czwartek, 22 września 2016

Pudding z nasionami chia i musem malinowym


Odkąd pamiętam bardzo lubię budyń.
Kojarzy mi się z zimą,
zaparowanymi oknami,
chłodem, który czuć było przy starych poniemieckich oknach.
Na starym drewnianym parapecie
stawialiśmy z bratem gorący budyń.
By ostygł choć trochę.
I potem zajadałam się nim z rozkoszą.
Łyżeczką przekuwałam wierzchnią skorupkę
i docierałam do pysznego wnętrza.

Dziś rzadziej jem budyń,
ale właśnie zaczyna się pora roku,
która będzie sprzyjać jego konsumpcji. ;)
Doskonały budyń można zrobić z mąki jaglanej.


Za to późnym latem zajadaliśmy się puddingiem z tapioki lub z nasion chia.
Możecie poczytać wiele na temat właściwości obydwu,
ale ja nie dla nich je kupuję.
Jak wiecie, nie jestem fanką niepolskich produktów,
nie naszych,
nie sezonowych.

Jednak chia i tapioka są cudowne w konsystencji i obróbce.
Takie budyniowe właśnie.
Poza tym, są sycące i spokojnie mogą być naszym pierwszym, drugim lub trzecim śniadaniem. ;)

Wiem, że te desery od dawna krążą w necie, ale może ktoś z Was jeszcze ich nie zna?
A może ktoś się zastanawia czy warto?
Jeśli lubicie budyń, kisiel, to tak.
Tapioka jest bardziej neutralna w smaku, taka "ciepła".
Chia jest bardziej sianowata. ;)


Skład: 85 g nasion chia, 350 g mleka (krowie lub roślinne), dwie garście malin na mus plus maliny do dekoracji, brzoskwinia lub nektrynka, garść płatków migdałowych, łyżka miodu;
  • nasiona wsypujemy do słoika, zalewamy mlekiem i odstawiamy na noc do lodówki,
  • co jakiś czas dobrze jest je przemieszać, bo lubią się zbrylować na dnie (jeśli tak się stanie to porządnie je rozmieszajcie przed podaniem i jeszcze na chwilę włóżcie do lodówki),
  • maliny miksujemy z miodem na gładki mus,
  • pudding przekładamy do szklanek / słoiczków,
  • na wierzch wlewamy mus,
  • dekorujemy owocami i migdałami.


Oczywiście dodatki do tego deseru są dowolne. Można też użyć mleczka kokosowego. Co kto lubi. :) A zawsze wyjdzie smacznie i szybko!

Pięknej jesieni, Kochani! Niech będzie w takich kolorach jakie ma ten deser, z ciemnymi ciepłymi wieczorami. :)

wtorek, 13 września 2016

Jej wrzesień... / Chleb z tartym jabłkiem na zakwasie



Zawsze lubiła wrzesień.
No może poza okresem gdy chodziła do szkoły.
Później mogła go polubić bezkarnie.
Za żadne skarby nie wróciłaby do szkoły,
mimo, że radziła sobie nieźle na każdym etapie edukacji.
Radziła sobie, bo tak.
Bo może też tak wypadało?
Głupio było przynieść pałę,
Głupio było się narażać.
Mimo, że nikt jej nie karał
i czuła, że raczej nie ukarze,
nie powie nic przykrego.
To i tak nie miała większych problemów w szkole.
Nie lubiła jednak wkuwania,
stresowały ją odpytywania pod tablicą,
miała przeróżne wybujałe kompleksy.
Jak każda nastolatka.
Tak, nie wróciłaby do szkoły.
To wie na pewno.



Wolała ten czas, który trwał od kilku lat.
Wolała siebie aktualną.
Tę, która nie przejmuje się specjalnie wyglądem swoich nóg,
nieopaloną skórą, czy pieprzykami.
Tę, która coraz mniej myśli o tym co wypada.
Tę, która stara się robić to co lubi.
Tę, która wstanie w sobotę wcześniej, by zrobić im dobre śniadanie.
Tę, która poćwiczy, by poczuć się dobrze.
Tę, która pójdzie na kurs, by posiąść nowe umiejętności.
Tę, która potańczy z przyjaciółmi pod nocną chmurką,
bo przecież miasto ma swoje święto!
Tę, która będzie najbardziej uśmiechniętym kierowcą
w wesołomiasteczkowym aucie.





Wolała ten dorosły wrzesień,
ze swoimi wrzosami na balkonie,
ze swoimi jabłkami ze swojej działki
i ze swoim domowym chlebem.


*****************

Zjecie ze mną ten pyszny chleb z jabłkami?
Upieczony w ramach Wrześniowej Piekarni Amber.
Pięknie rośnie, ma delikatne, miękkie wnętrze.
A przepis pochodzi z bloga Leśny Zakątek.

Składniki zaczynu: 2 łyżki zakwasu żytniego, 200g mąki żytniej typ 720, 150g wody, 140g startego jabłka ze skórką na tarce o dużych oczkach;
  • Czas fermentacji 12-14 godzin
Ciasto właściwe: Cały zaczyn, 500g mąki żytniej typ 720, 200g mąki orkiszowej jasnej, 550g wody, 20g soli morskiej, jabłka do dekoracji;
  • Wszystkie składniki ciasta mieszamy i wyrabiamy do dobrego połączenia,
  • Pozostawiamy ciasto na 30 minut, aby odpoczęło,
  • W międzyczasie przygotowujemy 2 foremki o wymiarach 25×11 smarujemy tłuszczem i wysypujemy mąką,
  • Kiedy ciasto odpocznie, jeszcze raz mieszamy i wykładamy do foremek,
  • Układamy plastry jabłek / po dwa do foremki / na cieście i zostawiamy przykryte do wyrośnięcia,
  • Od 1,5 do 2,5 godziny ciasto powinno wyrosnąć w zależności od temperatury otoczenia i tej za oknem,
  • Pieczemy w temp. 230st. przez 15 minut. Dopiekamy 40 minut w temperaturze 210st.

Chleb na blogach:

czwartek, 1 września 2016

Rowerem przez Podlasie (urlop część II) i... niespodzianka!

Miejscem docelowym naszego urlopu było Podlasie.
Dotąd był to rejon Polski, którego nie znaliśmy.
Ja mam ogromną słabość do wsi, do natury, do prostoty życia.
Czułam, że tam ją odnajdę.
Stąd, cel naszej podróży.
Początkowo miał być to wyjazd w fajne miejsce z dobrą bazą wypadową do zwiedzania.
Potem pojawiła się myśl o rowerach, żeby wypożyczać na miejscu i jeździć.
W miejscu naszego noclegu była możliwość wypożyczenia roweru, ale był to spory wydatek.
Wypożyczenie roweru na cały dzień to koszt 40zł. Razy dwa rowery, razy kilka dni...
Oczywiście można było wypożyczyć rower za 5zł za godzinę, ale nie chcieliśmy się ograniczać.



Postanowiliśmy zabrać nasze rowery ze sobą.
Wcześniej nie pomyśleliśmy o tym, bo nie mamy żadnych rowerowych bagażników, haków i innych...
Ale przecież rowery nam się spokojnie mieszczą do auta! :D

Dzięki temu (nie)oczywistemu olśnieniu, mieliśmy chyba najlepszy urlop z dotychczasowych! :)
Gdyby nie rowery nie odwiedzilibyśmy serca Puszczy Knyszyńskiej, nie przejechalibyśmy przez upstrzoną komarami Puszczę Białowieską.
Gdyby nie rowery nie płakałabym ze złości nad okropnie nierówną drogą w okolicach Białegostoku. ;)
Gdyby nie rowery nie widziałabym tyle przyrody dookoła siebie.
Gdyby nie rowery, nie przeżylibyśmy pięknych i nie do końca typowych wspólnych chwil. ;)

Rowerem można więcej i można bardziej! Naprawdę :)
Gorąco Was do takiej aktywności zachęcam.

Przez całą Polskę wschodnią przebiega międzynarodowy szlak rowerowy GreenVelo.
Tu znajdziecie szereg informacji, tras rowerowych i map.
W czasie każdej wycieczki korzystaliśmy w większym lub mniejszym stopniu z dobrodziejstw GreenVelo. 
Poza tą międzynarodową trasą, jest bardzo dużo ścieżek rowerowych odnóg od trasy głównej. To świetna sprawa, bo można pojechać w miejsce docelowe jedną trasą, a wrócić zupełnie inną, ale równie malowniczą.

Jakie miejsca były naszym celem?

Puszcza Knyszyńska z PRZECUDOWNĄ kładką wśród bagien.
To była piękna trasa, ale zarazem najtrudniejsza (piachy i "telepotki" - nazwa moja własna :P) i najdłuższa (prawie 60km). Tak, to na tej trasie pojawiły się łzy złości. ;)








stara dobra oranżada ;)




Tak, mniej więcej tak wyglądała ta trasa...
I tak, dobrze widzicie, innych rowerzystów NIE BYŁO!

Puszcza Białowieska
Nasza najpiękniejsza wycieczka. Rewelacyjne drogi i ścieżki. Fantastyczny humor, widoki przepiękne. Jedyny minus - masa komarów i końskich much, ale jadąc rowerem to żaden problem (pieszo nie byłoby to przyjemne! czyli kolejny plus rowerowy).


Start w miejscowości Narewka 



 W samym sercu puszczy taka niespodzianka
Pamiątka po kolei wąskotorowej służącej do wywozu drewna


 Kolejna niespodzianka puszczy.
Miejsce bardzo romantyczne, wszak z ogromną ilością owadów ;)

Z wieży widokowej 

 I znów Narewka i jej cerkiew


jedziemy! ;)

Przy okazji tej wycieczki zajechaliśmy (już autem) do sławnego miejsca jakim stało się Sioło Budy.
Jest to mini miasteczko z uroczymi wiejskimi domkami na wynajem. Jak na miasteczko przystało, jest tam restauracja z lokalnymi daniami. Ja jadłam pierogi z twarogiem i kaszą gryczaną, Pan Wu jadł kiszkę mięsno-ziemniaczaną. O ile kiszka była przepyszna, o tyle moje pierogi zupełnie niedoprawione. Kwas chlebowy pyszny!







Oczywiście zajechaliśmy też do Białowieży do zagrody pokazowej żubra.
Żubry widzieliśmy, sarny widzieliśmy, pięknego jelenia również. Pierwszy raz w życiu widziałam wilka. Był też dumny ryś.
Jednak zawsze w takich miejscach mam mieszanie uczucia, że te zwierzęta nie są na wolności...




Kruszyniany, czyli wieś tatarska
Urocza, typowo wschodnia wioska. Bardzo zadbana, czysta.
W jej centrum mieści się meczet, który można zwiedzić i posłuchać o historii i obrzędach muzułmańskich. Opowiada przesympatyczny Tatar z krwi i kości - Dżemil Gembicki.
Nieopodal meczetu znajduje się muzułmański cmentarz - mizar. W tej tradycji nie usuwa się żadnego grobu, więc możemy tu odnaleźć nagrobki mające kilkaset lat...
Więcej i meczecie znajdziecie tutaj.










cmentarz w lesie - czy może być piękniej?

Po zwiedzaniu udaliśmy się na obiad do Tatarskiej Jurty. Serwowane są tutaj potrawy kuchni tatarskiej. Ja skusiłam się na kartoflaniki, czyli pierogi z ziemniakami, jajkiem na twardo, czosnkiem. Polane były masłem i posypane natką pietruszki. Niebo w gębie! Muszę takie odtworzyć w domu.
Pan Wu jadł równie pyszny makaron zapiekany z pomidorami i mięsem mielonym.
Na deser zamówiliśmy listkowca, czyli warstwowe listkowane ciasto z serem (są też inne nadzienia).
W Tatarskiej Jurcie są także miejsca noclegowe.
Dla mnie jest to miejsce prawdziwe, szczere, a przez to piękne. Z ogromną chęcią zjem tam kiedyś inne tatarskie dania.



 Jurta mongolska



I droga powrotna...





Krynki
Miejscowość granicząca z Białorusią. Dojechaliśmy do znaku "zakaz wjazdu", ale posłusznie nie przekraczaliśmy tego znaku, bo bez wizy ani rusz.
W Krynkach znajduje się chyba największe rondo w Polsce. I podobno drugie największe na świecie! Odchodzi od niego aż 12 ulic. Jest tak duże, że w ogóle nie zauważyłam, że to rondo. :)
W Krynkach zahaczyliśmy o lokalną restaurację. Zjedliśmy jakąś zupę, ale nie będę szczególnie polecać tego miejsca. ;)






*****************

Jeżeli ktoś byłby zainteresowany szczegółami naszych rowerowych tras, proszę o kontakt :)
Wszystkim, mogę jednak wspomnieć, że na Mazurach jeździliśmy rowerami dwa dni, na Podlasiu cztery. Dało to całkiem niezły wynik w postaci 240 przejechanych kilometrów. I, co najważniejsze, niezapomnianych wrażeń! Wrażeń, które nie kosztowały nas nic. No może dwie nowe dętki ;))

Ach, każda nasza wyprawa odbywała się w zasadzie w samotności. Jedynie w Puszczy Białowieskiej minęliśmy w sumie około kilkunastu rowerzystów. I o tylko na drodze asfaltowej. W samej dziczy minęliśmy się ze spacerującą parą Holendrów.
Pragniecie spokojnych wakacji, z dala od ludzkiego i miejskiego gwaru? Wiecie gdzie możecie tego doświadczyć. :)

A na koniec, niespodzianka w postaci dwóch, zupełnie byle jakich jakościowo, filmików. 
To, że są kiepskie jakościowo czyni je bardziej cennymi. Serio :P
Zwłaszcza ten pierwszy, w którym słychać mój zziajany oddech ;)) i, uwaga, uwaga, widać Pana Wu! Ach ;)

Obydwa filmiki zostały nagrane w czasie wycieczki po Puszczy Białowieskiej.




Film drugi nagrany został z myślą o odgłosach przyrody, głównie owadów. Wsłuchajcie się i... wytrzymajcie do końca... :)



*****************

Czy chcecie kolejne podlaskie posty? Mam w planach jeszcze dwa :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...