czwartek, 26 listopada 2015

Regionalne smaki, czyli piróg biłgorajski / i... powiedz kotku co masz w środku!

Ale ona ma wypasioną furę!
A widziałaś jaką ma chatę?
I w ogóle, ta figura, ta uroda...
No ale wiadomo, jak się ma kasę to można tak wyglądać.
Sfartoliło jej się w życiu.

Założę się, że nie raz słyszeliście takie słowa pod czyimś adresem.
A może ktoś z Was tak kiedyś powiedział?

A prawda zwykle jest bardziej skomplikowana niż nam się wydaje.

Ma super furę, bo ją na nią stać.
Bo jej mąż ciężką pracą na tę furę zarobił.
I z resztą, kto im zabroni mieć super furę?
I na tę chatę też zarobił, albo zarobili wspólnie.
Ona pięknie tę chatę urządziła.
Bo ma zmysł i smykałkę.
Choć może wcale jej to nie cieszy,
bo na co dzień jest sama.
Mąż przecież ciągle w pracy.
Uroda i figura kosztują ją masę wyrzeczeń,
masę czasu spędzonego na ćwiczeniach.
Bo może chce zawsze wyglądać i czuć się piękna?
Dla siebie i swojego męża?
A może wyglądem i pracą nad swoim zewnętrzem chce coś nadrobić?
Chce ukryć coś co w niej słabe?
A może po prostu dbanie o siebie to jej pasja?

Moglibyśmy zadać sobie jeszcze masę takich pytań,
ale po co?
Lepiej żyjmy swoim życiem. :)
I cieszmy się nim!

****************


Takie życiowe sytuacje ogarnęły moją głowę,
gdy upiekłam piroga biłgorajskiego.
Nie grzeszy on urodą,
ale czy to znaczy, że jest niedobry?
A jeśli byłby piękny, to byłby smaczny, czy też nie?
Nie wiem.
No właśnie, nie wiem!
Dopóki nie spróbuję.
Nie poznam.

****************

Piroga biłgorajskiego upiekłam w ramach akcji Regionalne smaki,
którą organizuje Renata z bloga Codziennik kuchenny.
Piróg ten, wpisany jest na listę Produktów tradycyjnych województwa lubelskiego.
Farsz do piroga bardzo smakował mi przed pieczeniem.
Po, okazał się zbyt mdły, więc radzę dodać znacznie więcej pieprzu ziołowego i sporo mięty.
Jako wypiek dość suchy, jedliśmy go z przecierem paprykowym i ze śmietaną zmieszaną z miętą.


Składniki farszu: 500 g ziemniaków, 300 g kaszy gryczanej palonej, 200 g tłustego twarogu, 3/4 szkl. kwaśnej śmietany (22%), skwarki z 200 g wędzonego boczku (w wersji wegetariańskiej, polecam skwarki z kaszy gryczanej), 1 łyżka suszonej mięty (dałam świeżą), 1 łyżka pieprzu ziołowego, sól i czarny pieprz do smaku;
  • Ziemniaki pokroić w kostkę, ugotować do miękkości. Odcedzić ziemniaki, pozostawiając ok. 2 cm wody. 
  • Do garnka ziemniakami dodać suchą kaszę gryczaną i ugnieść na gładką masę.
  • Garnek przykryć pokrywką, pozostawić na ok. 1 godzinę do zmięknięcia kaszy.
  • Gdy kasza będzie miękka (sprawdzić rozgniatając kaszę między palcami), dodać pokruszony twaróg, skwarki wraz z wytopionym tłuszczem, śmietanę, przyprawy. 
  • Farsz dokładnie wymieszać, przyprawić i pozostawić do wystygnięcia.

Składniki ciasta: 500 g mąki pszennej (u mnie 350 g mąki pełnoziarnistej + 150 g mąki typ 500), 200 g masła, 40 g świeżych drożdży, 200 ml kwaśnej śmietany (22%), 3 jajka, 1 łyżka cukru, 1 jajko do posmarowania ciasta;
  • Drożdże połączyć z cukrem, gdy się upłynnią dodać śmietanę i jajka - dokładnie wymieszać.
  • Do mąki dodać zimne masło, posiekać nożem, aby składniki dobrze się połączyły. 
  • Do mąki i masła dodać wcześniej przygotowane płynne skadniki i zagnieść ciasto.
  • Z ciasta uformować kulę, zawinąć w folię i włożyć do lodówki na godzinę.
  • Schłodzone ciasto podzielić: 2/3 ciasta użyć do wyłożenia blaszki, 1/3 użyć na wierzch piroga.
  • Ciasto podsypać mąką i rozwałkować na placek o grubości ok. 1 cm. 
  • Blaszkę wysmarować masłem, wyłożyć spód i brzegi rozwałkowanym ciastem, które należy dokładnie docisnąć do formy. 
  • Następnie nałożyć zimny farsz, który trzeba wyrównać i wygładzić łyżką. Farsz powinien lekko odstawać od ścianek blaszki, aby można było wcisnąć tam ciasto nakrywające piróg z góry.
  • Rozwałkować pozostałe ciasto i przykryć nim farsz. Za pomocą noża wsunąć brzegi ciasta między farsz, a brzegi foremki.
  • Wierzch ciasta ponakłuwać widelcem i posmarować roztrzepanym jajkiem.
  • Piróg piec ok. 1 godziny w piekarniku nagrzanym do 180 stopni,
  • Pozostawić do całkowitego wystygnięcia, inaczej może się pokruszyć.


Piroga upiekłam wieczorem, jedliśmy następnego dnia na obiad. Pokroiłam go w grube plastry i podsmażyłam na patelni na maśle klarowanym.

wtorek, 24 listopada 2015

Jak to było z tą Warszawą


Pierwszy raz w naszej stolicy byłam z tatą. 
Byłam wtedy w VII klasie, było lato, a stolica była przystankiem w drodze do dziadka, który mieszkał w Lublinie.
Już sama nie wiem czy dobrze pamiętam tę wyprawę,
czy najbardziej w mojej głowie utkwiły obrazy ze zdjęć.
Na pewno w głowie utkwiła mi ulica Nowy Świat, piękna, szeroka, tego dnia zamknięta dla ruchu.
Po latach, już jako pracownik obecnej pracy, znów zawitałam w Warszawie.
Leciałam do niej samolotem, takim małym 20-osobowym. Czułam się jakbym była w wesołym miasteczku. 
Cała wystraszona. Jak mała dziewczynka.
Po pierwsze, samolocik.
Po drugie, nowa praca.
Po trzecie, szkolenie, którego tematyka była wówczas dla mnie czarną magią.
Po czwarte, sama w wielkim mieście! ;)
Wiecie co zapamiętałam najbardziej?
Woń unoszącą się w okolicach dworca głównego, pałacu kultury i Marszałkowskiej.
Warszawa wydała mi się za szybka, za głośna, za niebezpieczna i śmierdząca.





Od tamtego wyjazdu, podobnych, bo służbowych, miałam... hmm, dziesiątki.
I dobrze!
Oswoiłam się z tym miastem jako tako
i starałam się korzystać z jego dobrodziejstw.
Raz były to Łazienki,
innym razem Muzeum Powstania Warszawskiego,
albo spacery po Krakowskim Przedmieściu,
a często, były to po prostu zakupy. ;)
Podczas takich wyjazdów nie szkoda czasu na łażenie po sklepach.
I później nie trzeba tego robić będąc u siebie. :)



Na początku listopada, (z przyjemnością) odwiedziłam Warszawę prywatnie.
W końcu!
I w końcu z Panem Wu,
Pojechaliśmy na 3 dni, ale do wspólnej dyspozycji mieliśmy dwa.
Trzeci dzień w większości spędziłam z Marzeną i Kingą.



Z Panem Wu. odwiedziliśmy Muzeum Historii Żydów Polskich (Polin).
Spędziliśmy tam kilka godzin.
Muzeum jest nowoczesne i ilość bodźców nie pozwala na nudę.
Cała wystawa prowadzona jest w porządku chronologicznym. Kończy się na czasach współczesnych. A zaczyna... w lesie. Dla mnie było to jedno z najpiękniejszych miejsc tego muzeum.
Najbardziej interesowała nas historia z ostatniego stulecia,
więc to jej poświęciliśmy najwięcej czasu.
Jednak pierwsze informacje w tym miejscu, dotyczą kilkuset lat wstecz.
Zgodnie stwierdziliśmy, że ta wcześniejsza historia byłaby bardzo ciekawa dla ludzi, którzy wśród swoich przodków mają osoby pochodzenia żydowskiego.
W muzeum jest knajpka żydowska, z oferty której oczywiście skorzystaliśmy.
Postawiliśmy na dania bezmięsne i koszerne białe wino. Było pysznie i niedrogo.
Porcje nie były zbyt duże, ale mi udało się dostać podwójny ryż, więc najadłam się bardzo.




Naszym kolejnym punktem było Centrum Nauki Kopernik.
Przedsmak takich atrakcji mieliśmy już wiosną, kiedy to w Toruniu odwiedziliśmy Młyn Wiedzy.
I dobrze, bo w Koperniku mogliśmy pominąć niektóre miejsca, więcej czasu poświęcając innym.
W Koperniku jest masa atrakcji dla dzieci i młodzieży, ale i dorośli znajdą coś tylko dla siebie,
My najwięcej czasu spędziliśmy przy ekranach z różnymi zadaniami.
Sprawdziliśmy się też w budowaniu domu.
Ze styropianowych cegieł układaliśmy kopułę na nadmuchanym balonie. Następnie spuściliśmy powietrze z balona i domek ani drgnął.



Zdaliśmy egzamin. :D
Urzekło mnie miejsce o dojrzewaniu. Na ekranie można było np. powyciskać wirtualne pryszcze. ;)
Dziewczynek było w tym miejscu bardzo dużo.
Trzy godziny w Koperniku nam wystarczyły i na więcej nie mieliśmy ochoty,
ale można tam spędzić znacznie więcej czasu.

Poszwendaliśmy się po Nowym Świecie, po Krakowskim, zjedliśmy obiad w Zapiecku
i stwierdziliśmy, że... Warszawa jest fajna!



Jest fajna dla nas, którzy wpadli do niej jak po ogień.
Poniedziałkowe korki tylko wzmocniły naszą miłość do naszej Zielonej Góry. :)

Jeśli ktoś z Was zastanawia się jeszcze czy warto odwiedzić naszą stolicę,
to bez wahania mówię TAK!





**************

Praktycznie: za nocleg nie płaciliśmy, więc nie mogę polecić czegoś niedrogiego. Auto zostawiliśmy pod blokiem rodziny, a poruszaliśmy się tylko komunikacją miejską. Kupiliśmy bilet weekendowy, ważny od piątku wieczorem do poniedziałku rano. Kosztował około 24 zł i można było z nim jeździć do woli, również metrem.



Bilet normalny do muzeum Polin kosztował 25 zł, audioprzewodnik dodatkowe 10 zł. Jednak nie do końca byłam z niego zadowolona, zwłaszcza w ostatnich częściach muzeum - informacje w uchu mnie rozpraszały, były zbyt ubogie, wolałam poczytać sama, lub obejrzeć przeróżne nagrania. Audioprzewodnik sprawdził się we wcześniejszych częściach muzeum.
Dzień przed wizytą w Koperniku chcieliśmy zarezerwować bilety online, ale zostały wyprzedane. Mimo to, na miejscu w kasie bez problemu dostaliśmy bilety. W kolejce staliśmy tylko 15 minut. Bilet normalny 25 zł.
Bardzo dobre i niedrogie jedzenie jest w Zapiecku. Przyjemna knajpka z ogromnym wyborem pierogów (również z mąki orkiszowej) i innych polskich smakołyków. Na Nowym Świecie są dwa Zapiecki, a kolejny przy Al. Jerozolimskich.

**************

Chętnie poczytam Wasze doświadczenia związane z Warszawą. :)

czwartek, 12 listopada 2015

Makaron na jesień, czyli rosół z domowym makaronem


- Na sobotę zrobię domowy makaron, do rosołu - oznajmiła z entuzjazmem, nie oczekując na odpowiedź. Wiedziała, że każdego uszczęśliwi.




*********



Z zapałem wrzuciła wszystkie składniki do misy miksera.
Wcisnęła magiczny przycisk, który miał tyle za nią zrobić.
Jakże się myliła!
Mikser tylko mieszał i mieszał, nic nie zagniatał.
Dorzuciła kolejne jajo, wlała odrobinę wody.
Uff, coś konkretnego zaczęło się dziać!
Stwierdziła jednak, że wałkowanie to za dużo na jej słabe ręce.
On, jak zwykle z delikatnym uśmieszkiem, przyszedł jej na pomoc.
Wałkował tak zacięcie, że musiał się rozbierać.
Ona w tym czasie leżała i pachniała. A jakże!
Za to oboje zastanawiali się, co myślą sąsiedzi słysząc hałasy wałka o stolnicę.




*********

Dwa dni później było piękne słońce.
Wybrali się we dwójkę na spacer.
Szli po pięknym dywanie liści.
Ona, jak zwykle zachwycała się tym co wokół nich.
On, jak zwykle przytakiwał.
W tych samych okolicznościach przyrody wracali,
ale już we czwórkę.
Wcale nie zmarznięci, ale głodni.
W domu czekał na nich pyszny domowy rosół
i makaron, robiony na cztery ręce. :)
Tak, tak uszczęśliwia się rodzinkę. ;)

Ciekawe jakim jesiennym makaronem uszczęśliwiały swych bliskich, Magda, Marzena, Małgosia i Kamila.


Makaron z natką pietruszki
Skład: 700 g mąki (użyłam 500 g pszennej typ 650 i 200 g orkiszowej typ 700), 5 jajek*, w razie konieczności odrobina wody, dwie duże garście natki pietruszki;
  • z podanych składników zagniatamy ciasto tak długo, aż powstanie kula; ja użyłam miksera planetarnego, a na koniec Pan Wu "dogniótł" ręcznie,
  • kulę dzielimy na kilka mniejszych i każdą część wałkujemy bardzo cienko na omączonym blacie,
  • wszystkie rozwałkowane placki kładziemy na około godzinę na ściereczkach - muszą trochę wyschnąć,
  • po tym czasie placki kroimy w paski (lub wkładamy do odpowiedniej maszynki),
  • pokrojony makaron układamy na obsypanej mąką ściereczce i zostawiamy do całkowitego wyschnięcia na 1-2 dni,
  • przekładamy do papierowych torebek.




Rosół
(przepis wg KPP-kuchni pięciu przemian, zatem ważna jest kolejność dodawania składników)
Skład: 400 g wołowiny z kością, 3 skrzydełka, 2 udka z kurczaka, 5 średnich marchewek, 2 średnie pietruszki, 1/3 niedużego selera, 1 średni por (biała i zielona część; obcinam tylko to co brzydkie), 1 średnia cebula obrana, przekrojona na 2 części i opalona nad gazem (lub podsmażona na suchej patelni), kawałek (wielkości dużego kciuka) świeżego imbiru, kilka dużych gałązek natki pietruszki, łyżeczka kurkumy, pieprz, sól, kilka ziarenek pieprzu, 2 małe liście laurowe, 3 ziela angielskie;
  • wszystkie warzywa obieramy, myjemy i kroimy na duże kawałki (marchewkę kroimy wzdłuż żeby oddała jak najwięcej słodkości; imbir na pół)
  • umytą wołowinę wkładamy do gara, przyprawiamy szczyptą pieprzu i zalewamy ok. 2,5 l zimnej wody, następnie dodajemy umytego kurczaka; zagotowujemy i zbieramy szumowiny,
  • po zebraniu wszystkich szumowin dodajemy kurkumę, następnie marchewkę, pietruszkę, seler i opaloną cebulę,
  • dodajemy imbir, por, ziarenka pieprzu i ziela, liść laurowy i doprawiamy pieprzem, a następnie solą,
  • na koniec dodajemy natkę pietruszki,
  • gotujemy na bardzo małym ogniu aż wszystko będzie miękkie - około 2-3 godziny.


No, a morał jest jeden, mężczyzna w kuchni być musi! ;)
Zajrzyjcie do dziewczyn i skorzystajcie z ich makaronowych pomysłów. :)

*Teraz już wiem, że najlepiej na 100g mąki dać jedno jajko.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...