niedziela, 29 maja 2011

łososiowe kanapeczki

Ładny kawał czasu temu, wraz z Informatykiem odwiedziliśmy Stolicę. A raczej Drugiego Informatyka mieszkającego w tejże. I tam przeżyłam mały szok! Bo Drugi Informatyk, barek miał wypełniony po brzegi - no tak, nic w tym dziwnego przecież. Ale żebyście zobaczyli jego lodówkę! Czego tam nie było?! A czym poczęstował nas na pierwszą kolację? Nie, nie, nie były to zwykłe kanapki czy też parówki :) była to pyszna sałatka własnoręcznie wykonana. A w sałatce świeżutka i krucha sałata uprzednio umyta i wysuszona w specjalnej misce do suszenia sałat! Nie wiem jak Wy byście zareagowali, ale ja absolutnie nie miałam pojęcia co to jest jak to ujrzałam. Ba! Żyłam w błogiej nieświadomości istnienia takiego sprzętu. Muszę przyznać, że tak przygotowana sałata była lepsza! Chyba rozejrzę się za tym wyposażeniem kuchni :)
Ale nie miało być o tym. Miało być o łososiu.


No więc, ów Drugi Informatyk, któregoś ranka (nie ważne, że poprzedniego dnia było imprezowo i najzwyczajniej w świecie nie chciało się wyłazić z łóżka) zanabył drogą kupna świeżutkie, chrupiące kajzerki. Posmarował je masłem, położył na nie wędzonego łososia i skropił cytryną. To był mój pierwszy raz z wędzonym łososiem. Nawet już nie wiem ile tych kajzerek wówaczas zjadłam, ale trochę tego było :)
Dziś przedstawiam Wam takie właśnie kanapeczki. Od siebie dodałam jedynie trochę koperku, który według mnie idealnie pasuje do łososia. Cała reszta pozostała bez zmian :)
Przekąska ta nadaje się i na śniadanie i na kolację i na domówkę jako przystawka - polecam!

P.S. A niedługo pokażę Wam przepyszną wiosenną sałatkę z wędzonym łososiem - zapoznałam się z nią wczoraj i już mam ochotę się z nią zaprzyjaźnić :)

środa, 25 maja 2011

najłatwiejsze ciasto w świecie

Jak już chyba zdążyliście zauważyć, miłośniczką słodkości nie jestem. Mało tego - na dodatek żaden słodyczowy czy ciasteczkowy ze mnie specjalista (ani potwór). Amatorszczyzna w tym zakresie wręcz bije ;) więc oczekuję wyrozumiałości :) ale w opisywanym przypadku nie ma mowy o pomyłce czy jakimkolwiek niepowodzeniu! O nie! Nawet w moim przypadku. Tak więc albo jest to "ciasto dla debili" (cytat sąsiadki a propos wpisanej przez nią frazy w Google) albo jestem taka zdolna ;)
W takim razie zachęcam do zmierzenia się z przepisem:

  • ubijamy (ja oczywiście używam miksera) pianę z 4 białek, jak już będzie sztywna wsypujemy szklankę cukru (tym co wolą mniej słodki smak proponuję 3/4 szkl.) i ubijamy jeszcze chwilkę,
  • ciągle miksując wrzucamy na przemian 4 żółtka i 4 łyżki oleju,
  • dodajemy szklankę mąki i łyżeczkę proszku do pieczenia - dokładnie mieszamy łyżką,
powyższą mieszankę wylewamy na blaszkę wysmarowaną tłuszczem i posypaną bułką tartą (proporcje są na małą blaszkę - pasztetówkę lub okrągłą o średnicy ok. 22 cm).
Do tego wrzucamy owoce - ja wybrałam oczywiście rabarbar jako, że ścieli się w ogródku Za Rzeką :) ale jak tylko pojawią się truskawki zrobię ciasto ponownie.
Pieczemy w temperaturze 180 stopni około 30-40 minut. Po wyjęciu z piekarnika i ostudzeniu posypujemy cukrem pudrem.


Najłatwiejsze ciasto w świecie, może Wam ewentualnie sprawić problem w dwóch niżej wymienionych przypadkach:
  • nie znacie swojego piekarnika - może być zbyt słaby lub zbyt silny - wówczas mamy wypiek niedopieczony i ze złością przedłużamy czas pieczenia do nieskończoności lub wypiek jest spalony - ratunku brak,
  • macie kłopot z mikserem lub trzepaczką - wówczas zrobienie ciasta to nie jedyne 5 minut.

P.S. A pamiętacie tę piosenkę? :)

    niedziela, 22 maja 2011

    zupa szparagowa


    Sezon szparagowy w pełni, a u mnie cicho - sza! Trzeba nadrobić zaległości, tym bardziej, że za szparagami wręcz przepadam i staram się te niespełna dwa miesiące ich żywota w pełni wykorzystać ;)
    Z mojego doświadczenia wynika, iż najlepsze (czyli kruche, delikatnie słodkawe i niełykowate) są te grube i jak najbardziej świeże - jedno, dwudniowe (idealne są te prosto z pola!). Szparagi powinno gotować się tak, by ich główki wystawały ponad powierzchnię wody. Ja niestety nie posiadam specjalistycznego garnka, więc gotuję je raczej po amatorsku, zanurzając całe. Jednak smak jest wyśmienity ;)
    A oto przepis na zupkę:
    • pęczek szparagów obrać - obieramy raczej grubo i zaczynamy poniżej główki (jeśli gotuję szparagi nie na zupę, lecz całe do zjedzenia to dodatkowo obcinam zdrewniałe końcówki),
    • do wody wrzucamy po łyżce masła, soli i cukru (wody tyle, by zakryła szparagi),
    • do w/w wrzątku wrzucamy szparagi i gotujemy 15-20 minut,
    • po ugotowaniu miksujemy blenderem na krem i ponownie stawiamy na gaz,
    • w kubku, łyżeczkę mąki rozprowadzamy z odrobiną wody i dodajemy ok. 200 ml śmietany, mieszamy i powoli wlewamy do naszego kremu (uważajcie, by śmietana się nie zważyła),
    • na koniec wsypujemy garść posiekanego koperku,
    • podawać można z makaronem lub grzankami;

    Zupę tę możecie również zrobić na wywarze z gotowania szparagów - wówczas po prostu dodajcie owe zdrewniałe końcówki, by było co zmiksować i zupka była gęstsza :)
    Smacznego!

    czwartek, 19 maja 2011

    lazurowy makaron z pieczarkami i nie tylko

    Będąc ostatnio Za Rzeką, debatowałam z Ajwonką jakie poduszki będą pasować do Dużego Pokoju. Umęczone tymi dywagacjami - aczkolwiek przyjemnie umęczone - postanowiłyśmy się odmóżdżyć w kuchni. Ajwonka zdobyła od Moneta ciekawy przepis na obiad. Monet jak to Monet rozpływał się w zachwytach - my jak to my podeszłyśmy do tego z bezpieczną rezerwą. Jak się później okazało - bezpodstawnie. Ale o tym później :)

    • 2 średniej wielkości pory kroimy w półplasterki i wrzucamy na rozgrzany na patelni olej,
    • dorzucamy 0,5 kg pieczarek pokrojonych w plasterki (jeśli są brzydkie koniecznie je obierzcie), przyprawiamy solą i pieprzem; dusimy kilka minut - niech pieczarki trochę odparują,
    • dorzucamy pokrojone w większą kostkę 3-4 duże pomidory,
    • w międzyczasie gotujemy 300-400g makaronu spaghetti (przed włożeniem do wrzątku połamcie go na pół) - koniecznie al dente!
    • do ugotowanego makaronu dodajemy nasz sos,
    • od razu - gdy wszystko jeszcze intensywnie paruje - dodajemy 30 dkg pokruszonego sera lazur i wszystko dokładnie mieszamy, tak by ser się roztopił;
    Danie to okazało się strzałem w dziesiątkę! Smak po prostu fantastyczny :) jednak zaznaczam, iż gorzkawy z uwagi na ser (nie wszyscy są jego zwolennikami).
    Jako dodatek zrobiłyśmy naszą ulubioną sałatę (prosto z ogródka!), która idealnie wkomponowała się w powyższe smaki :)

    Sos do sałaty:
    • śmietana, 
    • kilka łyżek octu,
    • łyżeczka cukru;
    Składniki sosu mieszamy i polewamy sałatę porwaną na kawałki (sałata nie lubi gdy ją się kroi, bo wówczas brzydko wygląda od noża i podobno traci swoje właściwości).


    P.S. W 100% podzielamy zachwyty Moneta! :)

    wtorek, 17 maja 2011

    tzw. paluszki krabowe

    Dziś miało być o żeberkach w occie balsamicznym i miodzie. Jednak postanowiłam pokazać coś nieobiadowego :) a poza tym, obiecałam, iż temat ów pojawi się tu. Przejdźmy więc do meritum.
    Kilka lat temu modne były paluszki krabowe. Brylowały "na salonach". Nie jadłam ich ładny kawałek czasu, ale, że mi się przypomniały, a smakowały mi wówczas to nie pozostało nic innego jak zakupienie ich :) wiem - pewnie każdy skomentuje, że te paluszki nic nie miały z krabem wspólnego, ale czy to ważne? Skoro smak mi pasuje to co ja się będę zastanawiać nad tą całą zawartością :) nie ma co popadać w skrajności...
    Dumałam, dumałam co by tu z nich zrobić... a, że w grę wchodziła tylko sałatka to wydumałam następującą:

    • paczka paluszków pokropiona z sokiem z cytryny - paluszki z tej paczki pokropione, nie paczka :) - nawet gdy się odmrażają można je "pocytrynować",
    • 3 - 4 jajka na twardo,
    • kilkanaście pomidorków koktajlowych,
    • szczypiorek,
    • pół łyżki majonezu, łyżka jogurtu - tyle starczy, by się składniki połączyły,
    • sól, pieprz (najlepiej oczywiście świeżo zmielony),
    Paluszki pokroiłam na kawałki po skosie, jajka na dużą kostkę, pomidorki na pół. Do tego szczypior i pozostałe składniki - mieszamy.
    Zastanawiałam się nad jakimś sosikiem na bazie oliwy zamiast majonezu, ale do oliwy pasowałby mi czosnek, a że sałatka powędrowała do pracy musiałam tę ewentualność wykluczyć :) i może czosnek byłby zbyt dominującym smakiem? Chociaż...


    P.S. Jako, że bardzo mi przypadła do gustu ta sałatka, robiłam ją już kilkakrotnie w ostatnim czasie. Zdjęcia są z dwóch wykonań - podczas jednego użyłam paluszków krabowych, a podczas drugiego mięsa surimi (nazwy z opakowań) - surimi na zdjęciach to te jaśniejsze i o zaostrzonych końcówkach. I muszę przyznać, że smaczniejsze, lecz droższe. Jednak udało mi się je upolować w almie za ok. 4 zł. Dla tych co nie wiedzą - alma ma takie miejsce w swych lodówkach, gdzie są produkty baaaardzo przecenione - min. 50%, gdyż ich ważność zwykle ma już maksymalnie 3 dni. Czasem ZDOBYWAM tam pożywienie bardzo dobrej jakości w cenach mega przystępnych (100g wędzonego łososia za 3 zł Was zachęci?).

    P.S.2. Powyższy P.S. nie jest kryptoreklamą ;)

    P.S.3. Sałatka bierze udział w poniższej akcji w kategorii Sałatkowe inspiracje

    sobota, 14 maja 2011

    małe co nieco?

    Dziś nic nie było na obiad. Nie było mnie w domu dwa dni, czasu też brakowało po powrocie. Zakupy jakieś poczyniłam, ale że głowa zaprzątnięta była czymś dalece innym niż konsumowaniem, o obiedzie zapomniałam! ;) Leniwiec ze mnie, więc nie chciało mi się iść ekstra po coś do sklepu. Nie pozostało nic innego jak wymyślić coś z niczego. Okazało się, że nie tak źle z zapasami w lodówce - zwłaszcza dla jednej osoby.
    I wyszło mi coś na kształt pomidorowo - szynkowo czegoś... Jakby to nazwać, co? ;>

    • 1 mała cebulka,
    • 3 plasterki wędliny drobiowej (zapewne może być też zupełnie inna!),
    • 1 średni pomidor,
    • dwie garście makaronu penne "z wczoraj" ;) (tak, inny niż penne też się nadaje :), myślę, że świeżo ugotowany również da radę :) ),
    • kilka listków świeżej bazylii,
    • 2 plastry żółtego sera,
    • sól, pieprz, papryka słodka i ostra,
    Cebulkę i wędlinę kroimy w kostkę, wrzucamy na rozgrzany olej. Smażymy na małym ogniu kilka minut. Wrzucamy pokrojonego w kostkę pomidora. Dusimy, aż pomidor porządnie zmięknie. W międzyczasie kroimy w plasterki makaron i wsypujemy do reszty. Doprawiamy przyprawami i posypujemy posiekaną bazylią. Na koniec dodajemy żółty ser. Po wymieszaniu wszystkiego i roztopieniu sera możemy jeść! :)
    Muszę przyznać, iż absolutnie nie planowałam wrzucać tego na bloga, ale pyszny smak bardzo pozytywnie mnie zaskoczył ;)


    P.S. Przynajmniej kolację mam zaplanowaną - sałatka z tzw. paluszkami krabowymi... Jeszcze tu o niej przeczytacie :)

    wtorek, 10 maja 2011

    twaróg, rzodkiewka, szczypior

    Obiecałam, że kolejny przepis będzie prosty, łatwy i przyjemny. I szybki. Z obietnicy nie dość, że się wywiązuję, to dodaję gratisy! I to jakie! Bo przepis na dodatek jest  pożywny, dobry dla tych co na diecie (zwłaszcza białkowej) i zdrowy. Zdrowy, bo twaróg. Zdrowy, bo warzywa, które o tej porze roku są całkiem całkiem :) i w końcu zdrowy, bo olej lniany. Olej, który jest dobry na wszystko - znajdziecie go w almie, w chacie polskiej (tam jest z Wielkopolski, jest niedrogi i ja lubię go najbardziej - okazuje się, że olej ów, olejowi owemu nierówny ;) ), w sklepach ze zdrową żywnością, a nawet - podobno (nie sprawdzałam) w aptece. Nadaje się on do sałatek i do twarogu - do niego przede wszystkim. Swoje najlepsze właściwości ma w momencie zmielenia go z twarogiem. 
    Koniec tych zdrowych mądrości ;) do dzieła!

    • 1/2 kg twarogu,
    • 2 łyżki śmietany (jogurtu naturalnego),
    • 2-3 łyżeczki oleju lnianego (ja daję nawet więcej, ale nie każdy lubi aż tak intensywny smak),
    • sól, pieprz,
    wszystkie składniki miksujemy (blendujemy) na gładką masę i... i po prostu wrzucamy:
    • pęczek posiekanego szczypiorku,
    • pęczek pokrojonej w kostkę rzodkiewki;
    Jak znalazł na śniadanie pierwsze, na śniadanie drugie... na kolację :) Ja najbardziej lubię ze świeżą bułką lub chlebem żytnim - z masłem rzecz jasna! :)
     

    P.S. Jeśli ktoś skusi się na kupno rzeczonego oleju, to pamiętajcie, że ma on krótki termin ważności (ok. 2 miesiące). Choć zdarzało mi się używać go po terminie i smakował tak samo, a i sensacji żadnych nie było :)

    niedziela, 8 maja 2011

    rabarbar, kruszonka i ...

    ... i drożdże = drożdżowe ciacho z rabarbarem ;)
    Jak wiecie, miłośniczką słodyczy nie jestem, ale... No właśnie, zawsze musi być jakieś ale :) Otóż, całkiem niedawno, poczęstowana zostałam tym ciastem - domowej roboty rzecz jasna. I pochłonęłam kilka kawałków. 
    Drożdżowe kojarzyło mi się dotąd z ciastem suchym i wyrośniętym - co tę suchość tylko pogłębiało. 
    A tu proszę, ciasto niziutkie (raz, że pieczone na blaszce dużej, płaskiej, kwadratowej; a dwa, że było w nim spooooro owoców), soczyste, kwaskowate i delikatnie słodkie dzięki kruszonce... ach! Przepis został skrzętnie spisany, Za Rzeką rabarbar ścieli się w ogródku... I tak oto, dziś był wielki dzień - MÓJ PIERWSZY RAZ z ciastem drożdżowym!


    Rozczyn: szklankę mleka podgrzać, wrzucić 1-2 łyżeczki cukru, 30g drożdży - odstawić w ciepłe miejsce na ok. 30 minut;
    Ciasto: 3 jajka z 1/2 szklanki cukru roztrzepać na puszysto. Do jajek wrzucać porcjami 1/2 kg mąki na zmianę z rozczynem, a pod koniec dodać roztopioną łyżkę smalcu. Wszystko mieszać. Jak zrobi się gęste należy wyrobić ciasto - ugniatać do momentu pojawienia się pęcherzyków powietrza;


    Kruszonka: 1/2 kostki masła, szklanka mąki, szklanka cukru, cukier waniliowy - "podziabać" nożem i połączyć składniki palcami. Odstawić do lodówki na ok. 30 minut;


    Rabarbar: obrać, pokroić w kostkę, zasypać 2 łyżkami cukru, wymieszać. Odstawić na min. 30 minut. Odcedzić, gdyż puści soki;


    Blachę (powyższe proporcje są na wspomnianą dużą kwadratową, płaską blachę; moja niestety nie ma brzegów więc wykorzystałam dwie: tradycyjną do sernika i pasztetówkę - na tych obydwu ciasto będzie nieco wyższe niż na tej pierwszej).
    Blachę wysmarować masłem, oprószyć mąką. Wyłożyć ciasto (przy wykładaniu, baaaardzo pomocne będzie maczanie dłoni w roztopionym maśle bądź margarynie), przykryć ściereczką, odstawić na chwilę, aby trochę wyrosło.
    Wyłożyć rabarbar, posypać kruszonką. I teraz najprzyjemniejsza czynność - wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na 30 - 40 minut - do momentu aż się zrumieni. 
    Można ciepłe wyjąć z piekarnika :)

    P.S. Łatwo nie było, pomocne - osoby trzecie ;) niektórzy marudzili, że kruszonka za drobna, że spód zbyt mocno spieczony, ale nikt nie mówił, że od razu za pierwszym razem będzie idealnie! O! :)

    czwartek, 5 maja 2011

    doniczki i te inne

    Wstrzymajmy się na chwilę z tym kucharzeniem ;) choć i tak, to co dziś obejrzycie jest kolejnym dowodem na to, iż chyba się starzeję :) bo gotowanie w moim przypadku, chyba o tym właśnie świadczy...
    Do niedawna, kwiatki nie interesowały mnie wcale, a wcale! A tu proszę! Nie dość, że skrzętnie je podlewam, to na dodatek z ochotą wielką kupuję im doniczki czy też osłonki. I muszę się pochwalić, iż jeszcze żaden kwiat mi nie zdechł :) a nie mam ich tylko tyle co tu na parapecie :)


    Te śliczne geometryczne osłonki (a raczej w geometryczne wzory - tak tak, umysł ścisły raczej) wypatrzyłam w świetnym gadżeciarskim sklepie, jakim nota bene jest FLO (http://flo-store.com/). Tylko żal, że nie ma go w moim mieście :( I nie dość, że osłonki wcale nie były drogie, to przy kasie się okazało, że akurat zaczęła się na nie promocja (czyżby nie szły? nieeee, to niemożliwe) - w sumie zapłaciłam jakieś kilkanaście złotych. Zachęcam do zajrzenia, bo wzorów było sporo, kolorów również.

    P.S. W końcu (po prawie roku) za pomocą kombinerek (!) udało mi się oderwać tego żółtego ptaka...

    środa, 4 maja 2011

    krakersy = impreza

    Są krakersy jest impreza. Ale nie takie zwykłe, samotne krakersy, o nie.
    Na jedno z babskich spotkań Gosia zrobiła czosnkowy żółty ser i kazała nam go nakładać na najzwyczajniejsze w świecie krakersy. Jak już wiecie, nie ma to jak czosnek... Wówczas obżarłam się tym jak nie powiem kto! Niebo w gębie. Teraz, przy każdej mniejszej lub większej nasiadówie zakąska ta musi być. A robi się ją tak:

    • żółty ser trzemy na najgrubszych oczkach tarki,
    • do sera wciskamy ząbki czosnku,
    • dodajemy majonez


      proporcje wg upodobania - ja na 0,5 kg sera daje ok. 1 główkę czosnku i kilka łyżek majonezu.
      Możemy podawać osobno i każdy z biesiadników sam nakłada ser na krakersa - jest to o tyle lepsze rozwiązanie, że nie grozi nam ryzyko zmiękczenia krakersów :)
      W osobnych miseczkach możemy ewentualnie przygotować orzechy włoskie i zieloną pietruszkę - pasują idealnie.

      P.S. Nawet Szpakers, który nie znosi żółtego sera i majonezu się tym zajada :) 

      P.S.2. Krakersy biorą udział w poniższej akcji w kategorii Vivat ser!

      niedziela, 1 maja 2011

      warstwowa z makaronem

      A u mnie znów nadszedł okres sałatkowy. A jak już nadszedł ów okres, to znaczy, że będę je produkować nagminnie i namiętnie ;) tytułowa może nie jest stricte wiosenna, ale niebawem i takie tu się pojawią.
      Przepis na tę sałatkę znalazłam na jednym z kulinarnych blogów. Nic nie zmieniałam poza sosem. Jako, że lubię wyraziste, a co za tym idzie doprawione mocno potrawy, to sos będzie... jak poniżej :)

      • jaja na twardo kroimy w sporą kostkę, wrzucamy na dno naczynia,
      • ugotowany al dente makaron penne układamy na jajach,
      • plasterki pieczarek doprawiamy solą i pieprzem i smażymy na rozgrzanej oliwie (pamiętajcie, że pieczarki maleją podczas smażenia, więc trzeba to przewidzieć dokonując zakupu),
      • na warstwę pieczarkową kładziemy pokrojone w kostkę ogórki kiszone,
      • na wierzch znów makaron,
      • całość zalewamy sosem czosnkowym (śmietana lub jogurt + majonez + kilka wyciśniętych ząbków czosnku + sól i pieprz - proporcje według smaku; ja czosnku daję sporo, a na dużą śmietaną daję minimum 3 łyżki majonezu).


      Źródło przepisu:  http://smakuje.blox.pl/html

      LinkWithin

      Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...