W tym roku postanowiliśmy pojechać gdzieś dalej. Obejrzeć coś zagranicznego.
Marzył mi się wyjazd zorganizowany samemu.
Jednak zabrakło na to czasu i może trochę wiary w siebie. :)
Jako, że ostatnie miesiące były intensywne (remonty, przeprowadzka, nauka moja i Pana Wu., no i oczywiście praca, dom, praca, dom) postanowiliśmy pojechać gdzieś gdzie nikt nam nic nie będzie kazał.
Odpadły więc pędzące objazdówki.
Odpadły piękne i historyczne miasta.
Chcieliśmy ciszy i spokoju.
Nie chcieliśmy jednak tygodnia spędzonego na plaży.
Chcieliśmy miejsce gdzie będziemy mogli się poszwendać po okolicy dalszej lub bliższej.
Padło na Kretę.
Każdy kto był opowiadał o niej z zachwytem.
Prawie każdy odradzał hotel 3 gwiazdkowy.
"Będziecie żałować! Bierzcie minimum 4"
Odradzali nam też małej miejscowości.
"Co Wy tam będziecie robić??"
"Przecież to koniec sezonu!"
"Ale jak to? Bez dyskotek?"
(To ostatnie usłyszałam w jednym z biur podróży).
Posłuchaliśmy siebie.
Wybraliśmy się do uroczego (3 gwiazdki) hoteliku w miejscowości Bali, położonej w środkowej części Krety.
W hotelu byliśmy skoro świt i mimo, że doba hotelowa zaczynała się o 14, niemal od razu dostaliśmy pokój. Była to ciemna norka na parterze. :) Absolutnie nas to nie zraziło, jednak Pan Wu powiedział w recepcji, że bardzo chcielibyśmy mieć pokój z widokiem na morze.
I co? Bez problemu taki dostaliśmy! I to z balkonem! Z przyspieszonym biciem serca wdrapywałam się na najwyższe hotelowe pięterko. Na pięterko, na którym był jeden pokoik. Dla nas. O taki.
Wystarczyło zapytać... :))))
Pierwszy dzień spędziliśmy pod znakiem drzemek. Byliśmy naprawdę zmęczeni. Drzemki na plaży spaliły moje łydki. ;)
Kolejne trzy dni spędziliśmy w wynajętym aucie.
Pierwszego dnia pojechaliśmy na wschód. Po drodze stawaliśmy tam gdzie tylko mieliśmy ochotę. Na przykład w uroczej wsi MOCHÓS, w której wypiliśmy grecką kawę (smak taki jak nasza sypanka) i zjedliśmy pyszną szarlotkę. Wcześniej jednak wpadliśmy do osławionego w przewodnikach i przez rezydentów, minojskiego pałacu w Knossos. Nie zrobił na nas wrażenia i cieszyliśmy się, że trafiliśmy na weekend darmowych wstępów. Bardziej polecić możemy grotę Diktejską w górach Dikti. Według mitologii, to w niej urodził się Zeus. Wspinaliśmy się na szczyt po to, by po wilgotnych stopniach zejść w piękną stalaktytową i stalagmitową jaskinię, na dnie której przeszliśmy się ścieżką dookoła małego jeziora.
Pierwszego dnia pojechaliśmy na wschód. Po drodze stawaliśmy tam gdzie tylko mieliśmy ochotę. Na przykład w uroczej wsi MOCHÓS, w której wypiliśmy grecką kawę (smak taki jak nasza sypanka) i zjedliśmy pyszną szarlotkę. Wcześniej jednak wpadliśmy do osławionego w przewodnikach i przez rezydentów, minojskiego pałacu w Knossos. Nie zrobił na nas wrażenia i cieszyliśmy się, że trafiliśmy na weekend darmowych wstępów. Bardziej polecić możemy grotę Diktejską w górach Dikti. Według mitologii, to w niej urodził się Zeus. Wspinaliśmy się na szczyt po to, by po wilgotnych stopniach zejść w piękną stalaktytową i stalagmitową jaskinię, na dnie której przeszliśmy się ścieżką dookoła małego jeziora.
Obiad zjedliśmy w knajpce La Strada, polecanej przez przewodnik.
Smacznie, ale bez szału.
Sam port wywołał we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony ogromny przepych, luksusowe jachty, bogactwo. Idąc w jego głąb widzieliśmy coraz więcej wraków i jednego wielkiego bałaganu.
Piękne stare miasto z klimatycznymi uliczkami i masą turystów! Jednak nie ma się co zniechęcać, bo turyści owi byli leniwi i chodzili tłumnie TYLKO głównym traktem. I tam też w tłumie spożywali drogie posiłki.
Wystarczyło wejść, w którąkolwiek boczną uliczkę, by popodglądać życie Kreteńczyków.
I, by zjeść sałatkę grecką w tak pięknych okolicznościach przyrody.
To była najlepsza sałatka grecka jaką jadłam w życiu. I to było najlepsze jedzenie jakie zjedliśmy w czasie naszego pobytu na Krecie. Knajpka Fáka. Gorąco polecam.
Z Chani wyruszyliśmy na Półwysep Akrotíri.
Tam czekały na nas takie widoki i plaża tylko dla nas! Coś wspaniałego :)
Popływaliśmy i ruszyliśmy dalej na zachód, do miasteczka Kíssamos. Miasteczka gdzie kończy się autostrada (New road). Główna ulica w Kíssamos to bida z nędzą i znów bałagan. Dotarliśmy do portu gdzie postanowiliśmy zjeść rybę. W końcu byliśmy w portowej knajpie! Jaki to był niedobry obiad! Do dziś czuję smak tych ryb...
A nadbrzeżne knajpki w mieście miały taki urok...
Popływaliśmy i ruszyliśmy dalej na zachód, do miasteczka Kíssamos. Miasteczka gdzie kończy się autostrada (New road). Główna ulica w Kíssamos to bida z nędzą i znów bałagan. Dotarliśmy do portu gdzie postanowiliśmy zjeść rybę. W końcu byliśmy w portowej knajpie! Jaki to był niedobry obiad! Do dziś czuję smak tych ryb...
A nadbrzeżne knajpki w mieście miały taki urok...
Nasza ostatnia samochodowa wyprawa odbyła się w kierunku południowym. Czy muszę pisać jak piękne widoki mieliśmy po drodze? Góry mogą wszystko ;))
Odwiedziliśmy jaskinię Melidoni, najsmutniejsze miejsce na wyspie. W jaskini, w pierwszej połowie XIX wieku, 300 mieszkańców wsi Melidoni ukryło się przed najazdem wojsk tureckich. Kiedy mieszkańcy odmówili poddania się, Turcy podłożyli ogień, dusząc dymem kilkaset osób. Dziś, w grocie znajduje się pamiątkowy grobowiec.
Jadąc dalej na południe, zatrzymaliśmy się w Margarítes, wiosce ceramiki. Nie mogłam się napatrzeć na ręcznie wyrabiane cudeńka. W jednym ze sklepików trafiliśmy na miejscową oliwę z oliwek i taką też rakiję. Spróbowaliśmy i jednego i drugiego i bez obawy o smak zrobiliśmy zapasy do domu.
Szczerze mówiąc mogłabym tam zostać cały dzień, ale czekało na nas miasto hippisów, Mátala! A wcześniej, w Moní Arkádiou polecamy pospacerować po XVI-wiecznym klasztorze Arkadiusza.
A co z tą Matalą? Setki lat temu, w piaskowcu, Rzymianie wykuli jaskinie, które wykorzystywali jako katakumby. W latach 60. XX wieku za swój dom uznali je hippisi. :)
W Matali zjedliśmy też obiad. Same greckie specjały, do których serwowano lokalne wino i piwo. Jedzenie było smaczne, bardzo sympatyczna obsługa, więc spokojnie można odwiedzić restaurację "Dwóch braci".
Kolejny dzień spędziliśmy na błogim lenistwie, głównie czytając książki i pływając w morzu. Pan Wu. w czasie tego tygodnia przeczytał aż 3 książki! Chciałabym tak szybko czytać. :)
Przedostatniego dnia pobytu na Krecie, autobusem pojechaliśmy do Réthimnon. Zależało mi żeby odwiedzić je w czwartek, bo właśnie tego dnia tygodnia odbywa się targ.
Samo miasto jest urocze. Znów sporo klimatycznych uliczek i knajpek. Zdecydowanie mniej niż w Chanii, więc dość szybko obeszliśmy okolicę.
Nie ominęliśmy ogromnego weneckiego zamku (fortezza) z XVI wieku. Zamek zwiedza się indywidualnie, bez przewodnika. Poza mapką na bliecie nie ma nigdzie żadnych informacji. Odniosłam wrażenie, że Kreteńczycy wiedzą, że turyści i tak tu zajdą i nie ma co się wczuwać w zwiększenie atrakcyjności zamku. Mam tu na myśli choćby posprzątanie rupieci, których było wiele w różnych miejscach fortecy.
Na zamek warto pójść dla samego spaceru i dla pięknych widoków.
Niestety, bardzo zawiódł mnie targ. Więcej było tam taniej chińszczyzny niż choćby warzyw. Stoisk z lokalnymi produktami, typu oliwa, sery, oliwki, było nie więcej niż pięć! Kupiliśmy fetę na wagę (bardzo dobra) i nic więcej.
Obiad zjedliśmy w tawernie Castelo. Piękne kilkupoziomowe wnętrze, ze starymi kręconymi schodami i metalowymi balustradami. Jako poczekajkę dostaliśmy chleb, masło czosnkowe i pastę z czarnych oliwek (pyszna). Na deser, oczywiście rakija. :)
Szczerze mówiąc mogłabym tam zostać cały dzień, ale czekało na nas miasto hippisów, Mátala! A wcześniej, w Moní Arkádiou polecamy pospacerować po XVI-wiecznym klasztorze Arkadiusza.
A co z tą Matalą? Setki lat temu, w piaskowcu, Rzymianie wykuli jaskinie, które wykorzystywali jako katakumby. W latach 60. XX wieku za swój dom uznali je hippisi. :)
W Matali zjedliśmy też obiad. Same greckie specjały, do których serwowano lokalne wino i piwo. Jedzenie było smaczne, bardzo sympatyczna obsługa, więc spokojnie można odwiedzić restaurację "Dwóch braci".
Kolejny dzień spędziliśmy na błogim lenistwie, głównie czytając książki i pływając w morzu. Pan Wu. w czasie tego tygodnia przeczytał aż 3 książki! Chciałabym tak szybko czytać. :)
Przedostatniego dnia pobytu na Krecie, autobusem pojechaliśmy do Réthimnon. Zależało mi żeby odwiedzić je w czwartek, bo właśnie tego dnia tygodnia odbywa się targ.
Samo miasto jest urocze. Znów sporo klimatycznych uliczek i knajpek. Zdecydowanie mniej niż w Chanii, więc dość szybko obeszliśmy okolicę.
Nie ominęliśmy ogromnego weneckiego zamku (fortezza) z XVI wieku. Zamek zwiedza się indywidualnie, bez przewodnika. Poza mapką na bliecie nie ma nigdzie żadnych informacji. Odniosłam wrażenie, że Kreteńczycy wiedzą, że turyści i tak tu zajdą i nie ma co się wczuwać w zwiększenie atrakcyjności zamku. Mam tu na myśli choćby posprzątanie rupieci, których było wiele w różnych miejscach fortecy.
Na zamek warto pójść dla samego spaceru i dla pięknych widoków.
Niestety, bardzo zawiódł mnie targ. Więcej było tam taniej chińszczyzny niż choćby warzyw. Stoisk z lokalnymi produktami, typu oliwa, sery, oliwki, było nie więcej niż pięć! Kupiliśmy fetę na wagę (bardzo dobra) i nic więcej.
Obiad zjedliśmy w tawernie Castelo. Piękne kilkupoziomowe wnętrze, ze starymi kręconymi schodami i metalowymi balustradami. Jako poczekajkę dostaliśmy chleb, masło czosnkowe i pastę z czarnych oliwek (pyszna). Na deser, oczywiście rakija. :)
Pogoda tego dnia była nieciekawa. Niebo zasnute czarnymi chmurami, przelotne deszcze. Jednak dzięki temu były bardzo duże fale i wieczorem mieliśmy co robić w morzu. ;)
Nasz wyjazd zakończyliśmy uczuciem sytości tej egzotyki. I z przekonaniem, że dobrze wybraliśmy w tym roku, że podjęliśmy dobre decyzje. Zwiedziliśmy sporo. Odpoczęliśmy. Byliśmy w uroczych miejscach. Autem jeździliśmy bez specjalnego planu i to był... najlepszy plan!
Przekonaliśmy się też, że (chyba) wszędzie damy sobie radę sami. :)
To był dobry czas.
A...
Tego wszystkiego nie byłoby gdybyśmy wybrali się na jakąś objazdówkę.
Nie byłoby tego gdybyśmy siedzieli w hotelu i korzystali z usług allinclusive.
Nie byłoby tego gdyby wpadł nam do głowy szalony pomysł korzystania z piekielnie drogich wycieczek fakultatywnych.
Na Kretę pojechać warto. Nie można się tam nudzić. Jest wiele pięknych miejsc, zapierających dech w piersiach widoków, a Kreteńczycy są bardzo sympatyczni. Jednak na wyspie jest wiele przygnębiających widoków. Budowlane trupy, jak je nazwaliśmy na własny użytek, są wszędzie.
Wyglądają bardzo smutno. A do tego, w centrach wszystkich miast, cała masa pustych lokali do wynajęcia.
Zapewne to skutek greckiego kryzysu, ale może też i podejścia Greków do życia. W końcu "Grecy urodzili się zmęczeni i żyją po to, aby odpocząć."
Post ten, jest inny niż wszystkie.
(Jesteśmy w końcu w moim nie-ładzie ;))
Wpis ten, potraktowałam jako pigułkę wskazówek o podróżowaniu po greckiej wyspie. Uznałam, że może komuś przydadzą się nasze niepolukrowane spostrzeżenia i doświadczenia. A i ja chętnie będę wracać do tych wspominków. :)
Garść informacji praktycznych: wynajem auta na miejscu, ze wszystkimi ubezpieczeniami kosztował nas 80€ za 3 dni (zamawiając auto w Polsce przez Internet zapłacilibyśmy 100€). Paliwo kosztowało około 1,5€/l, wydaliśmy około 75€. Za 3 dni fantastycznych wypraw zapłaciliśmy kilkakrotnie mniej niż za 3 dni wycieczek fakultatywnych w miejsca tłumne z ogromem obcych ludzi w autokarze.
Jeżdżąc autem, trzeba pamiętać, że Kreteńczycy jeżdżą jak chcą. Nie patrzą na znaki, potrafią jeździć na czerwonym, a zbliżając się do jakiegoś zakrętu po prostu trąbią, że jadą. :)
Korzystaliśmy tylko z mapy, która była w przewodniku. Nie zgubiliśmy się, GPS jest zbędny.
Ceny wstępów do zamków / muzeów / jaskiń: 3-5€.
Ceny posiłków od około 5€ wzwyż. Nasza najlepsza sałatka kosztowała właśnie 5€.
P.S. Nie zapominajmy, że na Krecie jest bardzo dużo zwierzaków... :)
Kapliczek i kościółków...
I...
I koniec! ;)
Dziękuję za uwagę! :)
Nasz wyjazd zakończyliśmy uczuciem sytości tej egzotyki. I z przekonaniem, że dobrze wybraliśmy w tym roku, że podjęliśmy dobre decyzje. Zwiedziliśmy sporo. Odpoczęliśmy. Byliśmy w uroczych miejscach. Autem jeździliśmy bez specjalnego planu i to był... najlepszy plan!
Przekonaliśmy się też, że (chyba) wszędzie damy sobie radę sami. :)
To był dobry czas.
A...
Tego wszystkiego nie byłoby gdybyśmy wybrali się na jakąś objazdówkę.
Nie byłoby tego gdybyśmy siedzieli w hotelu i korzystali z usług allinclusive.
Nie byłoby tego gdyby wpadł nam do głowy szalony pomysł korzystania z piekielnie drogich wycieczek fakultatywnych.
Na Kretę pojechać warto. Nie można się tam nudzić. Jest wiele pięknych miejsc, zapierających dech w piersiach widoków, a Kreteńczycy są bardzo sympatyczni. Jednak na wyspie jest wiele przygnębiających widoków. Budowlane trupy, jak je nazwaliśmy na własny użytek, są wszędzie.
Wyglądają bardzo smutno. A do tego, w centrach wszystkich miast, cała masa pustych lokali do wynajęcia.
Zapewne to skutek greckiego kryzysu, ale może też i podejścia Greków do życia. W końcu "Grecy urodzili się zmęczeni i żyją po to, aby odpocząć."
***************
(Jesteśmy w końcu w moim nie-ładzie ;))
Wpis ten, potraktowałam jako pigułkę wskazówek o podróżowaniu po greckiej wyspie. Uznałam, że może komuś przydadzą się nasze niepolukrowane spostrzeżenia i doświadczenia. A i ja chętnie będę wracać do tych wspominków. :)
Garść informacji praktycznych: wynajem auta na miejscu, ze wszystkimi ubezpieczeniami kosztował nas 80€ za 3 dni (zamawiając auto w Polsce przez Internet zapłacilibyśmy 100€). Paliwo kosztowało około 1,5€/l, wydaliśmy około 75€. Za 3 dni fantastycznych wypraw zapłaciliśmy kilkakrotnie mniej niż za 3 dni wycieczek fakultatywnych w miejsca tłumne z ogromem obcych ludzi w autokarze.
Jeżdżąc autem, trzeba pamiętać, że Kreteńczycy jeżdżą jak chcą. Nie patrzą na znaki, potrafią jeździć na czerwonym, a zbliżając się do jakiegoś zakrętu po prostu trąbią, że jadą. :)
Korzystaliśmy tylko z mapy, która była w przewodniku. Nie zgubiliśmy się, GPS jest zbędny.
Ceny wstępów do zamków / muzeów / jaskiń: 3-5€.
Ceny posiłków od około 5€ wzwyż. Nasza najlepsza sałatka kosztowała właśnie 5€.
P.S. Nie zapominajmy, że na Krecie jest bardzo dużo zwierzaków... :)
I koniec! ;)
Dziękuję za uwagę! :)
Przepiękne wakacje! Jestem zauroczona!
OdpowiedzUsuńJa też nigdy nie wybrałabym leżenia na plaży albo snucia się w tłumie podczas zorganizowanych wycieczek.
Cieszę się, że mieliście taki cudny czas i dziękuję za wszystkie zdjęcia z tych urokliwych miejsc!
Och, Olgo, dziękuję! :))) Myślałam, że nikt nie będzie czytał tego posta ;))) to mój rekord w długości.
UsuńCo kto lubi, ale wydawanie kilku tysiaków tylko po to, by spędzić czas na leżaku, i to często przy hotelowym basenie, to dla mnie strata kasy.
Czas był cudny, a mimo to, cieszyliśmy się, że wracamy do domu. Chyba o to chodzi w urlopie?
Ściskam! :***
Przecudne wakacje Alutko!
OdpowiedzUsuńTez lubie aktywnie spedzac urlop. Dzien lenia przyda sie kazdemu. Wiec zawsze mozna sobie zaplanowac jak sie zmecza wycieczki:)))
Bardzo urokliwe miejsce wybraliscie. Piekne zdjecia!
Az sie chce tam jechac!:))
Wspaniały post,bardzo pomocny:)
Buziaki:*
Margoś :*
UsuńJa, i w domu lubię mieć dzień lenia. :)
Oj tak, wybór Krety to bardzo dobry pomysł.
Nic, tylko jechać i zweryfikować moje zapiski ;)
O to mi chodziło, by post był pomocny. Podlinkuję jeszcze te knajpki.
Buziaczki :*
Pewnie, że warto!
OdpowiedzUsuńGreckie wypy to jeden z naszych ulubionych kierunków na wakacje.
Niestety, w tym roku niektóre z wysp opanowali emigranci z Afryki...Nieciekawie tam sie dzieje..
Patrząc na Twoje zdjecia, przypominam sobie Kretę i niektóre te same miejsca.
Dobrze, że trafiliście na przyjemny hotel. Naprawdę tak jest, że najczęściej 3 gwiazdki to jedna...Byłam na wielu greckich wyspach i wynajmowaliśmy i pokoje w hotelach i w pensjonatach. Mogłabym książkę o tym napisać...
Polukrowane wspomnienia? - każdy wspomina inaczej i ma inne spojrzenie na te same rzeczy. Ja na przykład zapamiętuję najlepsze momenty i cieszę się każdą chwilą. Unikam niekomfortowych sytuacji na wakacjach.
A lubię czytać wszystkie opowieści o podróżach.
Pozdrowienia!
Ach, Aniu! Że ja nie wiedziałam, że Ty na greckich wyspach jesteś stałą bywalczynią ;)
UsuńTak, śledziliśmy te informacje o imigrantach. Na Kretę nie dotarli.
Wiem, że tak jest naprawdę z tymi 3 gwiazdkami, ale stwierdziliśmy, że będziemy tam tylko spać i nastawiliśmy się na kiepski pokój, nie mieliśmy oczekiwań w tym zakresie, a tu taka niespodzianka! Muszę jednak przyznać, że jedzenie w tym hotelu było bardzo kiepskie.
A co najbardziej polecasz? Pensjonaty, wynajęte pokoje? Tak pytam na przyszłość :)
Miałam na myśli nie polukrowany opis. Napisałam szczerze co mnie zachwyciło, a co nie. Wiele miejsc opisywanych przez przewodnik i przez panie z biur podróży, jako niezbędne i niesamowite, na mnie nie zrobiły aż takiego wrażenie. O to mi z lukrem chodziło. :)
Każdy dzień powinniśmy traktować tak jak piszesz. Staram się to robić, choć przyznam, że ciągle się tego uczę. :) Z każdym rokiem jest jednak zdecydowanie lepiej. :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Wspaniałe wakacje! Podobałoby mi się na tej Waszej wyprawie :)
OdpowiedzUsuńBuziole!
Cieszę się bardzo, Kamilko! :***
UsuńTo ja juz nie musze jechac na Krete, z Twojego posta wiem wszystko i czuje sie jakbym ja sama zwiedzila. :)))
OdpowiedzUsuńPewnie, że nie musisz, wszystko już wiesz ;)) tylko jak zapachy poczuć i słonej wody zasmakować?
UsuńBuziaki, Aniu :)
Fantastyczne wakacje, pozazdrościć :) Dzięki za taką relacje, fajnie było pobyć przez chwilę w innym miejscu :)
OdpowiedzUsuńMagda, bardzo dziękuję za miłe słowa :)
UsuńPozdrawiam Cię ciepło!
cudna relacja! uwielbiam takie klimaty!!!
OdpowiedzUsuńprzepiękne zdjęcia, przepiękne miejsca, przepiękne wakacje!
Mia, ja też! Góry i morze na raz, to musi zachwycać.
UsuńJakby jednak nie było to cholernie ciągnie mnie w Polskę... i w przyszłym roku to ją, znów planujemy spenetrować.
Uściski :*
Wszystko zależy w jakim towarzystwie jedziesz, czy z dziećmi, czy bez... Dobrze, że trafiłaś na 3 gwiazdkowy hotel, który był ok. Na Krecie byłam ponad 11 lat temu. Wtedy byłam zachwycona Ágios Nikólaos i żadnego bałaganu nie pamiętam. Byłam przed sezonem, tłumów nie było i wraków również;-) Fajnie, że jesteście zadowoleni z wakacji - należały Wam się po tak pilnej nauce:-)
OdpowiedzUsuńDlatego ja na razie lubię wyjazdy tylko we dwoje - robimy to co chcemy my, nie musimy się naginać :)
UsuńPrzez 11 lat pewnie wiele się zmieniło, kryzys dotarł i tam, niestety.
Uściski, Marzenko :*
O Boże, jak tam cudownie! No widzisz, nie ma co patrzec na gwiazdki az tak bardzo - 3 gwiazdki to i tak już niemało :-) zdjecia robią ogromne wrażenie :) pozdrawiam i zapraszam :)
OdpowiedzUsuń:)))
UsuńPodobno greckie 3 gwiazdki to lipa. Trzeba o tym pamiętać. My odczuliśmy to w kiepskim jedzeniu.
Dziękuję serdecznie i pozdrawiam :)
to wszytsko w tydzień???
OdpowiedzUsuńI ja pragnę wakacji, natentychmiast!!!
Wszystko! A na koniec zatęskniliśmy za domem ;)
UsuńTo kiedy i gdzie?! :D
Pewnie, że dalibyście radę sami, warto było się o tym przekonać i zboczyć z głównych szlaków, żeby poczuć prawdziwy klimat miejsca;). Fantastyczne zaułki i wąskie ukwiecone uliczki. Świetne zdjęcie samotnego stolika pod drzewem i otwartych na ogród drzwi. Aż żałuję, że zapakowałaś cały wyjazd w jeden post, chętnie bym się podelektowała w jesienne, chłodniejsze wieczory ;).
OdpowiedzUsuńJo, nawet nie wiesz jak bardzo warto było się o tym przekonać :)
UsuńTeż lubię te zdjęcia :) i jeszcze 21 i 55.
Myślałam czy nie rozdzielić postów, ale znając mnie pewnie na jednym by się skończyło... A bardzo chciałam jednak napisać o tym wszystkim.
Dziękuję, Jo za przemiły komentarz. :)
Ściskam!
Byłam tam raz w maju 2013 i obiecałam sobie że wrócę. Było świetnie. A na targ trafiłam w Chanii i był on dosyć spory, byłam zachwycona, było tam wszystko co uprawia się na wyspie, wszystko świeże, pyszne.
OdpowiedzUsuńOgólnie to moge powiedzieć że jest tam syf, ale syf bardzo malowniczy i egzotyczny. Na pewno do niego wrócę.
Wszyscy, którzy byli (których znam) chcą tam wrócić. :)
UsuńChania zapewne ma większy targ. Aż Ci go zazdroszczę ;) ten w Rethymno akurat był cały skąpany w deszczu. Może w ładniejsze dni jest więcej stoisk?
Bałagan jest, ale taki... pasujący do Greków. Tak myślę :)
Fantastyczny spacer w to pochmurne przedpołudnie! Uwielbiam takie zaułki, drzwi, bramy, schody prowadzące do niewiadomokąd. To działa na wyobraźnię i tam jest prawdziwe życie - z dala od szlaków i deptaków. Zawsze tak chodzę będąc w obcym kraju.
OdpowiedzUsuńHano, ja też, zwłaszcza stare drzwi, stare ściany, okna... W wielu bocznych uliczkach były zwykłe mieszkania, często otwarte, a za drzwiami Grek zakładający koszulę przed tv. ;) Za innymi widziałam kuchnię i krzątającą się gospodynię. Nie odważyłam się cykać wtedy zdjęć.
UsuńMogłybyśmy więc razem tak sobie spacerować po tych zaułkach :)
Bardzo dobrze zrobiliście. Te wszystkie all inclusivy są nie dla ludzi! Nie ma to jak wycieczka bez planu, z możliwością kosztowania lokalnej kuchni.
OdpowiedzUsuńWprawdzie nie wiem jak wytrzymaliście bez dyskotek, hrehre, ale daliście sobie radę jak widać. :)
Pokoik cudny, prosty i ze wspaniałym tarasem. Ciekawe czemu próbowali was umieścić w innym...
Zdjęcia pokazują, że było bajecznie, choć i ja pamiętam budynki-trupy i wiem jak one psują okolicę. Szkoda, że wiele tam brudu, śmieci, ale jakoś to się kręci. Te autka - myślałam, że są normalnej wielkości i uznałam, że złapałaś fajny kadr, a to zabaweczki. Uroczy pomysł. :)
Widzę przed jedną z uroczych bram miseczki dla kotów. Czyste! Pełne! A jak oceniasz życie tamtejszych zwierzaków? Ja już chyba bym tam nie pojechała tak mi to jakoś pachnie kocią tragedią na każdym kroku. Może się mylę, ale pamiętam sporo przykrych obrazków.
Byliśmy na Krecie z naście lat temu. Plaża była cudowna - z takich dużych kamieni. Bajeczna! Superpost, superwakacje, Alutko. :)
:))) Tak gwoli wyjaśnienia - mieliśmy allinclusive, bo taka byłą oferta i w zasadzie chcieliśmy mieć komfort jedzeniowy, że w razie czego... ale urlopowy styl bycia zwany allinclusive to nie dla mnie! W ogóle, jedzenie w tym hotelu było niesmaczne, poza świeżymi warzywami i owocami i winem ;)
UsuńZ trudem bez tych dyskotek, oj z trudem ;)
Umieścili nas w tamtym pokoju, bo był już posprzątany. Ten z tarasem może trzymali dla Rosjan? ;)) Dali nam go jednak wtedy gdy pani sprzątająca jeszcze go ogarniała.
Te autka był u hippisów. :)
Wszystkie koty są raczej patykowate, z cienkimi ogonami, ale odniosłam wrażenie, że one po prostu takie są. Nie spotkałam żadnej kociej bidy. W wielu miejscach był miseczki (nawet w knajpkach stały z wodą), albo karma rzucona gdzieś z boku na bruku. Trafiliśmy na kota z obróżką i na tego puchacza ze zdjęcia, który był niesamowicie miękki. Ten, którego karmi Pan Wu. stołował się w naszej hotelowej restauracji, miał duży brzuszek, ale nie wiem czy to nie ciąża.
Psów widzieliśmy mało, ale wszystkie były ok. :)
Na zdjęciu z miseczkami wisi też torba suchej karmy :)
Albo ja nie natrafiłam na smutne obrazki kocie, albo się pozmieniało? Oby to drugie!
Dziękuję Gosieńko :*
Dziękuję Ci kochana za umilenie tego ciężkiego i pochmurnego dnia podróżą po Krecie! Wspaniałe zdjęcia. Jak ja lubię Twoje "Inne" posty!:*
OdpowiedzUsuńAleż proszę! Polecam się na przyszłość ;))
UsuńA te "nie inne" to co? Hę? ;)
:*
takie wakacje lubię najbardziej...bez planu,bez tych tłumów ludzi wsmarowanych olejkami z drinkiem w ręku...
OdpowiedzUsuńcudne zdjęcia!
I ten zapach olejków do opalania unoszący się w powietrzu... ;)
UsuńAle raz wypiliśmy drinki z palemką :D żeby nie było, ze nie ;))
Dziękuję :*
Podobne wakacje spędziliśmy rok temu. Nasz wybór padł jednak na Grecję kontynentalną. Mieszkaliśmy w słynnym Marathonie, a konkretnie tu:
OdpowiedzUsuńhttp://www.wakacyjnywynajem.pl/noclegi/10650-olive/szczegoly
Może się komuś przyda, serdecznie polecam! Świetna baza wypadowa do zwiedzania Aten i okolic. My dojechaliśmy nawet dosyć daleko:)
A twoja relacja fantastyczna! Aż zachciało mi się na tą Kretę pojechać!
O, dzięki za namiar! Kto wie kiedy się przyda :D Fajny dom, można wynająć z większą ekipą :)
UsuńDziękuję Sollet za miłe słowa :*
przeczytałam. całość. pewnie kilka pytań będę miała - to je zadam niebawem :)
OdpowiedzUsuńbardzo braliśmy Grecję pod uwagę w tym roku, ostatecznie stanęło na Chorwacji.
póki co u mnie zmiana. nazwa zostaje, miejscówka inna ;)
zapraszam: http://fotoszepty.pl/
ściskam :)
Śmiało pytaj :)
UsuńI jak Chorwacja? Podobno zachwycająca!
Dziękuję za nowy adres :)
No ja doprawdy nie wiem, jak Wy bez tych dyskotek wytrzymaliście tak długo.;))
OdpowiedzUsuńLubię takie wakacje bez planu, we dwoje, w nieznane... :)
Cieszę się, że wyjazd się udał i że odpoczęliście po tych wszystkich obowiązkach.:)
Hehehe ;)) Ty byś nie wytrzymała, co? ;)
UsuńDla mnie też takie wakacje są najlepsze!
Jutro do pracy :(
ale piękną wycieczkę nam zafundowałaś! :))
OdpowiedzUsuńz zainteresowaniem i z ogromną przyjemnością przeczytałam i obejrzałam Twoją relację, szczególnie że nigdy tam nie byłam, a ciekawska jestem :)
buźka!
Tempo, bardzo się cieszę, że relacja się spodobała, tym bardziej, że pisałam ją kilka godzin :)
UsuńBuziaki!
Więcej o odkrywaniu Grecji: https://www.facebook.com/OdkryjGrecje?ref=ts&fref=ts . :)
OdpowiedzUsuńO jacie, cudownie!!!!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę, naprawdę pięknie tam..
Fajnie mieliście
Pięknie, to prawda. I różnorodnie. Nudy nie ma :)
UsuńAlus piekne zdjecia i opowiesc podroznicza ��przecudnie��
OdpowiedzUsuńDziękuję Justyś :*
UsuńZakochałam się w tej Krecie! szkoda że bez wzajemności,że jej nie poznam,nie dotknę :(
OdpowiedzUsuńBasiu, czemu nie poznasz?
UsuńŚciskam!
Warto! To piękna wyspa :)
OdpowiedzUsuń