Spokojną głowę mieć.
Tak jak niezmiennie spokojnie nasz balkon wygląda.
Dobre myśli mieć.
Jak dobre było śniadanie sobotniego poranka.
Nie bać się.
Jak się ciasto drożdżowe nie boi panoszyć po kuchni.
Wzrastać, iść do przodu, choć małymi kroczkami.
Choć w niewielkim stopniu
tak szybko
jak to ciasto rosło.
Jak głupie niemal.
Czuć słodycz życia.
Jak słodki był sos truskawkowy
bez dodatku cukru.
Wszak od nadmiaru słodyczy
niedobrze się robi.
Uśmiechać się.
Z taką intensywnością
jak te placki rumieniły się na patelni.
Radować się prostotą życia i każdym dniem.
Jak wtedy gdy śmieją się do nas pierwsze truskawki.
Jak wtedy gdy nie mogłam powstrzymać emocji
gdy wieźliśmy do domu kawałek drzewa...
Tego wszystkiego
chcę zachłannie dla siebie.
Tak po prostu.
I tego Wam życzę.
Toż to jutro Dzień Dziecka. ;))
***********************
Racuchy, a dokładnie ruchanki kociewskie przygotowałam zgodnie z przepisem opublikowanym przez Renatę w ramach kolejnego poznawania naszych regionalnych smaków. Ruchanki kociewskie od dawna przygotowywane są na Kociewiu, położonym na Pomorzu Gdańskim.
Skład: 500 g mąki, 100 g masła, 3 jajka, 50 g drożdży, 1 szklanka mleka, 1 łyżka cukru, duża szczypta soli, laska wanilii (niekoniecznie, nie była wyczuwalna), olej do smażenia (użyłam kokosowego);
- Drożdże wymieszać z cukrem i 5 łyżkami ciepłego mleka i odstawić do wyrośnięcia, aż drożdże zaczną pracować (10-15 minut),
- Pozostałe mleko podgrzać, dodać masło. Gdy masło rozpuści się dodać wanilię, sól i dokładnie wymieszać,
- Do dużej miski wsypać mąkę, zrobić w niej dołek wlać przestudzone mleko z masłem, zaczyn drożdżowy i rozbite jajka,
- Ciasto dokładnie wymieszać łyżką, przykryć ściereczką, pozostawić do wyrośnięcia (aż podwoi objętość - u mnie po około 20 minutach ciasto wyszło ponad miskę ;) ),
- Wyrośnięte ciasto nakładać małymi porcjami na patelnię z rozgrzanym olejem,
- Racuszki smażyć z obu stron na średnio rozgrzanej patelni (około 2 minuty z każdej strony),
- Racuchy podać na ciepło z konfiturami lub posypane cukrem pudrem;
My racuchy jedliśmy z cukrem pudrem i sosem ze świeżych truskawek, które Pan Wu zdobył w sobotni poranek. Okazało się to nie lada wyczynem, bo sobota była sobotą długiego weekendu. ;)
U Ciebie racuszki na sobotnie śniadko podane - wspaniale, nam umiliły obiadową porę, i truskawki znakomicie smakowały z nimi :)
OdpowiedzUsuńFajnie razem w maju gotować - już trzeci raz hihihihi
Wzajemnie! Twoje życzenia podobają mi się :)
Buziaki!
Truskawki to idealny dodatek o tej porze roku :))
UsuńPewnie, że fajnie! :D Drugi raz, bo ja tym razem chleba nie piekłam ;)
Dziękuję :*
mniam, mniam:)
OdpowiedzUsuńrobiłam racuchy z 2 miesiace temu, po wieloletniej przerwie- nagle naszła mnie ochota
robiłam "na oko", teraz spróbuję według Twojego przepisu
:*
A ja nigdy nie robiłam, bo nigdy nie przepadałam za nimi. Ten przepis jest łatwiutki. :) Racuchy smaczne, ale ja i tak pozostanę przy jajecznicy ;))
Usuń:*
zachoać w sobie kawałek tego dziecka - bezcenne:)
OdpowiedzUsuńzachować :)
UsuńTo prawda!
UsuńJa potrafię skakać z radości z powodu jakiejś pierdółki, typu kwiatek, piękny przedmiot, a czasem nie potrafię tak się cieszyć z większych rzeczy...
pyszności!
OdpowiedzUsuńCo za wdzięczna nazwa! Nie mam w domu drożdży, bo już bym mieszała!
OdpowiedzUsuńTo prawda :D
UsuńJak będziesz miała drożdże to zamieszaj :)
Ja się teraz czaję na bułeczki drożdżowe z kruszonką :)
O matko, ile wspomnien z racuszkami <3 pozdrawiam i zapraszam :)
OdpowiedzUsuńA to tylko z jednego śniadania ;)))
UsuńIleż w tym wpisie dobrej energii!!
OdpowiedzUsuńRacuszki mniam, mniam :))
Zdjęcia cudne!
:**
Cieszę się, że tak odbierasz ten post :)
UsuńTę dobrą energię i sobie muszę przekazać ;)
Dziękuję Olguś :***
Alutko, ja chcę takie placki, buuuuuuuuuuuuuuuuuu!!!
OdpowiedzUsuńTo kiedy będziesz w ZG? ;)))
UsuńAlu, moja mama nie z Kociewia ale robiła takie racuchy :-), to moje dzieciństwo :-)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję Ci za ten wpis, który spowodował lawinę wspomnień z łezką w oku :-)
Czyli taki prezent ode mnie dla Ciebie na dzień dziecka :))
UsuńMoja mama robiła racuchy z jabłkami, ale ja zawsze, nawet jako dziecko wolałam słone smaki. Jajecznicę, jajo... ;))
u mnie również bardzo truskawkowo. w mniej skomplikowanej wersji niźli u Ciebie ;)
OdpowiedzUsuń"spokojną głowę mieć"... zakonotowałam i powtarzać będę.
Ale u mnie wcale nieskomplikowanie - truskawki do blendera, bzzzz, i już ;)))
UsuńJa też! :D
Alutko, przepis SUPER - do "adopcji kulinarnej" ale "wierszydło" to już DELICJA- dla duszy - pozdrawiam
OdpowiedzUsuń"Wierszydło" :)) i ta delicja! To miód na me serce ;)))
UsuńBużka!
Takie przepisy lubie jak nie ma za duzo skladnikow. I tak jak piszesz uwielbiam prostote dnia codziennego a z takimi racuchami to sniadanie jest urocza celebracja. Teresa
OdpowiedzUsuńJa też nie przepadam gdy widzę w przepisie całe mnóstwo składników, ale często większość to przyprawy :))
UsuńFajnie jak dostrzegamy tę prostotę!
Pozdrawiam, Tereso:)
Ajajaj, ale pyszności:-)
OdpowiedzUsuńPiękne racuszki usmażyłaś! Lekko zrumienione, takie powinny być. Jedzone w tak romantycznej scenerii zapewne wyśmienicie smakowały.
OdpowiedzUsuńDziękuję za wspólne kucharzenie.
Pozdrawiam serdecznie
Renata
Smakowało :)) balkon coraz bardziej mnie urzeka w tym roku :)
UsuńDzieuję Renato za Twoją akcję i do zobaczenia następnym razem!
Pozdrawiam :)
Jeszcze raz zabiore glos, bo to w zwiazku z jajecznica i usmiecham sie bo ja tez lubie na sniadanie jajecznice. I tak ladnie mam wtedy na duzym talerzu jajecznice na masle i duzo zielonego szczypiorek, pietruszka i awokado. Pozdrawiam serdecznie, Teresa
OdpowiedzUsuńPysznie tu u Ciebie..dzieki za wspólną zabawę.
OdpowiedzUsuńJak u Ciebie tu pięknie, smacznie i pachnąco. Czemu ja tak rzadko u Ciebie bywam. Co za strata dla mnie i mojego wnętrza. Będę nadrabiać. :)
OdpowiedzUsuńA tam ruchanki, racuchy- smak dzieciństwa :D
OdpowiedzUsuńZuchwałe powiadasz? Czy ja wiem?;))
OdpowiedzUsuńJak można nie spróbować czegoś takiego jak ruchanki :D Muszę zrobić choćby tylko dla nazwy!
OdpowiedzUsuń