... to zupa :) z resztą, u nas nie mówi się zupa z botwinki lub zupa botwinkowa. Jeśli pada słowo BOTWINKA to wiadomo, że chodzi o delikatną różową zupkę, bez dodatku jakichkolwiek innych warzywek. A z dodatkiem - nie wiem czy powszechnym - mojego ukochanego, uwielbianego pod każdą postacią JAJA. W tym przypadku jaja na twardo. Przepis na tę wiosenno - letnią zupkę krąży u nas od pokoleń (może brzmi to patetycznie, ale trudno:) ) i nie dość, że jest banalnie prosty to na dodatek absolutnie nie jest czasochłonny. Więcej czasu zajmie wówczas, gdy sami, własnoręcznie, z własnego ogródka będziecie te młode buraczki zrywać. Ja dostałam już tzw. gotowca od Ajwonki :) więc gotowanie zaczęłam od opłukania naszego niezbędnego składnika (może to się okazać ważne dlatego też informuję, iż surowej botwinki miałam około 400g).
- po opłukaniu kroimy na kawałki i liście i łodyżki i nawet korzonki. Następnie wrzucamy do wrzącego bulionu - pamiętajcie, by nie było go za dużo - starczy tyle, aby buraczki zakryć,
- gotujemy maks. 10 minut - już po 5 sprawdźcie czy łodyżki nie są miękkie,
- gdy wszystkie części botwinki miękkie, wkrapiamy trochę cytryny (ilość - NA OKO),
- dorzucamy garść posiekanego koperku,
- dodajemy kubek (200-250ml) śmietany (ewentualnie każdy dodaje sobie sam na talerzu).
Z gotowania byłoby na tyle, ale... Ale! Baaaardzo ważny jest sposób podania. Otóż, w tzw. międzyczasie gotujemy jaja na twardo (ilość wedle uznania; ja na miseczkę zupy daję jedno jajo). Po ugotowaniu kroimy je w miseczce w kosteczkę i zalewamy zupką.
Nie nie, to jeszcze nie koniec :) i znów w tzw. międzyczasie albo nawet i przed międzyczasem ;) obieramy ziemniaki i je gotujemy. Robimy z nich puree i nakładamy na OSOBNY talerzyk.
W zasadzie to mógłby być już koniec, ale wcale nie musi, gdyż dla fanatyków chrupiącego boczku jest coś jeszcze. Są to chrupiące skwareczki, którymi polewamy ziemniaczki. Ja raczej wybieram tę "uboższą" wersję bez skwarków, ale za to Siwy jak się dowiedział co na obiad będzie rzekł: "zapomniałaś o skwarkach! skwarki to podstawa". Tak więc ziemniaczki same bądź z dodatkiem - obowiązuje pełna dowolność :)
P.S. A tak w ogóle to dziś miało być o Pokucie! Ostatnio też o niej być miało. I co? Cierpliwości... :)
Gdy ujrzałam zdjęcia i zaczęłam czytać od razu pomyślałam o skwarkach:) Taak, zdecydowanie to podstawa! :) Pozdrawiam, miłego dnia życzę.
OdpowiedzUsuńTak czułam, że amatorów skwarek nie zabraknie :)
OdpowiedzUsuńdoszły mnie słuchy, iż post obfituje we wszelakie zdrobnienia :) uprzedzając wszelkie komentarze w tym temacie - skoro mowa o małych buraczkach, czyli botwince, to zdrobnienia są wręcz wskazane :) o :)
OdpowiedzUsuńTak, nawet 'talerzyk' się znalazł, ale bardzo lekko i przyjemnie się czyta:). Te skwarki to jednak kaloryczne, wiesz..:). Jednak jak jeść coś takiego to iść na całość. Od czasu do czasu zaszaleć:)
OdpowiedzUsuńHaha, faktycznie, talerzyk jest ;) kaloryczne owszem, ale sama zupka nie, więc można sobie pofolgować :)
OdpowiedzUsuńDzięki za "bardzo lekko i przyjemnie się czyta" :)
:) W poprzednim tytule znalazły się 'kanapeczki', już coś było zdrobniale:)
OdpowiedzUsuńCzyta się dobrze, opis, wypunktowanie, opis. Nie ma chaosu. Trzymaj tak dalej, miłego popołudnia... ech jak ten czas leci...
Będę się starać tak trzymać ;) czas leci strasznie, a nasze blogi się rozrastają :)
OdpowiedzUsuńAleż smakowicie u Ciebie:) Mniam:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Dzięki :) zapraszam na kolejne smakowite kąski i nie tylko ;)
OdpowiedzUsuńBotwinka !!! Muszę koniecznie zrobić mniam :)
OdpowiedzUsuńPrzed chwilą zjadłem,ale pycha!!!!!Skwarki muszą być i tyle!
OdpowiedzUsuńSiwy, Stwór, Skwarki :D wszystko na S :D
OdpowiedzUsuńJa będę jutro gotować botwinkę, ale w wersji light:)miłego weekendu, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńWitaj, jednak wersja light nie przejdzie:) Miłej soboty Alucha:)
OdpowiedzUsuńHaha, czyli jednak więcej zwolenników wersji konkretniejszej :) miłego dnia JaKa ;)
OdpowiedzUsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuńJa botwinkę robię podobnie, z wyjątkiem, nie bulion- tylko na końcu masełko, a ziemniaczki koniecznie całe,malutkie, nowe, ze skwarkami i koperkiem :)
Już jadłam tej wiosny, ale znów mam smak :)
Pozdrawiam smacznie :)
A widzisz, ja zamiast na bulionie z masełkiem robię szparagową :)
OdpowiedzUsuńJa też już mam smaka... i na pewno jeszcze zdążę znów botwinkę zrobić zanim buraki urosną :)
no tak, ale po co do tego wszystkiego jeszcze ten kubek? I czy kubek ma byc zmielony, czy w kawałkach (takich tłuczonych), czy też cięty jakimś brzeszczotem?
OdpowiedzUsuńO proszę! Ruppert taki czujny? Ja Ci to przypomnę ;) chociaż... WP zostawił u Ciebie na biurku tajemniczą kopertę z MŚ - chyba se ją przechwycę se :D
OdpowiedzUsuńa wracając do kubka - najlepiej jak zrobisz z niego puree - pamiętaj, że kubek 200-250 ml :)