Dla jednych zbyt wielu bohaterów.
Dla innych ZERO ambicji.
Jak tych pierwszych rozumiem, gdyż rzeczywiście, bohaterów jest wielu. Z każdym tomem więcej. Da się to jednak ogarnąć :). Pomocna jest obszerna legenda z tyłu każdej części serii, jak i przedstawione tam drzewo genealogiczne.
Problem mam za to z tymi drugimi.
Otóż, niech ktoś napisze, że czyta tylko literaturę ambitną.
Poza tym co znaczy ambitna? Kto mi powie?
Dla mnie dobra książka to taka, do której po prostu tęsknię.
Nie zaś taka, która mimo ciekawej fabuły drażni mnie użytymi słowami, sformułowaniami, zbyt krótkimi, a może zbyt długimi zdaniami? Ciężko stwierdzić. Wiele przewinęło się przez moje ręce książek takich właśnie. Czymś mnie drażniły, ale doczytywałam do końca, bo jednak jakaś ciekawość była.
Tych, do których tęskniłam chyba było mniej.
A jeśli była wśród nich trylogia Larssona? To źle, bo to absolutnie nieambitny thriller?
A jeśli były wśród nich książki Krajewskiego o ukochanym Wrocławiu? To źle, bo to tylko kolejna seria kryminałów?
No i to źle, że do tej gromadki dołączyła Cukiernia? W końcu to tylko (?) rodzinna saga.
A może moje ambicje podniesie biografia Lema spisana przez jego syna? Choć może nie do końca, bo książka była często prześmieszna. A jak ambicje mogą być śmieszne? :)
Cukiernia pod amorem Magorzaty Gutowskiej - Adamczyk. Cukiernia dzięki, której w ogóle powstał ów wywód jest trzytomową rodzinną opowieścią.
Tom pierwszy Zajezierscy rozpoczyna się w latach 90 - tych XX wieku, kiedy to w niewielkim mieście w okolicach Płocka archeolodzy wykopują mumię z tajemniczym pierścieniem. Ojciec bohaterki lat współczesnych Igi Hryć podejrzewa, że pierścień to rodzinna pamiątka, która zaginęła w czasie II wojny światowej.
Brzmi banalnie. I tak naprawdę pierścień mnie interesuje średnio. Tak jak i opowieści współczesne. Cieszę się, że są to naprawdę króciutkie rozdziały. Wolę zatopić się w opowieściach z XIX wieku. W perypetiach babskich, w perypetiach damsko - męskich, w perypetiach rodzinnych.
Tom drugi Cieślakowie to przełom XIX i XX wieku. To okres I wojny światowej. To oczywiście dalej w niewielkim stopniu dociekania Igi.
Tom trzeci Hryciowie to przede wszystkim II wojna światowa, która w mniej lub bardziej przewidywalny sposób wpływa na dalsze losy przodków Igi.
A i współczesność dla mnie staje się wciągająca, za sprawą .... powrotu bohatera z końcówki II tomu....
Jeśli, tak jak ja, poczujecie się zawiedzeni końcem serii, koniecznie przeczytajcie króciutkie streszczenie Podróży do miasta świateł. Nie bez powodu pojawia się na samym końcu :).
Czytajcie! Czytajcie to co sprawia Wam przyjemność! Bo czyż nie jest ogromnie ważne to, jaką radość daje nam poznawania losów bohaterów, poznawanie przy okazji - nie rzadko - historii naszego kraju, poznawanie nowych słówek, nowych znaczeń.
A to wszystko tylko daje nam możliwość do wielu krótkich jak i długich, poważnych jak i bardzo zabawnych rozmów z czytającymi znajomymi.
Dla mnie to wszystko jest bardzo ważne i ... bardzo przyjemne! I czyż to nie jest w pewnym stopniu ambitne zachowanie? :)
Z pozdrowieniami dla znanych mi czytaczy. I tych, których dopiero poznam.
P.S. A teraz czytam odrobinkę gejowskiego "Drwala". I świetnie. Tęsknię.
P.S.2. Bardzo dziękuję za tak duży odzew na poprzedni makaronowo-wspomnieniowy post :))
Tym postem wstrzeliłaś się idealnie w moje myśli i moje aktualne potrzeby czytelnicze. Zgadzam się z Tobą w 100% - czytajmy to co nas ciekawi i do czego nas ciągnie. Wśród lektur każdego z nas jest miejsce na "ambitną" literaturę (cokolwiek to znaczy) jak i tą miła lekką i przyjemną dającą odprężenie i odpoczynek. Trylogię Gutowskiej właśnie załadowałam do mojego nooka i zabieram na zimowe wakacje :)
OdpowiedzUsuńPs. Krajewskiego też lubię za Mój ukochany Wrocław
O jak mi miło, że wpasowałam się z mim postem :)
UsuńCieszę się ogromnie, że podzielasz moje zdanie!! :))
Cukiernia to według mnie doskonała lektura na wakacje właśnie. Daj znać jakie są Twoje odczucia po przeczytaniu :))
Ach ten Krajewski...
podpisuję się pod Basią:)
UsuńOczywiście Krajewskiego kocham i uwielbiałam razem z bohaterami przemieszczać się po dawnych uliczkach Breslau odszukując w spisie nazwy ulic :)
Pozdrawiam Dziewczyny :**
Viki :))
UsuńHa! Ja też ciągle śledziłam te ulice i szukałam na mapce próbując zlokalizować co gdzie i jak jest teraz ;)
A dziś uzupełniłam (przynajmniej starałam się) swój książkowy zeszyt i ku uciesze odkryłam, że nie przeczytałam "Końca świata w Breslau". A książka na półce :)
Buziaki Viki :)
Wszyscy od razu usłyszeli Krajewski i zboczyli na Krajewskiego. Ja tam dobrego kryminału nie uważam za literature nieambitną. Krajewski ma warsztat, wiedzę. Oprócz tego gdzies tam pewnei na swój sposób przekzuje trochę informacji historycznych z półswiatka: ze świata domów publicznych, ciemnych suteren.
UsuńWrocław i Lwów!
Stąd moje ironiczne pytanie kryminałowe :)
UsuńNo i tak jak napisałam - często przez przypadek w czytanych książkach poznajemy hmm... może nie tyle górnolotnie nazwaną historię kraju, co bardzo ciekawe obyczaje ;))
ja dzis mam sobie wybrac kolejna ksiazke do czytania i drze z rozkoszy
OdpowiedzUsuńbyc moze bedzie to kryminal
byc moze horror
byc moze cos zupelnie innego , zwanego ambitnym
ale w ogole sie nie przejmuje
uwielbialam Larsona, nie wstydze sie takich lektur, czytam dla siebie, a nie zeby kogos intelekualnie zaspokoic :)
Rybeńko tak trzymaj!
UsuńA czegóż się wstydzić? Trza się cieszyć, że się czyta! Ile wokół osobników nie czyta NIC.
dziwi mnie to samo, jak innych , ze wielu osobnikow nie oddycha!
UsuńHa! Lepiej bym tego nie ujęła! Ty to jesteś ;))
UsuńDla mnie po prostu przeciętna, ale dobra na długie zimowe wieczory;)
OdpowiedzUsuńW długie zimowe wieczory czytam najwięcej :)
UsuńTeż uważam,ze każdy powinien czytać to,co sprawia mu najwięcej radości i jest dla niego ważne.
OdpowiedzUsuńCzasami jednak warto uświadomić sobie,co naprawdę ma znaczenie.
I może istnieją rzeczy,których jeszcze nie odkryliśmy?
Dlatego dobrze jest sięgać trochę wyżej, w literaturze również.
Pozdrawiam Cię.
Amber, masz rację. Na pewno nie można czytać ciągle "tego samego". Z chęcią poznaję to co nowe, ale też lubię to co sprawdzone w jakimś stopniu, to co znów sprawi mi przyjemność :).
UsuńChyba to trochę jak z jedzeniem - próbujemy nowości, niektóre smakują bardziej, inne mniej. A i tak często sięgamy po to co znamy dobrze.
Pozdrawiam ciepło :)
hmm powiem szzere, ze jakos nie czuje tego... ;) Pozdrawiam i zapraszam na nową notkę :)
OdpowiedzUsuńTo znaczy czytania? :)
UsuńPozdrawiam.
Przeczytałam pierwszy tom, ponieważ mam w zwyczaju kończyć to, co zaczynam.
OdpowiedzUsuńPo kolejne już nie sięgnę.
Nie dlatego, że to mało ambitna literatura (cokolwiek to znaczy),
tylko dlatego, że czytając, nie dostałam gęsiej skórki, nie wzruszyłam się,
nie płakałam ze śmiechu i nie byłam aż tak bardzo ciekawa, jaki będzie koniec.
Niektóre lekkie i przyjemne czytadła wzbudzają we mnie te emocje i wtedy czytam z przyjemnością:)
To i tak brawo, że przeczytałaś do końca :)
UsuńMi nie zawsze się to zdarza. Choć przyznaję, książka musi mnie naprawdę nudzić, męczyć i musi zacząć się kurzyć zapomniana. Odkładam ją wówczas bez większego żalu ;)
mam w planach....ale tak poza tym to bardzo ci Alutko kochana dziekuje za ten post:))...bo ja czytam..nie mało ,nie duzo...ale kazdego dnia....i nie jest to raczej nic ambitnego...kocham Agatkę Chriistie:))kocham Chmielewską...kocham nasza Szwaję,Zafona...no takie dyrdymałki...i dobrze mnie z tym bez dwóch zdań...Coelho przeczytałam raz...i newer rzekłam se:))buziolki
OdpowiedzUsuńQrko :) cieszę się (znów dziś tutaj), że spodobały Ci się moje spostrzeżenia ;)
UsuńChristie dawno nie czytałam, ale kiedyś... :)! Chmielewska nigdy mnie nie przekonała, ale na półce czeka na mnie jej książka "kucharska" ;). Zafon - lubię! :)
Coelho? Ten pan od cytatów w sieci krążących? :D
Tak jak napisałam - najważniejsze, by czytać dla przyjemności, a nie tylko dlatego, że coś jest z półki tych ambitnych, a nas samych męczy...
Buźka!
Rożne dni i nastroje i podobają mi się całkiem inne książki, czasem nawet bardzo lekka pozycja nie daje mi spokoju, czytam - myślę o niej, skończę czytać - jeszcze więcej myślę. A literatura ambitna, dla każdego co innego. Cukierni nie czytałam jeszcze ale jest na liście - warto? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKamilko, coś w tym jest - wiele zależy od dnia i nastroju :)
UsuńMnie cukiernia podobała się bardzo, więc zachęcam. Jeśli robisz takie obyczajowe historie rodzinne to spodoba Ci się na pewno :)
Pozdrawiam!
Nie czytałam żadnej z tej serii. Teraz czytam właśnie jedną książkę, którą męczę i zmęczyć nie mogę;-)Ale doczytam do końca;-)
OdpowiedzUsuńO jak ja nie lubię męczyć książki. To żadna przyjemność! :)
Usuńnie przeczytałam ani jednej, normalnie wstyd! :)
OdpowiedzUsuńa preferencje czytelnicze? ważne, że w ogóle są :) był czas, że pochłaniałam Grocholę i inne Moniki Szwaje, a teraz nieco podniosłam poprzeczkę i nurzam się w Myśliwskim ;)
Ha! Właśnie, ważne, że w ogóle są! :)
UsuńMyśliwskiego nie czytałam nic! Trza nadrobić? ;>
Taaa, literatura nieambitna... Ta, zostałem wywołany do tablicy bo na tym polu czytelniczym mam dużo do powiedzenia. Pewnie dlatego, że moje czytelnictwo oprócz tego że przemyślane to też i przypadkowe. Ot, ksiązka wygrana, ot książka znaleziona na strychu, ksiązka leżąca na korytarzu w szpitalu, książka za receznję.
OdpowiedzUsuńNo i przewineło się kilka mało ambitnych. Mało ambitnych to nie znaczy słabych. Te słabe to jest jakis jeden wielki dramat: ani po polskiemu, ani fabuły, ot po prostu grafomania.
Ale są też mało ambitne książki napisane dobrze. Co prawda jak patrzę na okładki "Cukierni pod amorem" to one jakby definiują przez postulaty książki, po które nie chciałbym sięgnąć, ale nie twierdze że nie byłyby ciekawe jakby sie je otworzyło i nawet sie tego trochę obawiam.
Trafiłem kiedyś na podobną Arno Geiger "U nas wszystko dobrze" (podobną w sensie wnikającą w rodzinę). Nuda jak w polskim filmie. Facet remontuje dom, a pomaga mu w tym dwóch ludzi jeżdzących strasznie brzydko pachnąca furgonetką (ta furgonetka - uwaga: element quasi kryminalny! tak brzydko pachnie poniewaz umarł w niej pan poprzedni właciciel i lażał w niej przez tydzień lub miesiąc - nie pamietam. Rozkładał sie tam). Facet remontując dom rodzinny dostaje co róż po głowie róznymi rodzinnymi refleksjami. Zrywa z dziewczyną bo kocha dom. Nuda, Panie, nuda! No ale się czytało. Się przeczytało i nawet trochę wciągała, trochę odpychała ale potem znów wciągała. Staram sie na wszleki wypadek unikac juz takich opowiadań, ale różnie w życiu bywa...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTak Roberbiku, nie ukrywam, że liczyłam tu na Twą jakąś rzeczową odpowiedź, a wyszło jak wyszło ;)) hłe hłe :P
UsuńCukierni Tobie bym nie zaproponowała. Nudziłaby Cię, więc nawet nie pożyczę :P. Chyba, że jednak chęć będzie wykazana.
A nie jest tak, że często te przypadkowe są naprawdę dobre?
Najgorzej z tymi do recenzji - ktoś czeka na opinię, a przebrnąć się nie da. Nie to, że coś wiem o recenzowaniu ;), ale o problemie z przebrnięciem to i owszem :)
Czytanie ma sprawiać przyjemność i poszerzać horyzonty, a nie tylko poszerzać do granic możliwości ;)
OdpowiedzUsuńja uwielbiam thrillery medyczne, choć chyba jestem w tym dość odosobniona ;)
Ja swego czasu przeczytałam sporo książek Cooka. Potem mi się opatrzyły, ale może warto by było wrócić do tematu :)
Usuńmuszę się skusić!
OdpowiedzUsuńJa mego skuszenia nie żałuję :)
Usuńa to Larsson jest nieambitny? Jeśli tak to ja w takim razie czytuję nieambitne książki :-)
OdpowiedzUsuńCo więcej podobała mi się. Ale jakoś (choć nie czytałam) nie dam się na mówić na słynnego Greya, bo jakoś odrzuca mnie takie ... hm... soft porno, jak mówią co niektórzy :)
No właśnie nie wiem czy jest czy nie jest ;). Ja się nie znam ;)))
UsuńDla mnie Larsson był dobry! Był wciągający i przykro mi było, że to już koniec i że już nigdy nic jego nie będzie...
Greya też nie planuję brać do łap. Słyszałam od kilku osób, że napisany kiepsko, że nie przebrnęły nawet przez połowę. A to, że miliony go pochłaniają nie zachęca mnie wcale.
Temat książek ambitnych i "nie"ambitnych to ciężka sprawa, szczególnie w czasach gdy jakiekolwiek czytanie (nawet instrukcji obsługi) jest na wagę złota. Kiedy studiowałam kulturoznawstwo odniosłam wrażenie, że te "ambitne" pozycje to po prostu książki napisane naukowym językiem. Przekazywały b.mądre informacje, rozkładały na czynniki pierwsze każdy element naszej codzienności itd. itp. ale tak naprawdę, JAK ŻYĆ nauczyłam się z najzwyklejszych powieści, które mówiły o rzeczywistości taką jaką znam. Kiedy przezywa się zawód miłosny, stratę najbliższej osoby, zdradę przyjaciółki, lub po prostu świąteczny obiad się przypali, albo córeczka ma katar, w tedy pocieszenie i zrozumienie znajdujemy w tych najzwyklejszych "nie ambitnych" pozycjach, a nie w rozprawach naukowych.
OdpowiedzUsuńP.S. Kocham cykl Cukierni pod Amorem ! A aktualnie jestem w trakcie czytania Millenium Larssona, więc post jak najbardziej dla mnie :)))
Teraz sobie myślę..., że książki "ambitne" to również te pozycje do których przeczytania (ze zrozumieniem ;)) potrzebny jest już jakiś zasób wiedzy, najczęściej historycznej, politycznej, czy gospodarczo-ekonomicznej itd. itp. Ja niestety charakteryzuje się bardzo krótką pamięciom i żeby w moim móżdżku pozostawały informacje wyniesione ze szkół, musiałabym chyba co parę miesięcy powtarzać notatki ze studiów :( :/ Zazdroszczę ludziom którzy nie mają takich trudności. Znam sporo osób, które bez problemu wyciągają z otchłani swojej pamięci wierszyki, zdarzenia, daty, NAZWISKA (to moja największa zmora ;)), nazwy miejscowości itp.
UsuńNiezapominatko, mądrze piszesz, oj mądrze :). I jako Pani od kulturoznawstwa książki pewnie znasz bardziej niż np. ja po jakiś tam ekonomicznych sprawach ;)
UsuńIdealnie się zatem wpasowałam w Twe czytelnicze "pozycje" :D
A czytałaś Podróż do miasta świateł? Ja nie i nie wiem czy kupić czy nie kupić...
Larsson świetny - jak napisałam wyżej pod komentarzem Jagody - żałuję, że on już nic nie napisze.
Co do pamięci - doskonale wiem o czym mówisz!!! Nawet wczoraj w pracy rozmawiałyśmy o wierszach, że ich absolutnie nie pamiętamy - tych co to w liceum trzeba było się uczyć na pamięć. Moja pamięć jest na tyle słaba, że czasem nie potrafię dopasować autora do książki, aktora do filmu itp.
Od podstawówki prowadzę zeszyt, w którym notuję przeczytane książki. Wczoraj go uzupełniałam - zatargałam stos książek z regału i z dwoma miałam problem! Ostatecznie stwierdziłam, że ich nie czytałam. Jaki z tego morał? Trzeba PAMIĘTAĆ, by ów zeszyt uzupełniać na bieżąco :D
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAmbitna książka? może nią być każda jaką dane nam było przeczytać. Myślę, że wszystko zależy od tego w jakim momencie życia czytamy, w jakim wieku (bo przecież inaczej się rozumie dany tekst mając 20 lat, a inaczej z 40-tką na karku)i z jakim nastrojem zasiadamy do czytania. Każdy indywidualnie podchodzi do ambitnych książek. Świetny wpis. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńAga, czy Ty wiesz jak logiczny jest Twój komentarz odnośnie wieku? :) Tak bardzo, że w ogóle na to nie wpadłam! ;))
UsuńJak byłam mała to Dzieci z Bulerbyn to było COŚ, potem Ania z zielonego wzgórza itd...
Ogromnie mi miło, że wpis się spodobał :))
Pozdrawiam ciepło!
Zaciekawiłaś mnie - z pewnością sięgnę po te książki, bo wydaje mi się, że to typ, który mogę polubić :)
OdpowiedzUsuńHmm... Co do "ambitności" literatury, którą czytam, nie będę się chyba wypowiadać... Bo tak naprawdę mało mnie interesują opinie krytyków - książka ma się po prostu dobrze czytać, ma wciągnąć i sprawić, że jednocześnie będę chciała ją jak najszybciej skończyć, chcąc dowiedzieć się, jaki będzie finał, a jednocześnie chcę ją czytać jak najdłużej, bo sprawia mi to ogromną przyjemność. Wbrew pozorom nie jest to takie łatwe, i szczerze podziwiam autorów, którym się to udaje :)
Nie jest to łatwe, oj nie jest! Wiele jest książek, które fajnie się czyta, ale jakoś długo to trwa, nie sięga się do nich codziennie. Dlatego tym bardziej cieszy mnie jeśli trafię na taką o jakiej piszesz - skończyć szybko, a jednocześnie nie skończyć wcale ;))
UsuńDawno dawno miałam tak z Potterem :))
Uwielbiam czytać, poznawać bohaterów, ich losy, oderwać się na chwilę od realnych problemów i pobyć choć przez chwilę w świecie słów...
OdpowiedzUsuńU mnie też dziś książkowo. ;) Zapraszam do przeczytania recenzji książki Lesley Lokko- Gorzka czekolada u mnie na blogu.
Pobyć w świecie słów :) podoba mi się :)
UsuńCukierniczą trylogię łyknęłam rok temu. W okolicznościach średnio przyjemnych, bo szpitalnych. Byłam zachwycona! Nie przeszkadzał mi ustawiczny jazgot telewizji śniadaniowej i kolejnych odcinków telenowel, którymi żywiły się moje koleżanki z sali :) A na końcu usłyszałam, że jestem mało koleżeńska, bo tylko siedzę w tych książkach i ani ze mną pogadać, ani nic... Cóż zrobić!Rozmawiać - też trzeba mieć o czym :) Wolałam więc ksiażki...
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie życia bez książek. A dobra jest każda, która wzbudza w nas emocje.
ik
Izunia :)
UsuńŁyknęłaś i nawet nie powiedziałaś?! No, ale wybaczam :P
Rozmawiać też trzeba mieć o czym - cudne!!!
Mogłaś koleżankom zasugerować, że telewizja śniadaniowa to taki średni temat do rozmów ;))
To na wszelki wypadek melduję pokornie (żeby nie było!), że aktualnie czytam "Lilkę" M. Kalicińskiej :)
Usuńik
a pożyczyłabyś tę Lilkę? Czy Ty z tych co nie pożyczają? :P
Usuńoch, gdzieś mi zaginął ten twój wpis, miałam zaznaczone do przeczytania i zapomniałam:)
OdpowiedzUsuńhmmm... to mi zabiłaś ćwieka... jak tak sobie myślę, to ja chyba czytam tylko ambitne książki:P właśnie przeczytałam "Ubika" Dicka (ambitna fantastyka) i "Norwegian Wood" Murakamiego (bardzo ambitna, bo to książka niemalże o niczym, a jednak tak piękna i poruszająca, że jeszcze długo ją będę pamiętać:)
bestsellerów nie czytam z założenia i na przekór statystykom sprzedaży (wyjątkiem jest Bridget Jones, no ale to genialnie śmieszny bestseller), babskich książek z reguły też nie czytam (wyjątkiem jest Sekretny język kwiatów, ale okładka tej książki była taaak piękna:)
hmmm... cholera, a jednak czytam też nieambitne książki! właśnie mi się przypomniało, że pochłonęłam całą serię o Sookie Stockhouse (12 książek), czyli True Blood - a to jest szczyt nieambitnoście w literaturze! tylko w oryginale do przełknięcia, nie da się tego czytać po polsku, bo jest to tak prostacko napisane po angielsku, że żaden tłumacz nie dałby rady tego podrasować:) ale serial tak mnie wciągnął, że musiałam poznać dalsze losy bohaterów i po prostu wpadłam jak śliwka w kompot...
a nad tymi cukierniami to się jeszcze zastanowię w takim razie:)))
O kurnasz, to ja naprawdę nieambitna jestem ;D
UsuńNie znam tych tytułów nawet! No Bridget znam :P
Z wampirów to tylko te zmierzchy czytałam - ok, czytało się spoko, ale to naprawdę było mega nieambitne!! Dialogi tak proste, że ech.
To ja nie wiem czy Tobie te cukiernie polecać :P. Nie no daleko im do tych kiepskich zmierzchów, ale pewnie też to zupełnie co innego niż te Twoje ambitniaki ;))
hehe, ale ja się tak tylko wygłupiam! tak naprawdę, to zależy co dla kogo znaczy "ambitna" literatura:) bo fantastce często się tego miana ujmuje, moim zdaniem niesłusznie:D a Murakami to taki japoński, męski odpowiednik naszej Grocholi - w tym sensie, że czyta go cały naród (bo gdyby porównywać styl pisania to Grochola to grafomanka:)
UsuńDobra dobra! Teraz to się nie tłumacz :P, ale przyznać muszę, że jak zmieniłaś front to i ten Murakani coś jakby mi się obił o uszy, haha!
UsuńGrocholę chyba jedną kiedyś przeczytałam i nie. To nie TO.
A fantastyki nie czytam w ogóle. Pottera tylko wciągałam z wypiekami na twarzy :)
Narobiłaś mi smaka na te książki :) Musze poszukać w księgarniach...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Kurko, mnie one smakowały :). Nawet bardzo :)
UsuńZgadzam się z tym, co napisałaś. Akurat tych książek nie czytałam (mam w planach), ale mam na swoim koncie wiele innych, których wielcy krytycy nie zaliczą do literatury ambitnej, no ale... nie tylko taką czytam. I się tego nie wstydzę. Co w tym złego, że raz sięgam po "Chłopów" Reymonta, a innym razem po "Bluszcz prowincjonalny" Renaty Kosin? Ta ostatnia również skłania do rozmów, o których piszesz w swojej notce.
OdpowiedzUsuńBardzo cieszy mnie Twój komentarz i takie... rozsądne podejście do tematu :))
Usuń"Bluszczu..." nie znam, ale może warto poznać, by odrobinę "podyskutowac" ;))
Bardzo dziękuję Patrycjo :))
OdpowiedzUsuńZ ocena Cukierni nie mialam klopotu,bo po
OdpowiedzUsuń1) miejscami jest naprawde dobrze napisana.
2) Bohaterowie choc liczni, to zywi, prawdziwi, slabi i silni, zaleznie od okolicznosci, troche jakby w zyciu...?
3) chapeau dla autorki - wymyslic taka historie? Ile to pracy, wyobrazni...?
4) Moj maz ja przeczytal, jedna po drugiej i trzecia... i byl pod wrazeniem a to nie jest jego rodzaj literatury (ktora ja okreslilabym jako - bez pejoratywnej otoczki - kobieca)
Ambitna-nieambitna zalezy od ambicji :-) albo raczej od tego jak sadzimy ze nasze ambicje oceniaja inni :-)
Tak sobie mysle, ze czytanie to w duzej mierze terapia... na zwykla migrene nie podaje sie antybiotyku... kazdemu zawsze wedle potrzeb lub moze raczej - potrzeby serca i stanu ducha...
Serdecznie
Anna
Aniu, dziękuję za tak wyczerpujący post! :))
UsuńOgromnie mi się podoba Twoje podejście, a porównanie migrenowe jest wręcz rewelacyjne! :D
I jestem pozytywnie zaskoczona, że mąż Twój przeczytał i pozytywnie zaakceptował ;))
Pozdrawiam ciepło :)
Zaskoczona jestem i ja do dzisiaj, wlasciwie... Pamietam jeszcze jego wielkie rozczarowanie, kiedy okazalo sie, ze to fikcja. Poczul sie troche oszukany chyba nawet. Moze wlasnie ta nic historii laczaca calosc wciagnela go tak skutecznie? Najlepszym dowodem na to jest fakt, ze nastepnej ksiazki tej autorki juz nie skonczyl...
UsuńA jutro zapraszam Cie na obszerny wpis ksiazkowy u mnie :-) (Zazwyczaj takich uwag w komentarzach nie zostawiam, ale mam przeczucie, ze nie zostanie to zle przyjete) :-)
Moc serdecznosci
Anna
Wiesz, że ja przez chwilę też myślałam, że to może rodzinna historia autorki? Fajnie gdyby tak było ;)
UsuńA czytałaś tę kolejną czwartą część? Ja nie.
Haha, też zwykle nie piszę zaproszeń, ale czasem trzeba - własnie w jakimś kontekście. I dobrze, że napisałaś, bo myślałam sobie wczoraj co tam polecisz! :))
Uściski :)