poniedziałek, 29 lutego 2016

Regionalne smaki: pyry z gzikiem - mój ulubiony obiad

Jutro mój blog będzie obchodził 5 urodziny!
Ciężko mi uwierzyć, że to już tyle minęło
i że trwam w pisaniu,
w fotografowaniu,
opowiadaniu,
gotowaniu,
rozmawianiu.

Post rocznicowy planuję napisać za kilka dni.
W związku z pewną książką...



Dziś chcę Wam napisać... o zdziwieniu.
Po raz pierwszy ogarnęło mnie ono w czwartek.
Przeglądałam mojego bloga w mądrym telefonie,
by znaleźć datę publikacji pewnego przepisu.
Nie ma.
Pomyślałam "głupi ten telefon".
Następnego dnia, poprosiłam Pana Wu,
by wszedł on na bloga i poprzez wyszukiwarkę poszukał TEGO przepisu.
"Nie ma" - usłyszałam,
"Niemożliwe" - pomyślałam.
By nie poddawać w wątpliwość blogowych umiejętności Pana Wu,
po kilku chwilach, niemal w ukryciu, zaczęłam szukać sama. W komputerze.
I co?
I nie ma!


Do tej pory nie mogę uwierzyć w to,
że przez bite pięć lat
nie wrzuciłam tu przepisu na jeden z moich najlepszych obiadów!
Mój dziadek od strony mamy
pochodził z Wielkopolski.
Potrawę tę wniósł do swojej rodziny
jako oczywistą.
Moja mama zatem,
mimo, że jej korzenie w połowie są kieleckie,
potrawę tę, zna od zawsze.
Tata mój to rodowity Poznaniak,
więc wiadomo...
Rodzice się dobrali ;)


Nie pamiętam kiedy pierwszy zjadłam gzik.
Mam wrażenie,
że towarzyszy mi od zawsze
i od zawsze go uwielbiam.
Jak cała nasza rodzina.
Gzik był dla mnie tak oczywisty,
że dziwiłam się gdy kolejne osoby
nie wiedziały o czym mówię.

Oczywiste było,
że dziadek i mama jedli go z olejem lnianym.
Oczywiste było,
że do twarogu dodawaliśmy tylko śmietanę i cebulę.
Oczywiste było,
że gdy zbliżał się piątek
mogłam liczyć na mój ukochany obiad
- jajo, albo gzik :))


A dziś, serce mi się raduje,
gdy Pan Wu,
który gzika nie znał,
dopomina się o ten obiad.

********************

Dzięki akcji Regionalne Smaki, którą organizuje Renata,
mogłam w końcu napisać o naszej małej
rodzinnej, gzikowej tradycji i jedzeniowej miłości :)

Przepis podaję taki, jaki zawsze robiliśmy i robimy w domu.

Skład: 500 g półtłustego twarogu (najlepiej swojski), minimum jedna duża śmietana 12% (18% jest za gęsta, a jogurt zmienia smak gziku), 2 średnie cebule, pieprz, sól;
  • twaróg rozdrabniamy widelcem,
  • dodajemy cebulę pokrojoną w kostkę,
  • dodajemy śmietanę, doprawiamy pieprzem i solą;


Do podania: ziemniaki ugotowane w mundurkach, olej lniany;

Oczywiście można udekorować szczypiorkiem i/lub czerwoną cebulą.
Olej możemy dodać od razu do miski z gzikiem, lub każdy sobie na talerzu (jednak nie wszyscy lubią ten bardzo zdrowy olej - dziadek całe życie jadł kanapkę z olejem lnianym i odporność miał jak mało kto).
Proponuję obiad ten jeść w cieplejsze dni - twaróg ma działanie wychładzające i może nam zimą zmniejszyć odporność. Ponadto, zimą nie ma sezonu na twaróg (natura mądrą jest!) - kupujemy twaróg od gospodyni i zaczyna ona sprzedaż wtedy kiedy krowy wyjdą na trawkę. Owszem, w zimowym okresie, "nasza" gospodyni czasem robi ser, ale mówi, że ma taki smak i zapach, że nie chce go sprzedawać.



Znacie pyry z gzikiem? Lubicie?


********************

Pyry z gzikiem na blogach:

poniedziałek, 22 lutego 2016

Zatrzymać czas...


Znała go od dziecka,
był od niej młodszy,
więc kompletnie nie zwracała na niego uwagi.
Wolała starszych, poważniejszych.
Jak większość dziewczyn przecież.
Z każdym rokiem była coraz piękniejsza,
długie nogi,
gęste kasztanowe włosy,
które falowały po jej plecach.
Duże czarne oczy,
pełne usta,
smukłe dłonie.
Bardzo o nie dbała.

Nie była skromna,
miała świadomość swego wyglądu.



Nie przejmowała się doniesieniami o zbliżającej się wojnie.
Była nastolatką,
zaczytywała się w Leśmianie,
spotykała z koleżankami,
przebierała w adoratorach,
odrzucając wszystkich po kolei.
"Mam jeszcze tyle czasu".

Jeszcze o zmroku siedziała w książkach,
przy świecach,
tak lubiła.
Jednego takiego wieczoru,
który spędzała z koleżankami,
pojawił się on,
jej młodszy sąsiad.
Wpatrywał się w nią bezczelnie,
z iskrami w oczach.
W blasku świec była jeszcze piękniejsza.
Powiedział tylko
- te dłonie będę całował całe życie.
Roześmiała mu się w twarz.

Wojna rozdzieliła ich na kilkanaście lat.
Jednak nie zmieniła.
On, tak samo bezczelny,
przystojny,
ona piękna i dumna,
z głową w chmurach.
"Mam jeszcze czas".


Dziś,
gdy jest samotną staruszką,
a jej piękne dłonie
pokryte są siatką zmarszczek,
zastanowi się czasem,
z wilgotniejącymi oczami
"Gdyby wtedy czas się zatrzymał..."


**************************

Ten post jest odpowiedzią na zaproszenie Graszki z bloga Oczy szeroko otwarte.
Graszka rzuciła wyzwanie fotograficzna pod tytułem "zatrzymać czas".
Czy udało mi się je zrealizować, oceńcie sami. :)
Jak zinterpretowały ten temat inne dziewczyny?

niedziela, 21 lutego 2016

Pasta z suszonych pomidorów - Wypiekanie na śniadanie / o chwilach spokoju


Obudzić się o 5 i uzmysłowić sobie, że to sobota...
Obrócić się na drugi bok i błogo zasnąć.
I tak jeszcze kilka razy
w ciągu... kilku godzin.
Nie, nie poszła późno spać.
Ale nie czuła potrzeby szybkiego wstawania.
Gdy już na dobre otworzyła oczy
wpatrywała się w kota,
który mył się zapamiętale.
Troszkę pozazdrościła mu tej beztroski,
ale postanowiła,
że tego dnia będzie pielęgnowała w sobie spokój
i dobre myśli.
Nie dopuści do tego by ciało napinało się od nerwów,
by plecy kurczyły się ze strachu.
Przecież ma wpływ na swoje myśli.
Mimo, że to trudne.


Wstała,
zgodnie z rytuałem ostatnich dni
położyła się na macie
i pozwoliła rozciągnąć każdy swój mięsień.
Ten poranny rytuał bardzo jej służył.
Śniadanie zjadła przed południem.
Pastę z wędzonego śledzia,
którą zrobił On.
Poszła do kwiaciarni.
To kolejny jej rytuał.
Ten spacer jest zawsze niewiadomą,
nie ma pojęcia z jakimi kwiatami wróci.


Rozłożyła kwiaty w wazonach,
podlała szafirki,
zmieniła wodę grudniowym gałązkom,
z nadzieją, że w końcu obudzą się do życia. 
Zrobiła kolejny łyk kawy.
Smakowała wyjątkowo 
i nie chciała, by się szybko skończyła, 
tak jak nie chciała, by umykaly jej te piękne, spokojne, i tak codzienne momenty.
To na nich warto skupiać swą uwagę... 


******************

Dziś, zapraszam Was na śniadanie z pastą z suszonych pomidorów. Zrobiłam ją w ramach Wypiekania na śniadanie, które organizuje Małgosia ze Smaków Alzacji.
Do pasty urzyłam oczywiście swoich suszonych pomidorów, które robię jesienią. Nieskromnie Wam powiem, że to moje ulubione z suszonych pomidorów jakie jadłam ;) Przepis znajdziecie tutaj.


Skład: około 300 g suszonych pomidorów (pomidory plus oliwa), 50 g słonecznika (namoczonego wcześniej), garść czarnych oliwek, łyżka kaparów, sok z 1 cytryny, 2 duże łyżki tahini (dałam 3 łyżki sezamu), 2 ząbki czosnku (dałam 4), garść świeżej bazylii (dałam suszoną), łyżeczka młotkowanego pieprzu (dałam zwykły czarny);

  • do blendera wlewamy sok z cytryny, suszone pomidory wraz z zalewą,
  • dodajemy wszystkie pozostałe składniki i miksujemy na dość gładką pastę,
  • pasta będzie miała małe grudki od słonecznika,
  • doprawiamy wedle uznania,
  • może dodać oliwę jeśli pasta będzie zbyt gęsta, jednak myślę, że oliwa z pomidorów w zupełności wystarczy;

  

A Wy, co mieliście na śniadanie?
I... czym dla Was są dobre chwile?  

******************

Pasta na blogach:

Kasia z Gotuj z Kasią
Agnieszka z Eksplozji Smaków
Jagoda z Magii w Kuchni
Magda z Apetyt na Smaka

Alicja z nie-ład mAlutki

czwartek, 11 lutego 2016

Pikantny kapuśniak z przecierem pomidorowym, czyli zupa na zimę


Pomyśleć, że kiedyś miałam długie zęby na zupy.
Owszem, niektóre jadłam,
ale bez większej radości.
Kilku zup absolutnie nie tykałam,
żurku, białego barszczu, grzybowej...
Kapuśniak jednak lubiłam.
Tak jak ogórkową.
I nie rozumiałam gdy niektórzy dorośli mówili, 
że oni kapuśniaku nie mogą.
Jak można czegoś nie móc skoro się lubi?
Jak może boleć brzuch?


Przekonałam się o tym wiele lat później.
Nie było to przyjemne doświadczenie.
Od kapuśniaku zaczęłam więc stronić.
I to ze smutkiem,
więc czasem go robiłam.
Chyba tylko po to, żeby przypomnieć sobie czemu go robię tak rzadko.

Aż w końcu przyszedł czas na zmianę.
Jakiś czas temu, w moje ręce wpadła kapusta kiszona, która składała się z kapusty, marchewki i soli.
Koniec.
Po kapuśniaku z tej kapusty
czułam się... normalnie!

Czy to była zasługa składu?
Myślę, że nie tylko,
ale to na pewno miało znaczenie!




Z przyjemnością zapraszam Was dziś na jedną z moich ulubionych zup.
Na kapuśniak, w nieco odmienionej formie.
Takiej na zimę,
gdy potrzebujemy się rozgrzać.

Jestem ciekawa jakie zimowe zupy wyczarowały moje koleżanki.


Skład: 5 dużych ziemniaków, 2 średnie marchewki, 750 g kapusty kiszonej, 300 g pikantnej kiełbasy (lub suchej usmażonej na patelni z ostrą papryczką - u mnie kawałeczek habanero), 2 średnie cebule, 400 ml przecieru pomidorowego, 2 litry wody, łyżka masła, łyżka masła klarowanego, 2 liście laurowe, 5 kulek ziela ang., pieprz, sól;
  • ziemniaki i marchewkę obieramy, myjemy, kroimy w kostkę; zalewamy wodą (2l), dodajemy łyżkę masła i gotujemy do miękkości,
  • kapustę kiszoną kroimy, przekładamy do osobnego garnka, zalewamy wodą (tyle, by delikatnie przykryło kapustę), dodajemy ziele i liście i gotujemy 30 minut,
  • kiełbasę kroimy w plastry, cebulę w kostkę,
  • na patelni rozgrzewamy masło klarowane, dodajemy drobno posiekaną papryczkę (jeśli używamy) i plastry kiełbasy; układamy je tak, by każdy plaster się usmażył na chrupiąco z każdej strony;
  • widelcem ściągamy gotową kiełbaskę na talerz, a na patelnię wrzucamy cebulę; smażymy tak długo aż będzie złota,
  • ugotowaną kapustę odcedzamy (wywaru nie wylewamy) i dodajemy do miękkich warzyw (nie wcześniej, bo warzywa nam się nie ugotują),
  • dodajemy cebulę i kiełbasę, oraz przecier,
  • zagotowujemy,
  • doprawiamy solą i pieprzem, oraz wywarem z kapusty jeśli zupa jest za mało kwaśna;


Dodatek habanero sprawia, że zupa jest naprawdę ostra. Jeśli nie jesteście fanami pikanterii, dodajcie np. papryczkę pepperoni.
Zupę tę zagryzaliśmy chałką domowej roboty :)

Macie jakieś doświadczenia z kapuśniakiem? :)

poniedziałek, 8 lutego 2016

Chleb piwno-cebulowy i o spędzaniu czasu z samym sobą

W piątek była sama.
Miała poważne plany na popołudnie i wieczór.
W skrócie można je nazwać
robienie NIC :)
Dawno nie miała takiego czasu,
czasu spędzonego sama ze sobą.


Ktoś powie,
nuda!
Ktoś inny,
smutno tak...
Ale nie ona.

Tyle rzeczy można robić samemu.
Pomilczeć,
podumać,
poczytać,
przebiec wzrokiem po nowych ćwiczeniach,
które mają sporo zmienić.
Obejrzeć coś w necie można,
blogi poczytać,
swojego bloga ogarnąć
(zakładki prawie ogarnięte!)
Zjeść kanapkę z morszczukiem,
wypić piwo pszeniczne,
które z pieczenia chleba zostało.



Oczywiście można też upiec ten chleb.
A kładąc się spać
pomyśleć można,
że tak szybko ten czas zleciał...
ale to nic,
bo większość soboty
też spędziła w swoim doborowym towarzystwie,
podjadając rano ciepły chleb,
pachnący cebulą i piwem.

************************

Do lutowej Piekarni Amber, chleb wybrała Beata z bloga Stare Gary.
Chleb piwno-cebulowy pochodzi z książki Piotra Kucharskiego "Chleb. Domowa piekarnia".

Skład na 2 bochenki pieczone w podłużnych foremkach:
Zaczyn: 60g zakwasu, 200g mąki żytnie razowej typ 2000 (dałam typ 720), 180 g wody;
  • zakwas wyciągamy z lodówki i odstawiamy na 1-2 godziny na blat,
  • w misce mieszamy wszystkie składniki, przykrywamy ją folią i odstawiamy na 8-12 godzin (ja robiłam to rano o 7 i odstawiłam do godziny 19),
  • zaczyn jest gotowy gdy da się wyczuć lekko kwaśny zapach, a ciasto po rozsunięciu ma gąbczastą strukturę i jest napowietrzone;



Ciasto właściwe: 800g mąki żytnie typ 720, 650 ml piwa pszenicznego, 350 g zaczynu, 2 cebule, 20 g soli;
  • cebulę kroimy w dużą kostkę, dusimy na oleju aż się zmięknie i nabierze złotego koloru; studzimy cebulę,
  • do dużej miski dodajemy wszystkie składniki i mieszamy,
  • przykrywamy folią i odstawiamy do pierwszego wyrastania na 8-12 godzin (ja odstawiłam o 19, a do foremek przełożyłam o 7 rano),
  • po tym czasie ciasto przekładamy do dwóch foremek 20x11 cm (moje były trochę większe) - ja foremki wysmarowałam masłem o obsypałam bułką tartą (po upieczeniu chleby pięknie z nich wyszły),
  • powierzchnię ciasta delikatnie wyrównać wilgotną dłonią, przykryć ściereczką i odstawić do wyrastania na 3-4 godziny,
  • piekarnik rozgrzać do 220 stopni,
  • po nagrzaniu piekarnik spryskujemy wodą,
  • pieczemy około 45-50 minut (ja juz po 40 wyłączyłam piekarnik, bo chleb bardzo ściemniał; potrzymałam go jeszcze kilka minut w zamkniętym piekarniku),
  • gorące bochenki wyciągamy z foremek i odkładamy na kratkę do wystudzenia;

Chleb jest bardzo dobry, długo zachowuje świeżość i miękkość w środku. Czuć posmak cebuli i piwa i na dłuższą metę może to przeszkadzać. Chleb godny polecenia, dla mnie do zrobienia raz na jakiś czas.


A Wy, lubicie pobyć sami ze sobą? :)


************************

Chleb piwno-cebulowy na blogach:

czwartek, 4 lutego 2016

Pieczone warzywa z aromatycznymi przyprawami na tłusty czwartek / Czy konsekwencja popłaca?


Chyba za często zapominam o sile blogowania.
I mam tu na myśli sile dla mnie samej.
Chyba nie za bardzo zdaję sobie sprawę ile ono mi daje.
Motywuje mnie do działania,
do poznawania
i próbowania.
Gdyby nie ono,
nie uzależniłabym się od domowego pieczywa,
nie rozsmakowałabym się w kuminie,
nie ugotowałabym tylu potraw.
Przypuszczam, że nie rozwinęłabym się kulinarnie
w tych kierunkach,
za którymi podążam.
Nie sądzę bym trafiła na warsztaty fotograficzne u Kingi Wójcickiej.
Oczywiście, nie poznałabym tylu wspaniałych osób.
Z wieloma mam kontakt prywatnie.
Z niektórymi nadal nie poznałam się osobiście,
a i tak smsujemy lub mejlujemy.






A do napisania tych wszystkich słów
natchnął mnie post sprzed roku.
Post tłusto-czwartkowy.
Tyle mi przypomniał!
Jaki to był szalony czas,
pełen emocji, niepewności i strachu.
Oczywiście, strach był zbędny
i teraz to wiem
i mogę wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Dla swojego spokoju i zdrowia :)
A to dzięki blogowi.
Mogłam przypomnieć sobie tamte uczucia,
tamte chwile.
Nie byłoby to możliwe bez mojego bloga.
Jestem o tym przekonana.
Dlatego tak bardzo cieszę się, że go mam.
I doceniam siebie za to,
że jestem konsekwentna w jego prowadzeniu. :)


I dziś, mogę zaprosić Was na pieczone warzywa z moim ulubionym kuminem, kolendrą i kurkumą. Przepis powstał na podstawie wpisu na Kwestii Smaku, gdzie warzywa te, użyte były do pasztetu gryczanego. Jest przepyszny! Bardzo polecam.

Skład: 7-8 marchewek, 500 g pieczarek, 2 pietruszki, pół niedużego selera, 3 średnie cebule, oliwa z oliwek, pieprz sól; pozostałe przyprawy: 3/4 łyżeczki cynamonu, łyżeczka ziaren kuminu, łyżeczka ziaren kolendry, 1/2 łyżeczki kurkumy, łyżeczka papryki ostrej, mała garstka suszonych liści oregano;
  • piekarnik włączamy na 180 stopni,
  • wszystkie warzywa obieramy i kroimy na spore kawałki,
  • umyte pieczarki kroimy na ćwiartki, małe na połówki,
  • blachę piekarnikową wykładamy papierem do pieczenia, a na wierzch układamy warzywa i pieczarki,
  • całość polewamy oliw, doprawiamy pieprzem i solą,
  • wstawiamy do piekarnika i pieczemy 40 minut,
  • jeśli używamy przypraw w ziarnach, rozgniatamy je wraz z oregano i wszystkie ze sobą mieszamy,
  • po upływie 40 minut posypujemy warzywa mieszanką przypraw,
  • pieczemy jeszcze 5-8 minut;


My jedliśmy to danie na obiad wraz z kaszą gryczaną. Produkty proste, które jemy na co dzień, a smak wspaniały.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...