukru, szczyptą soli morskiej i 1 łyżeczką zapachu waniliowego (ja nie miałam, więc dałam trochę cukru waniliowego),
  • po wymieszaniu, powoli wlewamy 1/3 szklanki oleju (ciągle mieszamy),
  • dodajemy 2 surowe jaja - najpierw jedno, a po dokładnym wymieszaniu drugie (i znów dokładnie mieszamy - nic prostszego!;) ),
  • w osobnym naczyniu mieszamy 1 i 2/3 szklanki mąki (przesianej przez sito), 1 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia i 1 łyżeczkę sody oczyszczonej,
  • do masy płynnej dodajemy masę sypką oraz skórkę z jednej cytryny - wszystko oczywiście dokładnie mieszamy - bo cóż innego? ;),
  • formę o średnicy 25 cm lub pasztetówkę smarujemy tłuszczem i wykładamy papierem do pieczenia, a następnie wylewamy nasze surowe ciacho,
  • na wierzchu układamy obrane i pokrojone w plasterki 3 - 4 gruszki, które posypujemy cukrem trzcinowym,
  • ciasto pieczemy 45 minut (piekarnik nagrzany do 175 stopni),
  • po wyjęciu z piekarnika, ciasto wyciągamy z formy ciągnąc z kilku stron za papier - niech stygnie poza blaszką;


    Jak ciasto ostygnie wystarczy je przykryć folią  aluminiową. Pamiętajcie, by nie wkładać go do plastikowego pojemnika, bo za bardzo zmięknie.
    A zamiast gruszek można dać inne owoce - choćby z puszki ;).

    P.S. Książka, o której wspominałam to Lunch w Paryżu Elizabeth Bard.

      20 komentarzy:

      1. A no mnie tez czasem denerwuje takie wymyślne, niepolskie nazewnictwo. Używam nazwy muffinki co prawda (bije sie w pierś, może dlatego ze typowo kojarzy mi sie nie z polskimi rejonami, a babeczki to dla mnie inny kształt), no ale nie można przesądzać! :) Zaciekawiłaś mnie książka :)

        OdpowiedzUsuń
      2. Zgadzam się z tobą co do pewnych określeń. Apple pie to nie do końca to samo co szarlotka (a i szarlotek jest wiele rodzajów), więc to nie wzbudza moich kontrowersji. Pumpkin jest doprawdy idiotyczne, za chwilę bedą "strawberries", "bananas" (bo TAK się rózni od polskiego)... Jeśli są to nazwy powszechnie przyjęte jak Shepherd's Pie, Apple pie, banana split czy chociażby creme brulee, ok. Ale PANCAKES doprowadza mnie do furii, bo nie ma żadnego uzasadnienia. A jak widzę "pankejki"... aaa!

        OdpowiedzUsuń
      3. Zgadzam się całkowicie! :) Albo można polski tytuł dać przynajmniej, a w nawiasie obok dać nazwę oryginalną. Mnie wkurza np. niezmienny lemon curd, jakby nie można napisać - tradycyjny krem angielski. :>

        OdpowiedzUsuń
      4. Ale szarlotka wcale nie jest polskim słowem lol

        OdpowiedzUsuń
      5. farfalle to +10 do lansu, hihi;) ale też wolę nazwę ciasto gruszkowe niż pear cake:))) co więcej - bardzo lubię takie ciasta!!! prezentuje się wybornie:)

        OdpowiedzUsuń
      6. WegAnka, masz rację, mój post traktuje bardzo ogólnie temat. Rzeczywiście, są określenia, które muszą brzmieć oryginalnie, ale tak jak mówisz - zaraz latem będziemy jedli strawberries ze śmietaną i cukrem ;).
        Pankejki - dramat.

        Kasia, właśnie, nazwa oryginalna w nawiasie, a nie w centralnym miejscu jakim jest tytuł posta w polskim blogu ;).

        Tjaryna, owszem, szarlotka nie jest rdzennym polskim słowem, ale tak się przyjęło w naszym słownictwie, że znajdziemy je ze wszelkimi odmianami w słowniku języka polskiego :). Nie piszę w poście charlotte ;), ale rzeczywiście mogłam napisać jabłecznik :).

        Pozdrawiam Was i dziękuję za uwagi :)

        OdpowiedzUsuń
      7. Goh., albo +10 do prestiżu (kojarzysz blog Make Life Harder? Polecam ;) ).
        Dzięki :), ciasto jest pyszne - nie jest ciężkie (nie przepadam za ciastami z kremami), a przyjemnie wilgotne :).
        Pozdrawiam :)

        OdpowiedzUsuń
      8. Ciasto wygląda fantastycznie :)
        Może masz rację z tym nazewnictwem, ale z drugiej strony gdyby nie te zapożyczenia w kulinarnym słownictwie nigdy bym nie znałabym tylu włoskich czy francuskich słów :P
        pozdrawiam

        OdpowiedzUsuń
      9. Dzięki Agata ;) mnie najbardziej podobają się nasiona gruszkowe :).
        Hehe, poszerzanie słownictwa języków obcych to na pewno duży plus tego całego "zamieszania: ;).
        Pozdrawiam :)

        OdpowiedzUsuń
      10. alucha pancake i mnie kuje w oczy. nie tylko to zresztą, bo apple pie jest dla mnie równie bezsensowny a pumpkin przechodzi ludzkie pojęcie. w sumie nawet nie znam nikogo, kto by tak mówił, gdzieś faktycznie się na to natknęła. A co do makaronów, to wątpię, czy spaghetti zastępujesz jakimś polskim odpowiednikiem ;)) tutaj różnorodność jest tak wielka, że można się najzwyczajniej w świecie pogubić :)
        PS. Twój pear pie wygląda zachęcająco ;)

        OdpowiedzUsuń
      11. Ciasto wyborne. I po raz kolejny jak widze owocowe to zaluje ze moj E. takich nie je:(
        Co do jezyka to zgadzam sie z Toba i sama sie staram jak moge, zeby moj polski byl po polsku:) Ale czasem jest mi trudno znalezc odpowiednik nazwy po polsku, np. dla fussili, ze to swiderki:)czy inne tego typu bo od lat ich nie uzywam po polsku poprzez brak kontaktu z naszym ojczystym jezykiem na co dzien.
        milego wieczoru!

        OdpowiedzUsuń
      12. Owieca jak ładnie się odniosłaś do każdego słówka ;). Właśnie, nikt nie mówi pumpkin, ale przeczytać można.
        Tak, masz rację, mówię spaghetti, bo to określenie już zupełnie "wryło" się w nasz język. Jakby to było po naszemu? Nitki? ;))
        "Pear paja" spróbuj, bo robi się go błyskawicznie :)

        Agnieszka, dziękuję :) a E. nie je, bo nie lubi czy nie może?
        Jeśli nie masz kontaktu z naszym językiem na co dzień to absolutnie nie dziwię się, że miewasz kłopoty z niektórymi słowami. Pewnie nawet ze słowami, które dla nas w Polsce są pospolite :).

        Pozdrawiam Was dziewczyny :))

        OdpowiedzUsuń
      13. Alucha, niestety nie lubi a mi sie nie chce zazwyczaj piec malych porcji tylko dla mnie:)

        OdpowiedzUsuń
      14. Niektóre słowa się przyjęły np. wyżej wspomniana szarlotka, sushi czy spaghetti, ale jak ktoś mi zaserwuje inny makaron to nazwę go makaronem, bo nie znam nawet za bardzo polskich nazw i głównie używam spaghetti ;)
        Czasem zdarza mi się używać obcych odpowiedników, bo ileż można w jednym wpisie pisać "babeczka"? przełamuję to wrzucając czasem "muffinki", co nie zmienia faktu, że przede wszystkim jest to babeczka :pp

        Ale "pankejki" xD? Co to jest? Ja znam naleśniki, a pancakes to bardziej przypominają racuchy :pp

        OdpowiedzUsuń
      15. Agnieszka, nie dziwię się, też nie chciałoby mi się piec małej porcji. W ogóle nie umiem robić maleńkich pojedynczych porcji ;). A E. niech żałuje, że nie lubi ;)

        Kasia, ja akurat lubię różniste makarony, często ze względu na ich wygląd - kokardki, muszelki ;).'
        No właśnie, a te muffinki to też się pewnie w końcu przyjmą u nas.
        "Pankejki" uchodzą za naleśniki. Ostatnio byłam w Poznaniu i w samym centrum miasta była naleśnikarnia prezentująca sporych rozmiarów szyld: PANCAKES... bez komentarza ;)

        OdpowiedzUsuń
      16. Alucha, bo to zależy moi skromnym zdaniem od tego jak często się stykasz z danym produktem/ potrawą. Ja np. dość często mam do czynienia z tagiatelle, czy pappardelle i dlatego używam ich tak, jak Ty "spaghetti"
        ale- bez jaj- świderki, to świderki ;)))))))
        miłego wieczoru Alucha!

        OdpowiedzUsuń
      17. Może i masz rację. I jak często się stykam z produktem i nazwą oryginalną. Tylko jeśli "we krwi" mam kokardki to po co przerzucać się na farfalle? ;))

        OdpowiedzUsuń
      18. no właśnie, to tak, jak ja mam ze świderkami ;) poza tym jedne i drugie są na tyle charakterystyczne, że o polską nazwę nie było trudno więc co za tym idzie- szyko się przyjęły :)

        OdpowiedzUsuń
      19. Hej, jak najbardziej popieram, choć mi się niektóre zagraniczne nazwy podobają, szczególnie hiszpańskie, bo jestem zakochana w tym języku i lubię przyrządzać tortillę de patatas, choć to omlet z ziemniakami;) Ale makarony to nazywam po polsku. Pozdrawiam

        OdpowiedzUsuń
      20. Hej PaniKanko :), hahaha, niezłe porównanie - de patatas, a z ziemniakami ;). W sumie to rozumiem, bo bardzo lubię słowo tortilla, ale wymawiane tak jak w oryginale czyli z j w środku - fajosko to brzmi :) (tak jak Sevilla).

        Pozdrawiam :)

        OdpowiedzUsuń

      Bardzo dziękuję za to, że tu jesteś i piszesz :)

      LinkWithin

      Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...