Gdyby nie fakt, że książkę dostałam, pewnie bym po nią nie sięgnęła.
Tytuł i okładka wskazują na romans.
Wskazują dobrze, ale...
Róże i fiolety, za którymi nie przepadam, nawet nie przyciągnęłyby mojego wzroku.
Czyż te kolory nie kojarzą się z tanimi romansidłami?
A tych nie lubię.
Dopóki czytałam pierwszą połowę książki byłam przekonana, że okładka do niej nie pasuje...
"Kochanka Freuda" to opowieść o życiu słynnego psychiatry.
O jego pracy, o badaniach, o namiętnościach, o pożądaniu.
O jego rodzinie.
O żonie Marcie, którą jej siostra wspomina jako piękną, pełną energii kobietę. Po tym jednak nie ma śladu.
Marta, nie dość, że nie dba o swoje zdrowie, swój wygląd, to jest niezwykle znudzona wszyskim co wokół niej się dzieje. Nawet szóstką swych dzieci, jednak najbardziej mężem, do którego nie ma cierpliwości. Wobec którego jest złośliwa i uszczypliwa.
Niechlujne ubranie i uczesanie niesamowicie kontrastują z zawsze zadbanym Freudem.
Małżeństwo jeśli w ogóle ze sobą rozmawia to tylko warcząc na siebie nawzajem.
W całym tym ułożonym lecz nudnawym życiu rodziny Freudów pojawia się siostra Marty, Minna. Trafia do nich gdy traci kolejną posadę, gdy nie ma grosza przy duszy i nie wie co ze sobą począć.
Szybko okazuje się, że Minna w domu Freudów jest niezastąpiona. Opiekuje się niesfornymi dziećmi, wiecznie schorowaną siostrą, a co najważniejsze, staje się doskonałym towarzyszem rozmów pana domu.
Młoda kobieta jest oczytana, inteligentna i ma swoje zdanie na każdy temat.
Oczywiście, bardzo szybko intelektualne dysputy między tym dwojgiem przeradzają się w coś więcej.
Potajemne spotkania. Seks. Pożądanie. Ucieczka Minny do matki (której nie znosi) przed całym tym ZŁEM. Tęsknota. Rwanie włosów z głowy, bo "jak ja mogłam...".
I znów. Potajemne spotkania. Seks. Powrót do Wiednia.
I od tego "czegoś więcej" między nimi wszystko zaczyna się psuć w moim odbiorze.
Nagle stwierdzam, że ta różowa okładka idealnie pasuje do klimatu książki, w której nic nie zaskakuje, w której za dużo patetycznych, ckliwych określeń. Ach, och. "Nie mogę już więcej się z nim spotkać, ale muszę", "jak ja mogę to robić mojej kochanej siostrze".
A Zygmunt zakochany i "żona go nie rozumie".
Czytając tę książkę nasunęło mi się pytanie. Skoro był takim świetnym psychiatrą, bądź co bądź twórcą psychoanalizy, dlaczego nie zgłębił tajników swojego małżeństwa? Nie bo nie?
Oczekiwałam czegoś więcej. Czegoś hmm... porządniejszego? Mniej oczywistego?
Doskonale ten temat podsumowała Skarletka: Autorzy zmarnowali historię z potencjałem.
To naprawdę mogła być świetna pozycja na mojej książkowej półce. Mogła.
Karen Mack, Jennifer Kaufman
Kochanka Freuda
Znak Literanova, 2014
Bardzo zaciekawiła mnie ta pozycja, czytam początek i już wiem, że muszą ją dostać, a tu ... Mówisz, że zmarnowana historia? Szkoda :(
OdpowiedzUsuńO tej samej porze wpadłyśmy do Alutki:)
UsuńKamilko, może to ja mam jakieś wymagania za wysokie? ;)
UsuńStęskniłyście się? :D
No a jak miałyśmy się nie stęsknić,
Usuńskoro tak długo Cię nie było?:)
Bardzo stęsknione :)))
UsuńNo popatrz, a mnie przeciwnie; znudziła zanim jeszcze po nią zdążyłam sięgnąć.
UsuńMagda, Kamila - prawidłowa odpowiedź! :D
UsuńA nie mówiłam, że te róże i fiolety nie wróżą nic dobrego;))
OdpowiedzUsuńMoże nie powinno się oceniać książki po okładce,
jednak co nieco można po niej wywnioskować;)
Mówiłaś i miałaś rację! :))
UsuńNo ja miałam nadzieję, że to tylko takie drobne niedopasowanie - okładki do treści. ;)
My wpadłyśmy, ciekawe czy Alutka jeszcze jest :)
OdpowiedzUsuńAlutka pracuje. :)
Usuń:*
Pracuje!;D
UsuńPozdrowienia dla Pracującej Alutki :-)
UsuńPozdrawiam eNNko :*
UsuńMagda, tak pracuje, że dopiero po 22 odpisuje :P
Rozumiem Twój niesmak i po książkę nie sięgnę
OdpowiedzUsuń"On żony nie kocha, ona go nie rozumie"- jaka to nadal cudowna wymówka, jakże podłe usprawiedliwienie niegodziwości- widac od lat nic się nie zmienia w tym temacie. A tak na marginesie- psychiatra nie jest w stanie sam siebie zdiagnozować, dokonać samoanalizy, musi mieć coacha
Zastanawiam się czy tak było naprawdę czy to wyobraźnia autorek...
UsuńA coachem mnie rozwaliłaś. :D
Alu, to nie żart, tak jest naprawdę. Psycholodzy mają obowiazek takie sesje co jakiś czas przeprowadzać, zbyt wiele ludzkich problemów muszą wysłuchiwać, wchodzić w nie pośrednio i dla własnego zdrowia psychicznego i trzymania dystansu i obiektywnego patrzenia na swoich pacjentów muszę taka terapię również przechodzić
UsuńNo popatrz, zupełnie się na tym nie znam. :) A brzmi to przecież bardzo logicznie! :)
UsuńViki ma rację, mam w rodzinie dwóch psychiatrów, opowiadali mi o konieczności przechodzenia takich oczyszczających rozmów z opiekunem, supervisorem.
UsuńRzeczywiście szkoda zmarnowanego tematu.
I ja byłam stęskniona za Tobą i nowym postem. Dobrze, że jesteś :)
:)))
UsuńBardzo szkoda!
Miło mi Olgo. :D A ja już wczoraj się zastanawiałam gdzie się podziewasz. ;))
Ściskam Cię :*
Róze i fiolety akurat tak mi się nie kojarzą, ale tytuł i reszta na okładce rzeczywiście zniechęca.
OdpowiedzUsuńZatem stwierdzenie "medice cura te ipsum" jak najbadziej adekwatne?
Ja od razu miałam przed oczami Harlequina. :D
UsuńOj tak! Zdecydowanie. :) Pasuje też "szewc bez butów chodzi" :)
Wygląda na to, że 'lekarzu lecz się sam' nie działało nawet w przypadku tak wielkiego umysłu, jak Freud. Nasze życie często niestety przybiera barwy Harlequina. Taka sytuacja toczy się teraz w zasięgu mojego wzroku i facet, fachowiec od emocji i relacji paprze sprawę koncertowo.
OdpowiedzUsuńNo tak, często umiemy pomóc innym. Gorzej gdy mamy pomóc sobie.
UsuńFacet paprze SWOJĄ sprawę?
Dreamu, kiedy będziesz u mamy? :)))
Nie wiem, Ted stracił pracę, wszystko się pozmieniało...
UsuńPrzykro mi :(
UsuńMam nadzieję, że wszystko się poukłada szybciej niż sądzicie. Tego Wam życzę.
Daj znać jak będziesz się wybierała w me strony, a gdybyś chciała zakwas już to mogę wysłać. :)
Ściskam!
Ciekawa jestem ile jest prawdy a ile fikcji w tej książce,bo podobno to domniemany romans :))
OdpowiedzUsuńAle faktycznie okładka jest intrygująca;pp
A tak na marginesie to ....nie lubię kobiet interesujących się cudzymi mężami!!
Dobrze,że już jesteś Alutko,bom się stęskniła:)
buziaczki:*******
Tak jak piszesz, wiele źródeł wskazuje, że romans był, ale czy rzeczywiście? Nawet jeśli był to czy tak to wyglądało? Tu naprawdę było spore pole do popisu...
UsuńMargo, nikt nie lubi! Chyba ;)
Cieszę się Margoś :*** ja też się stęskniłam. :))
Jutro wysyłam przesyłkę do Ciebie! W piątek wypatruj listonosza :)))
Oj dziękuję Kochana!!!! Dobrze,że dzisiaj wróciłam do domu;))
UsuńBędę wypatrywać! Już się ciesze bardzo,bardzo!!!!
Sciskam Cię mocno Alutko:*************
Taaaa.... Nudziarstwo nudziarstwem pogania:-)). Tego właśnie w książkach najbardziej nie znoszę.
OdpowiedzUsuńErrato, ja również. Zauważam, że robię się coraz bardziej wybredna... ;))
UsuńCzyli wykonałaś dobrą robotę, my nie musimy przez to przechodzić. To autentyczna historia?
OdpowiedzUsuń;)))
UsuńPODOBNO romans był. Tylko jak wyglądał? Nie wie tego nikt, więc można było poszaleć pisząc tę książkę...
no to już wiem po co nie sięgać :)
OdpowiedzUsuńteraz zaczynam Joanna Bator "Ciemno, prawie noc" a w zanadrzu mama Alice Munro "Miłość dobrej kobiety"
miało się w końcu te urodziny ;)
Joannę Bator poleciło mi już kilka osób (m.in. Olga), więc też mam ją w planach.
UsuńPo tegoroczną noblistkę (ładne ma imię, prawda Mammo?:D) też sięgnę, tylko nie wiem od której książki zacząć! :)
Urodziny w końcu fajna rzecz. ;) A książkowe prezenty tym bardziej. ;)
jestem ciekawa Waszych wrażeń
UsuńDam znać!
Usuńdobrze wiedzieć :)
OdpowiedzUsuń:********
:))))
Usuń:****
Do Ciebie moja droga, też jutro wychodzi przesyłka z Zielonej. :))
:):):) mo że choć okładka musiała być różowa ;)
OdpowiedzUsuńJo, nie tylko okładka jest różowa ;)))
UsuńKochana, ale czy to jest biografia, czy fikcja usnuta nakanwie życia Freuda? Bo jak biografia to chyba nie mogli za dużo pozmieniać :(
OdpowiedzUsuńAtko, jak podają źródła, romans był dalece prawdopodobny. Myślę, że reszta to fikcja.
UsuńŚciskam! :)
Poczytałam i to by było na tyle;-) Bardzo obrazowo przedstawiłaś treść i już wszytsko wiem:-) Ale dla miłośników romansów można polecić, co?
OdpowiedzUsuńNie było co owijać w bawełnę. ;)
UsuńMyślę, że spokojnie można polecić! Książka jest lekka i dość dobrze się ją czyta, choć drażnią mnie te określenie różne, typu "czułam się jakbym była w basenie z rtęcią - było tak niebezpiecznie, a zarazem tak przyjemnie". :D
Ale to mnie drażnią. ;)
Czyli jednak książkowe rozczarowanie? W sumie po tym jak streściłaś ksiażkę to jednak wykreślę ją z listy do przeczytania, chociaż ta okładka powodowała, że przy tym tytule, w nawiasie zapisałam notkę: na emeryturze. :D
OdpowiedzUsuńMiłego dnia! :*
Dla mnie tak. Zerknij wyżej co pod Marzeną napisałam. :)
UsuńNa emeryturze :D - fajne masz notki! :)))
Miłego wieczoru, Drui :*
W romansie nie ma miejsca na "jak ja mogłam". Romansem rządzi pożądanie i namiętności - to jest jego sedno. Gdy wkradają się w niego wątpliwości z gatunku "jak ja mogłam? " - cały czar pryska i nudą wiać zaczyna
OdpowiedzUsuńViki ma rację!Na studiach(sto lat temu?) miałam wykłady z psychologiem,wykłady owe były dla mnie monotematyczne i przez to krępujące.Wszystko dotyczyło seksu a pan upajał sie tym tematem , to był I rok,dla mnie były to drugie studia ale gros dziewczyn to 19-latki(a to nie te czasy co teraz!) i dla nich to było szokujące.Miałam nieodparte wrażenie,że panu sprawia przyjemnośc wrażenie jakie wywiera na małolatach.Niedawno pan Lechosław G. został skazany przez Sąd na kilka lat odsiadki,albowiem zbyt gorliwie badał swoje pacjentki!Nie byłam zaskoczona!
OdpowiedzUsuń