Standardowy wyjazd na oczyszczalnię ścieków.
Godzinna jazda we mgle odrobinę zburzyła i standardowość i niewinność dnia.
Jeszcze bardziej zburzył ją jegomość spotkany na drodze przy oczyszczalni. Z mgły się wyłonił. Był biały.
Roześmiałyśmy się krzycząc, że to koza. Bo cóż może być innego białego skoro jest wielkości kozy?
Białe cudo zwolniło, zerknęło na zielone coś na czterech kołach, a nie nogach i skręciło przed nami w boczną drogę.
Wtedy wiedziałyśmy już, że to nie koza. Sarna jakaś? Jelonek? A może nasza wyobraźnia?
Iza zdążyła cyknąć jedno zdjęcie. To dowód na to, że akcja działa się na jawie.
W drodze powrotnej Pan z oczyszczalni zadzwonił uprzejmie donosząc, iż zostawiłyśmy u nich jednego laptopa. Trzeba było gnać w tej mgle z powrotem. Czas naglił. Zakupy i obiad czekały. Ale nadzieja na spotkanie naszego albinosa była ogromna. Nie pojawił się niestety.
Dzień zaczynał wracać na zwykłe tory.
Kupiłam wszystko co trzeba. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Na wstępie okazało się, że nie mam jednej przyprawy. Trudno, będzie bez.
Na tym samym wstępie odkryłam, że nie mam cebuli! Jak w domu może nie być cebuli? Znalazłam jakąś marną ćwierć w lodówce. Ok, niech będzie tyle. Przecież nie będę lazła do sklepu po jedną przyprawę i cebulę!
Zaplanowałam, że danie zrobię z połowy porcji.
Tylko, że puszka mleka kokosowego i pomidorów ma 400 ml, czyli cała porcja. Co zrobić z połową tych puszek skoro następne dwa dni spędzę poza domem? No nic, trzeba wrzucić całość i nic nie dzielić na pół.
Tyle, że łososia było 280 g, a nie 500. Trudno. Będzie rzadkie.
Z ogromną przyjemnością spełniam punkt po punkcie spisanego od Agi przepisu.
Łosoś dusi się już w przyprawach i pomidorach. Pięknie pachnie. Natka pietruszki pokrojona.
Czas na ostatni moment - dodać mleko kokosowe.
Biorę puszkę i co? Nie ma na niej dzyndzla do otwierania!!!! A ja przecież nie mam otwieracza do puszek! (dlaczego kupiłam kolejną puszkę pomidorów robiąc zakupy? Bo ta, która była w domu miała dzyndzel, ale go odłamałam....).
Urok mieszkania w centrum jest taki, że do sklepu mam bardzo blisko. Tylko, że ten sklep jest w galerii handlowej. Pokornie więc zdjęłam dres, ubrałam się stosownie i poszłam do delikatesów po otwieracz. Yyyyy bez sensu. Po co mi otwieracz? Kupiłam puszkę mleka z dzyndzlem.
Danie szczęśliwie ukończyłam.
Skład: 500g filetu z łososia bez skóry (u mnie 280g ze skórą, którą ściąga się tak jak tu wspomniałam), puszka pomidorów (400g), puszka mleka kokosowego (200ml - u mnie 400), 1 duża cebula (u mnie ćwiartka), 1 średnia papryczka pepperoni, 1 łyżeczka kuminu (nie miałam), 1 łyżeczka kolendry mielonej (u mnie kulki), 1/2 łyżeczki gorczycy, 1/2 łyżeczka kurkumy, 2 łyżki oliwy, sól, pieprz, 1 łyżka pasty tamaryndowej (zgodnie ze wskazówką Agi, zamiast niej: 2 suszone morele, 2 suszone daktyle, 2 suszone śliwki - zalać wrzątkiem na 15 minut, odcedzić, zmielić blenderem z łyżką soku z cytryny - u mnie limonka), natka pietruszki do posypania;
- na rozgrzaną oliwę wrzucamy cebulę pokrojoną w kostkę,
- gdy cebula zmięknie wrzucamy przyprawy i posiekaną papryczkę - smażymy minutę,
- dodajemy pomidory wraz z sokiem z puszki - gotować 2-3 minuty,
- dodajemy łyżkę naszej owocowej pasty - gotujemy 10 minut,
- wrzucamy łososia pokrojonego w kostkę,
- doprawiamy solą i pieprzem - gotujemy 10-15 minut,
- wlewamy mleczko kokosowe - gotujemy 4 minuty,
- podajemy z natką pietruszki.
Wieczorem dostałam smsa od KA z informacją kim był ów albinos. Kto zgadnie? Poniżej jeden jedyny dowód na spotkanie z nim... :).
Ojj cebulka to dla mnie podstawa! Ale ale, wyglada i tak niesamowicie smakowicie ;***
OdpowiedzUsuńDla mnie też, więc tym bardziej byłam w szoku jak zobaczyłam, że jej nie ma ;))
UsuńDziś kupiłam jej trochę z myślą, że znów nic się nie ostało, a w szafce... ładnych kilka ;))
Ciekawy sposób na łososia, warto byłoby spróbować...:-)
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto! Spróbuj koniecznie :)
Usuńkim był? kim??
OdpowiedzUsuńPS rozbawiłaś mnie :)))))
ubrać stosownie do sklepu? zwariowałaś? :D
ściskam :)))
M.
Owiecko :) Jesteś :)
UsuńNa razie nie powiem - kombinuj dziewczyno :P
Haha, stosownie = dżinsy i kurtka na bluzę dresową :D
Buziaki!
Chodzi za mną od pewnego czasu taka "zupa" ;)
OdpowiedzUsuńJak zrobisz z "moich" proporcji to zdecydowanie wyjdzie zupka :D
UsuńKurcze, patrzę i patrzę i nie mam pojęcia co to za zwierz. Coś jak sarna, ale nie ten kolor!
OdpowiedzUsuńZupka wspaniała, na pewno ją zrobię!
Otóż to, nie ten kolor. Niestety to jedyny dowód na spotkanie tego zwierza...
UsuńAniu zrób, a nie pożałujecie :)) - tak pomyślałam o Tobie, że Ci podpasują te smaki :)
Biorę przepis:)
UsuńDaj znać jak zrobisz! :)
UsuńPrzepis na zupkę bardzo ciekawy ,muszę namówic córkę by zrobiła przy najbliższej okazji.Przez to moje leżenia teraz nic nie mogę ugotowac i upiec a bardzo to lubię robić.
OdpowiedzUsuńTen zwierzaczek wygląda mi na owieczkę.
pozdrawiam miłego wypoczynku życzę
Halszko, miło mi, że mnie odwiedziłaś :)
UsuńNamów córkę - na pewno spełni zachcianki rekonwalescentki :)
Halszko, ani się obejrzysz, a będziesz stała przy garach! :)))
To nie jest owieczka :)
Spokojnego weekendu :)
hihihijakis łoś w miniaturce...:))))) a mój mąż kiedyś robił segregacje smieci w pewnym miejscu.....i nagle przybiega do mnie z otwartą puszką...podtyka mi pod nos ku mej rozpaczy..
OdpowiedzUsuń-i co??? pyta...
-jak to co???? puszka!!!
-ale nie widzisz w niej nic głupiego??????
- a widziałeś kiedyś jakąś inteligencję zamkniętą w puszce???
-no przyjrzyj się dobrze:))))
przyjrzałam...i padłam ze śmiechu...ktoś otwierał ją nożem..nie otwieraczem....a pod spodem wieczko nienaruszone z dzyndzlem:))))
Hahaha :D Qro, to na pewno nie była moja puszka :D chociaż po tych wszystkich dzyndzlach i ich braku kto wie, kto wie ;))
UsuńNie jest to łoś :D
Zgadywać dalej!
daniel??? albo renifer na wakacjach :))
Usuńno bo .gdyby to było tuz za rogiem...to wiadomo...ale czy białe żubry istnieją....chyba jako kuzynowie "białych myszek":))))
UsuńHahaha Qro... :D
UsuńNie wiem czy mogę... no naprawdę nie wiem...
No dobra! Padła prawidłowa odpowiedź! Gratuluję Qro :))))
Sama musisz zgadnąć już czy to daniel, czy żubr, czy żubr jako kuzynowie białych myszek :D
no rogu nie było:))))..czyli chyba żubr odpada:)))..a ja juz wymyśliłam kozę lub apsa giganta:))-pozdrawiam
UsuńTwa wyobraźnia nie zna granic! :D
UsuńOgłaszam Cię najwierniejszym zgadywaczem ;))
:) Jeśli chodzi o zwierza obstawiałabym jakiegoś jelonka ale kolor jakoś mie nie pasuje...:)
OdpowiedzUsuńA łososia z tego przepisu już robiłam i niebawem chyba powtórzę! Pychotka!:) Buziaki Alucha
Jelonek to nie jest, ale z tej rodziny ;>
UsuńPychotka niesamowita - świetne połączenie smaków :)
Buziaki Mimi!
Hehehe:) Niezle, niezle, nie ma to, jak improwizacja :)
OdpowiedzUsuńA jak mam za duzo pomidorow z puszki albo mleczka kokosowego to przelewam do jakis czystych sloikow i spokojnie kilka dni w lodowce wytrzymuja.
A tak w ogole, to przez stany i ichniejszy luzacki stosunek do tego, jak sie wyglada do sklepu poszlabym w dresach i bez umalowanego oka, jak szalec to szalec;)
Na zdjeciu nie wiem co to. Biala sarenka;)
Usciski!
No i to jest najlepsze rozwiązanie - do słoików :)
UsuńJak mieszkałam w innym miejscu i miałam osiedlowe sklepiki i warzywniaki też nie przejmowałam się strojem. Teraz moim osiedlowym sklepikiem jest galeria handlowa, w której niezręcznie czułabym się w dresie :P
Biała sarenka nie ;)
Buźka :)
Mmmm... chętnie bym się posiliła takim daniem - choć ja nie jadam prawie wcale ryb- poza łososiem.
OdpowiedzUsuńa ten delikwent to jak wyżej napisałaś - daniel? :)
Skoro jesz łososia to idealne danie dla Ciebie. Spróbuj, a nie pożałujesz ;)
UsuńTak właśnie, delikwent to biały daniel :)
niezła historia!:))) ten albinos wygląda bardzo kozowato, nawet jeśli to daniel, czy inny jeleniowaty:)
OdpowiedzUsuńa co do puszek bez dzyndzla do otwierania, to przydatny jest nóż ze szpicem, może być nawet tępy, wystarczy go wbić w puszkę i ciąć - współlokatorzy mnie nauczyli na studiach, bo u nas też był zawsze niedobór otwieraczy do konserw:)
a co do łososia - to tylko powiem: mmmmm... mmmmm... pycha:) niech mi ktoś coś takiego ugotuje!:)
Prawda, że kozowato?
UsuńNo niby wiem, że nożem... ale ja się jakoś tego boję :D
Sama se ugotujesz niedługo ;))
A przyprawę i cebulę kupiłaś? :D Ech ciekawe takie dni, ciekawe :D
OdpowiedzUsuńOczywiście, że... nie kupiłam! :D
Usuńtakie frykasy w zwykły dzień to rozpusta ;)
OdpowiedzUsuńTrzeba jakoś rozpuszczać te zwykłe dni ;))
UsuńMniam, aż się głodna zrobiłam :D.
OdpowiedzUsuńPs. a albinos to mi na cielaka wygląda :D.
OdpowiedzUsuńW zasadzie to jest pewien rodzaj cielaczka... Tyle, że danielowatego cielaczka ;)
UsuńA łososia zrób sobie na te głód!