Powoli dochodzę do perfekcji.
W organizacji parapetówek ;))
Perfekcja osiągnęła takie stadium, że w dzień imprezy
nie biegam z rozwianym włosem,
z wypiekami na twarzy,
z szalonym wzrokiem
i natłokiem myśli, które graniczą z paniką.
Wszystko dzieje się spokojnie
i zgodnie z planem.
Nuda, co? ;)
Zdarzają się jednak sytuacje, które wyprowadzają mnie z równowagi.
Ostatnio była to pęknięta szklana miska (z Krosna, a więc porządna, polska i ładna).
Tym razem był to tatar z suszonych pomidorów, który z cudną gracją zsunął się z lodówkowej półki i pięknie trzasnął o płytki.
To wszystko wina lodówki!
No bo czyja?
Przecież nie moja.
Ja tylko wyciągałam coś z tej lodówki, a że tatar był obok...
Głupia lodówka!
Czy muszę wspominać, że tatar był w pięknej szklanej miseczce?
W PIĘKNEJ!
On nawet zaproponował, że pojeździ po mieście w poszukiwaniu TAKIEJ SAMEJ PIĘKNEJ miseczki, bo przez łzy usłyszał, że innej pięknej i godnej tego tatara w domu nie ma!
"Poprosiłam", by udał się jedynie do pobliskiego lewiatana.
Taka byłam łaskawa! Ha!
Nawet wrócił z ładnym łupem, ale oczywiście nie nadającym się do tej przekąski.
Faceci czasem muszą mieć stalowe nerwy :D
A jak na spokojną i perfekcyjną organizatorkę parapetówy przystało,
konieczność wykonania kolejnego tatara
nie spowodowała, że goście ujrzeli obłęd w moich oczach...
Ale przepisu na tatara dziś nie będzie.
Nie doszłam jeszcze do takiej perfekcji,
by przed imprezą myśleć o zdjęciach :)
Na poimprezową osłodę i poimprezowy detoks, taki oto deser.
Skład: 700 g truskawek, 2 kubki ugotowanej kaszy jaglanej, 1 kubek mleka ryżowego, +/- 2 łyżki miodu (w zależności od słodkości truskawek i upodobań);
- wszystkie składniki wrzucamy kielicha blendera i miksujemy na gładki mus,
- jeśli konsystencja nam nie odpowiada, dodajemy kaszę lub mleko, jednak z tych proporcji wyszedł fajny gęsty mus :).
Opowiecie mi jakieś Wasze przedimprezowe smaczki? Albo takie związane z wystawianiem panów na próbę?:D
Ech, kiedyś, w zamierzchłych czasach to się imprezowało! Przygotowanie poczęstunku dla 20 osób to była dla mnie normalka. :) Największy szał to była moja specjalność ogórki po syczuańsku. Muszę kiedyś zrobić i podzielić się przepisem.
OdpowiedzUsuńSpotykaliśmy się co tydzień, albo częściej :)
Teraz miałam dwójkę gości w piątek i było bardzo miło, ale ilościowo to stanowczo mi wystarczy. :))
Mus koniecznie zrobię! Ciekawe jak smakuje...
Dla 20 osób jeszcze nie miałam przyjemności... :)
UsuńKiedyś to w ogóle częściej się ludzie spotykali. Nie siedzieli w domach przed internetami i telewizorami. My nawet co tydzień imprez nie robimy, a i tak mam wrażenie, że często kogoś lub się gdzieś gościmy :)
Dwójka w sam raz - bez spiny ;))
Nam bardzo smakowało, ale trzeba lubić kaszę, bo jest wyczuwalna. Osoby jedzące tylko tradycyjnie chyba by się nie zachwycały. ;) Przekonałam się o tym gdy zrobiłam podobny koktajl, ale z jagodami. Nawet nie dopili do końca ;))) i była cisza przy konsumpcji :D no ale tak to już jest jak się nie próbuje nowych smaków. Człowiek nie przyzwyczajony.
Dziś robię podobny mus, ale ze świeżym ananasem. Idealne na kolację.
Buźka!
Ja ostatnio robię zielone koktajle z sałaty, ananasa, kiwi i kiełków. Pycha! :)
UsuńNa pewno pycha! Baaaardzo lubię świeżego ananasa. I zaczęłam hodowlę kiełków w kiełkownicy - fajna zabawa :D
UsuńNasza Mistrzyni :) Szkło potłuczone na szczęście! Deser bardzo mi się podoba, a ciekawa jestem przepisu na tatar :)
OdpowiedzUsuńMiłego!
Kamila, nie szalej ;)))
UsuńPewnie, że na szczęście, nie może być inaczej :D
Tatar pycha, nawet faceci chwalili ;)))
Buźka!
Bardzo ciekawy przepis :)
OdpowiedzUsuńI prosty w wykonaniu :)
UsuńLecę po truskawki. I na pocztę.
OdpowiedzUsuńLeć Hana, leeeeć ;)))
UsuńDzięki :* dziś zrobię przelew :)
Będzie mus, mam wszystko, co trzeba. Na pewno coś sknocę. Krowa poszła:)))
UsuńPrzelew też :) krowa chyba już czeka na poczcie :D
UsuńZapewne nic nie sknociłaś :P
Piękny kolor!!!
OdpowiedzUsuńDeser pyszny i zdrowy :)
ja teraz wsuwam truskawki bez żadnych dodatków, takie lubię najbardziej.
Dawno nie robiłam żadnej imprezy, ale nie zapomnę nigdy takiej, wieeele lat temu, kiedy to na godzinę przed przyjściem gości, nie dość, że pękła rura w łazience, to jeszcze zepsuł się junkers. Nawet nie chcę przywoływać szczegółów!
Ale wspólnie daliśmy radę :)))
A szkło tłucze się zdecydowanie na szczęście!!!
Nie ma innej opcji :)
:*
Olga! Ile ja się namordowałam nad zdjęciami tego musu! Kolor rzeczywiście był taki, a na zdjęciach wychodził pomarańcz... w pierwszy dzień było pochmurno, więc odstawiłam dwie szklaneczki do lodówki i następnego dnia znów robiłam zdjęcia! Mimo słońca znów mi nie szło. ;) Dlatego doceniam, że dostrzegłaś ten kolor ;)))
UsuńNawet nie chcę sobie wyobrażać co się musiało dziać u Ciebie bez junkersa... Na starym mieszkaniu mi junkers padł w środku zimy. Nie było to przyjemne, a co dopiero przy okazji imprezy... ;)
Najważniejsze, że przyjaciele pomogli, a teraz to pewnie ze śmiechem wspominasz ;)
Buziaki!
Ojej...ileż to ja razy wystawiałam swojego męża na próbę...zwłaszcza wtedy gdy zbił mój ukochany kubek w motylki...miałam go tyle lat a on go bezczelnie zbił...po półgodzinnej rozpaczy znaleźliśmy w internecie identyczny! Zamówiliśmy dwa, na zapas:)
OdpowiedzUsuńNo jak on mógł go zbić?!!! Niesamowite jest to, że znaleźliście takie kubki w sieci :))) co by było gdyby nie... :P
UsuńCiekawa jestem tych innych wystawień na próbę ;)
Ostatnio ( kila razy już mi się zdarzyło) jak piekę i się spinam to wysiada mi piekarnik, a wszystko mam wtedy do pieczenia...Złośliwość rzeczy martwych - tylko wtedy;-)
OdpowiedzUsuńMus wart zrobienia:-)!
Naprawdę? Czyli absolutny zakaz spinania się! :))
UsuńMus jest fajny na kolację :)
a ja właśnie wciągnęłam truskawki-ale tradycyjnie -z ryżem-buziaki-szkoda miseczki,oj szkoda:(((
OdpowiedzUsuńQrko, ja nie pamiętam kiedy jadłam truskawki z ryżem... jak to się jadło w ogóle? Ze śmietaną i cukrem jeszcze? Na ciepło?
UsuńRozumiesz mój miseczkowy ból ;))
Cudny kolor musu, skład baaaardzo pyszny, a talerzyk w ptaszory boski.:)))
OdpowiedzUsuńPrzed imprezą to ja zwykle nastawiam sobie ulubioną muzyczkę i zaszywam się w kuchni tracąc zupełnie poczucie czasu, a później wylatuję z niej jak opętana pięć minut przed przyjściem gości, bo włosy nieuczesane.;)) Natomiast Pomocnik Kuchenny jest wystawiany na próbę za każdym razem, kiedy musi jeździć po całym mieście w poszukiwaniu produktów, których istnienie nie dla wszystkich jest oczywiste.;)))
Dzięki Magda :))) tacka w ptaszory - kolekcja ikeowska ;)) (jakżeby inaczej)
UsuńZ oddzielną kuchnią to można się zaszyć. ;)
Domyślam się, ze Pomocnik Kuchenny jest cierpliwy w tych poszukiwaniach? ;)
Tak naprawdę to ci pomocnicy są nieocenieni i praca idzie sprawniej :)
Nooo bardzo cierpliwy, ja poddałabym się po trzecim sklepie.;))
UsuńBez pomocnika anu rusz!:)
Może to temat na osobny post? "Kuchenny niezbędnik to..." ;))
UsuńJa lubie truskawki bez niczego albo jako koktajl z maslanka lub zsiadlym mlekiem, albo kefirem. Chyba by mi ta kasza przeszkadzala. ;)
OdpowiedzUsuńKasza jest wyczuwalna, więc jeśli nie przepadasz to mogłaby przeszkadzać. Chyba, że miałabyś wyjątkowo słodkie truskawki. A koktajl z kefirem to musowo! ;))
UsuńTaaak... Kiedyś to się imprezowało... Może nie na dwadzieścia, ale na szesnaście osób imprezy zdarzało mi się robić :) I to w szesnastometrowym pokoju :) A wpadka przypomniała mi się nie tyle związana z imprezą, ile z krośnieńskim szkłem; daaawno temu, w czasach braków zaopatrzeniowych, przytargałam z rajdu po Beskidach kupiony w Bielsku-Białej duży dzban. Cieszyłam się strasznie, że udało mi się go dowieźć, w plecaku na dodatek! I po kilku zaledwie dniach, chcąc zaprezentować mój nabytek, postanowiłam podać w nim kompot. A że u nas pija się kompot na gorąco, więc bez większego zastanowienia wlałam taki ledwo zestawiony z gazu do mojego pięknego dzbana. I tak zakończyłam jego żywot. Niestety, na kupienie choćby podobnego nie było wówczas szansy, bo musiałabym z powrotem jechać w te góry, a i to nie gwarantowałoby sukcesu :)))
OdpowiedzUsuńNinko, u mnie też przez wrzątek pękło! Zalałam łososia żeby skórę zdjąć i po kilku sekundach "trach". Nawet ładnie pękło... Czyli szkło krośnieńskie nie nadaje się do wrzątku!
UsuńSądzę, że mój ból po stracie mniejszy, bo zawsze mogę kupić... ale to prezent od mamy był. ech ;)
U nas tradycją jest zapominanie o podaniu żurawin do pieczonej kaczki. Tradycja jest tak zakorzeniona, że na lodówce w dzień kaczej imprezy wieszamy kartkę a4 z napisem ŻURAWINY ;) Bo i kaczka jest pyszna (faszerowana) i żurawinki własne też mega, ale najlepiej smakuje duecik... tylko trzeba o tym pamiętać ;D
OdpowiedzUsuń:)))
Usuńno i co? pomaga ta kartka a4??? :D
A średnio, bo czasem przyzwyczajamy się, że coś wisi na lodówce i nie reagujemy :)))
Usuń