Pokazujmy co dobre, ale nie zmuszajmy.
******************
Jako dziecko młodsze i trochę starsze
nie lubiłam całej masy rzeczy.
W czasie Wigilii jadłam tylko sałatkę jarzynową.
Karp? Śledzie? Grzybowa? Pierogi z grzybami?!
Absolutnie!
Podobał mi się zapach smażonej wątróbki,
ale nie ruszyłam jej.
Tęsknym wzrokiem wpatrywałam się w piwną pianę
i gdy w końcu udało mi się jej spróbować
poczułam ogromny zawód.
Jak taka piękna pianka może być gorzka?
Nie znosiłam zapachu topionej słoniny
i nie rozumiałam czemu dorośli TO białe coś jedzą z zachwytem.
Gdy na obiad miały być śledzie z pyrami w mundurkach,
dla mnie był gzik.
Na każdą zupę kręciłam nosem,
a na barszcz i żurek przede wszystkim.
Kasza jęczmienna?
Nieee, wolę gryczaną.
Banany?
Przecież to mdła papka!
Ciemny chleb?
Jak tata może to jeść?
Pewnie mogłabym tak jeszcze wymieniać i wymieniać...
ale jest ważniejsza rzecz.
Nie pamiętam, by ktokolwiek zmuszał mnie do jedzenia czegokolwiek.
Nie pamiętam nakazów i zakazów jedzeniowych.
Poza jednym.
Babcia zmuszała mnie do zjedzenia zupy owocowej.
Chciało mi się płakać i było mi niedobrze.
Do dziś nie tknę!
Za to jem wszystko co wymieniłam wyżej.
Nie ma nic lepszego niż zupa, zwłaszcza w chłodne dni.
I można jej nagotować na dwa dni i mieć spokój.
Wątróbkę pokochałam, grzyby również,
a ze śledziami się zaprzyjaźniłam.
O miłości do chleba pisać nie muszę.
Na banany może nie patrzę już aż tak krytycznie,
ale w zasadzie prawie ich nie jadam.
Jestem przekonana,
że jem to wszystko,
bo rodzice mnie nie zmuszali.
Bo jedzenie kojarzy mi się z czymś dobrym.
Jak może być inaczej skoro zawsze jadłam moje ulubione smaki?
Jak może być inaczej skoro nigdy nie czułam stresu związanego z jedzeniem?
Nie zmuszajmy dzieci do jedzenia.
Pokazujmy co dobre, ale nie zmuszajmy.
******************
A dziś, dorosła, z ochotą wzięłam udział w akcji Regionalne Smaki, organizowanej przez Renatę. W ramach styczniowego wydania Renata zaproponowała śląską sałatkę śledziową o wdzięcznej nazwie - Hekele. Więcej informacji o tradycji przygotowania tej sałatki znajdziecie tutaj.
Skład: 3 solone płaty śledziowe (dałam 4), szczypiorek z dymką, 1 jajo ugotowane na twardo (dałam 1,5), 2 ogórki kiszone, garść koperku, 2 łyżeczki musztardy francuskiej, 2 łyżeczki musztardy miodowej, pieprz;
- śledzie moczymy, do momentu gdy uznamy, że nie są dla nas za słone,
- śledzie, jajo, ogórki kroimy w kostkę,
- siekamy szczypiorek, dymkę i koperek,
- wszystkie składniki mieszamy,
- dodajemy wymieszane wcześniej musztardy,
- doprawiamy pieprzem,
- odstawiamy do lodówki na godzinę;
Osobiście dodałabym do tej sałatki więcej jajek. :)
Napiszcie czego nie jedliście w dzieciństwie. Jecie to dziś?
Czy może macie jakąś jedzeniową traumę, jak ta moja zupa owocowa?
Czy może macie jakąś jedzeniową traumę, jak ta moja zupa owocowa?
******************
Hekele na blogach:
Mnie, na szczęście, też nie zmuszano do jedzenia..niejadkiem nie byłam, ale miałam swoje tzw. wstręty.Zupy owocowej nie jadałam ( kompot na ciepło, fuu ) i nie jem do tej pory.To samo z bułkami i białym chlebem-nie było i nie ma opcji. Za to jadałam namiętnie mięso...a teraz nie jem. I w szkole zawsze byłam zwalniana z picia obowiązkowej szklanki mleka ( miałam zaświadczenie od mamy-psychiatry :p) a teraz wypijam minimum litr dziennie.
OdpowiedzUsuńA taką sałatkę robiło się i robi u mnie w domu - chociaż my z Lublina :)
Z białym chlebem i bułkami to ciekawe, bo zwykle dzieci to uwielbiają.
UsuńJa mleka nigdy nie lubiłam i nie piłam. Do dziś mi to zostało. Kapkę do kawy, kakao jak najbardziej, budyń pycha, ale mleko mleko nie wchodzi w grę.
Jak to się zmieniają te nasze smaki... :)
Ciekawe czy od zawsze się to jadało w Waszych stronach, czy może czasy prl-u przyniosły tę sałatkę do Was ;)
a może to być ten PRL...albo inwazja specjalistów z Zagłębia, jak u nas kopalnię Bogdanka otwierali :p
UsuńMnie zmuszano w dzieciństwie do wszelkiego jedzenia, bo ponoć jadła za mało. Ale ja widzę jakie ilości jedzenia próbuje wmusić w moje dziecko moja rodzicielka, to śmiem sądzić, że jadłam zupełnie normalnie. Poprostu nie pozwalałam się przekarmiać;)
OdpowiedzUsuńMój syn jest dzieckiem, które bardzo lubi próbować nowych smaków. Jadł już wszystko... oprócz śledzia. Pewnie i do tego dorośnie, w końcu jego rodzice uwielbiają śledzie;)
Bardzo dziękuję z wspólne pichcenie i zapraszam ponownie.
Pozdrawiam serdecznie
Renata
I bardzo dobrze, że nie pozwalałaś się przekarmiać! A skoro prowadzisz kulinarnego bloga, to bardzo dobrze poradziłaś sobie z tym zmuszaniem. :)
UsuńI na śledzia przyjdzie czas u Twojego syna. Nie znam dziecka, które lubi śledzie ;)
Ja również bardzo dziękuję i do zobaczenia!
Alu,
OdpowiedzUsuńciekawie piszesz o swoich nie-smakach.
Ja pamiętam, że nie lubiłam marchewki do drugiego dania, takiej krojonej w kostkę.
Szpinaku, bo w przedszkolu dawali bezsmakową breję.
Lanych klusek na mleku, bo wydawaly mi się absolutnie niesmaczne.
Kostek kaszy manny do rosołu, bo kochałam makaron!
A Twoje hekele prezntuje się wspaniale!
Dobrze, że już przyjaźnisz się ze śledziem.
POzdrowienia!
A dziś te smaki zapewne lubisz? :)
UsuńMarchewkę gotowaną zawsze lubiłam. Szpinak też, bo nie pamiętam go z przedszkola, a mama zawsze robiła go z jajkiem, więc wyglądał ładnie, zielono-biało-żółty.
Dziękuję, Aniu, za miłe słowa!
Ślę uściski :)
Moja lista nielubianych rzeczy jest bardzo krótka: MLEKO! - absolutna obrzydliwość, ale kefir, jogurt jak najbardziej:) Jedne rzeczy lubię mniej, inne bardziej, ale bez konkretnej awersji:) A śledzie są bardzo o`key, dlatego dziękuję za wspólne pichcenie:)
OdpowiedzUsuńniko, ja tak nie lubię mleka, że o nim zapomniałam! ;))) Nie lubiłam jako dziecko i nie lubię dziś. Dodaję tylko kapkę do kawy. Lubię za to produkty mleczne, albo kakao, budyń... Jednak mleko jako takie nie przejdzie.
UsuńJa również dziękuję! :)
Buraczki (ale nie barszczyk, bo ten uwielbiam) i czerwona kapusta, watrobka i wszystkie inne wnetrznosci, flaki (nigdy nie probowalam, ale nazwa mi wystarczy) - tego m.in. nie jadam do dzisiaj.
OdpowiedzUsuńNo i WIADOMO-CO. :)))
Ja w sumie lubię te rzeczy, które wymieniłaś, poza wnętrznościami. Jem tylko wątróbkę, a całej reszty nie próbowałam, więc nawet nie wiem jak smakują. Flaków też nie jem. Kiedyś próbowałam sam płyn i był smaczny. Na resztę się nie odważyłam ;)
UsuńNo, WIADOMO CO jeszcze :P
Apetyczna ta Twoja sałatka! Wspaniale wygląda w tym słoiczku!
OdpowiedzUsuńŚledzie to jednak nie moje smaki, chociaż u mnie odwrotnie niż w samolocie, bo
jako dziecko zajadałam się nimi :)
Nas nigdy Rodzice nie zmuszali do jedzenia.
Kluseczki i zupy owocowe, naleśniki i placuszki zawsze były w czołówce mojego dzieciowego jedzenia a teraz niekoniecznie hihihi
Starość :)
Kamilko, dziękuję bardzo!
UsuńZajadałaś śledzie jako dziecko?? Wow! Nie znam dziecka, które lubi śledzie ;) i aż dziwne, że dziś ich nie jadasz :)
Trochę Ci się odmieniło ;) naleśniki, placuszki lubię, ale tak kilka razy w roku ;)
Staruszko :P buziaki ;)
Nie jadłam móżdżku w dzieciństwie, nie jadam do dziś. Jestem w tych sprawach dość konsekwentna:). O, jeszcze brukselki - jako dziecko zwracałam.
OdpowiedzUsuńMóżdżku też nigdy nie jadłam! I nie wiem czy zjem...
UsuńBrukselkę lubię dopiero od kilku lat, więc może na móżdżek przyjdzie pora? ;)
Nie lubiłam i nie lubię do dziś ale mniej: Ogórka surowego, arbuza i mleka świeżego.
OdpowiedzUsuńDzieci nie zmuszam natomiast chrześniaka kiedyś próbowałam do fasolki zmusić, taja ciocia niedobra byłam. Chrześniak je : Dżem, nutelle, szynkę tylko " babuni" i sos pomidorowy koniecznie z proszku z rozgotowanym na miazgę makaronem.
Futrzaku, mleka razem nie wypijemy ;)
UsuńJak byłam mała to nie lubiłam arbuza pokrojonego w półkola, bo byłam cała brudna od tego. Unikałam więc arbuza :) a teraz jem rzadko i musi być pokrojony w kostkę ;)
Chrześniak nie jest wymagający kulinarnie :P nie zdziwię się jak za jakiś czas zupełnie zmieni upodobania. ;)
teraz w wychowaniu dzieci króluje tzw. rytuał stołu. Sadzasz dziecko od najmłodszych lat ze wszystkimi przy stole i sięga po co chce :) Ten "rytuał" dopiero przede mną... ciekawe jak to będzie z Najmłodszą. A Dziewczynki zawsze jadały to na co miały ochotę... a to czego nie chciały jeść to nie jadły;))) Ja byłąm tak samo wychowywana i żadnych traum z dzieciństwa nie pamiętam.
OdpowiedzUsuń:******
Fajny taki rytuał. Dziecko jest wtedy ze wszystkimi i przy wszystkim, może obserwować, jedzeniowo doświadczać. :)
UsuńPrzeczytałam ostatnio fajny tekst Polki mieszkającej w Stanach, m.in. o tym co w jakim kraju daje się jako pierwszy posiłek dziecku. U nas jest to marchewka i jabłko, a Hindusi daliby soczewicę... :))) tu jest ten tekst http://lifeabroad.pl/matka-ekspatka-czego-nauczylam-sie-wychowujac-dziecko-za-granica/ bardzo ciekawe spostrzeżenia.
Emko, czyli mamy podobne doświadczenia i podejście jedzeniowe :)
Ściskam! :***
lubię taką sałatkę i czasem robię nawet:))
OdpowiedzUsuńbardzo mądry post alucha
ja raczeje nie mam na sumieniu zmuszania dzieci do jedzenia
mam taka nadzieję
:))
UsuńDzięki, Rybciu :)
Jakbyś miała, to byś to zauważyła. Chyba ;)
Nie pamiętam, żeby mnie zmuszali do jedzenia, ale byłam strasznym niejadkiem, więc coś tam pewnie we mnie wmuszali, żebym nie umarła z głodu.;) Nie mam jednak z tym związanych żadnych traum, pamiętam tylko, że wręcz nie cierpiałam chleba z dżemem, który serwowali na wszelkich koloniach i obozach, i do dziś go nie jem.;) A zupy owocowej na szczęście się u mnie w domu nie robiło.;)
OdpowiedzUsuńZdjęcia baaaardzo apetyczne!
Uściski!
Nie mam w pamięci chleba z dżemem... Pamiętam za to chałkę na szkolne śniadanie. Cała wielka chałka dla dziecka :D zjadałam wierzch, a resztę dawałam psu, który biegał po szkolnym boisku. :)
UsuńDziękuję, Magda! :D
Buźka!
lista tego czego nie lubiłam nie miałby końca, łatwiej napisać co lubiłam
OdpowiedzUsuńw Wigilię jadłam tylko ruskie pierogi, reszta to był płacz, lub podrzucanie do talerza młodszej siostry
i tak to trwało do 6 kl. SP potem nagła zmiana
co ciekawe pochodzę z rodziny restauratorów i jedyne co lubiłam to czytać starą lwowską książkę kucharską babci i ona mi opowiadała o tym co jak smakowało, bo część potraw była niedostępna - brak było potrzebnych produktów i chyba przez to studiowanie i te opowieści nagle zaczęłam jeść wszystko
łącznie z óżdżkiem cielęcym
flaki zawsze lubiłam, jadałąm je od zawsze w restauracji dziadka, koszmarem był kożuch w mleku, rosół, pomidorowa, uszka, kompot z z wędzonych śliwek, buraczki na ciepło ( nie lubię do dziś)
teraz chyba nie lubię tylko ogórkowej, któą robię jednak dla dzieci, bo lubią
nie zmuszałam nigdy ich do niczego, bo mnie przymuszano, więc wiem jakie to straszne
jednak rozumiem chyba trochę mamę, ja byłam strasznie chuda i sama nigdy bym nic nie zjadła
śledzie takie robię
lubię też sałatkę żydowską do śledzia
:*
Hahaha, czyli mamy podobnie!
UsuńJak byłam dzieckiem to mama jeszcze nie robiła ruskich, zaczęła później. Dlatego tę sałatkę jadłam w Wigilię ;)
Sonic, ja dopiero dziś się dowiaduję, że Ty z takiej rodziny pochodzisz??? JAk to tak? Może napiszesz co nieco o tym na blogu?
Kożuch i mleko to koszmar. Kożuch budyniowy... pycha!
Nigdy nie piłam kompotu z wędzonych owoców. Piłam tylko z suszonych i lubię go bardzo, ale od kilku lat ;)
Ogórkową lubię. Kwaśne smaki są mi bliskie.
Za móżdżek Cię podziwiam ;)
Mądra z Ciebie mama, wiesz? :)
:*
O prosz,e tyle rodziny mam na Ślasku, a Hekele nie znałam! o:
OdpowiedzUsuńNie znałaś tej nazwy, czy w ogóle takiego wydania śledzi? :)
UsuńNie pamiętam z dzieciństwa traumy wmuszania jedzenia, chyba nikt mnie do niczego nie zmuszał. Pewnych potraw się u nas w domu nie jadło, bo nikt ich nie lubił, mnie to nielubienie też zostało. Flaki na przykład. Próbowałam już jako dorosła, ale nie smakowały mi. Z zup owocowych jadło się u nas wiśniową, z własnych wiśni i była pyszna, z domowym makaronem, a moja Mama jako jedyna w rodzinie lubiła też jabłkową.
OdpowiedzUsuńMama robiła też rolmopsy śledziowe i smakowały mi, ale zupełnie nie pamiętam ile miałam lat, jak pierwszy raz je jadłam.
Twoja sałatka wygląda smakowicie i z pewnością ją zrobię.
Zdjęcia zachęcają do spróbowania!
Olga, podziwiam Twoją mamę za zupy owocowe! Naprawdę :)
UsuńU nas bardzo długo nie było zwyczaju robienia ruskich pierogów. Mama w końcu popytała jak się je robi i tak się zaczęła wielka miłość do tej potrawy :))
Dziękuję Olguś za miłe słowa :) ściskam!
Czasem robię zupę wiśniową, to zupa typu krem, przecierana, pachnąca szczyptą cynamonu i goździkiem, z kleksem słodkiej śmietany :)
UsuńDlatego nie rozumiem jeśli ktoś pisze "ciepły kompot". Ta zupa z kompotem nie ma nic wspólnego! :)
Ściskam :*
A kompoty to ja bardzo lubię! Zwłaszcza czereśniowe, ale wszystkie inne też :)
UsuńMama nigdy nie zmuszała mnie do jedzenia (byłam klasycznych niejadkiem), Babcia też była wyrozumiała, obie jednak miały misje wmuszania mi ciepłego mleka. Nienawidziłam go! Młodej nigdy nie zmuszałam do niczego (mleko dostawała w postaciach 'zaciemnionych' inki, kakao, czekolady) proponowałam tylko 'spróbuj'. Mogła odmówić jedzenia śledzi, kaczki, buraczków... Z czasem polubiła to wszystko wyjadając Tedowi krupnik, sałatki śledziowe, kaczkę faszerowaną kaszą gryczaną i inne rzeczy, których nie jadają dzieci. Cieszę się, że ma smaczne wspomnienia z dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńCiepłe mleko! Fuj!!!
UsuńTwoje podejście do Młodej, to jest super podejście, dreamu!
Zapomniałam Ci napisać, że Tedowi bardzo spodobała się sałatka... chyba spróbuję, zwłaszcza, że jest z musztardą, a nie z majonezem czy śmietaną. Może i ja zjem trochę :D
UsuńSuper, cieszę się! Daj znać jak smakowała :))
UsuńOwszem, kożuch na mleku. Zawsze miałam odruch wymiotny, gdy dostał mi się do ust. Parę razy to nawet pojechałam do tej Rygi. Zmuszano mnie do picia mleka, bowiem byłam chorowita - w dzieciństwie chorowałam na gruźlicę, która wówczas była dość powszechna.
OdpowiedzUsuńDo dziś kożuchów nienawidzę, błeee...
Ojej :( kożuch jest czymś okropnym. Czy jest ktoś, kto lubi kożuch mleczny?
UsuńCiekawa jestem czy to mleko w ogóle pomogło w tej gruźlicy...
Pozdrawiam Cię, Urszulo :)
Prezentuje się genialnie ta sałatka :)
OdpowiedzUsuńMiło mi :)
UsuńPamiętam tylko niechęć do wątróbki i szpinaku na szczęście nikt mnie do jedzenia nie zmuszał:)teraz jadam wszystko i z chęcią poznaje nowe smaki
OdpowiedzUsuńAlutko Twoje zdjęcia "nabierają rumieńców"
Pozdrawiam słonecznie
I tak powinno być. Nie chcesz, nie jedz, a później bez traum po wszystko sięgamy :)
UsuńIguś, sprawiłaś mi ogromną przyjemność tymi słowami. Wprowadziłam pewne zmiany w moim fotografowaniu i cieszę się, że to dostrzegłaś. Ty, mistrzyni "zdjęciowa" :))
Uściski!
Sałatka prześlicznościowa w tym słoiku.
OdpowiedzUsuńJa lubiłam kaszkę manną na mleku, teraz bym nie zjadła. Nienawidziłam kożucha na mleku, bleee
Poza tym raczej wszystko jadłam, nawet szpinak. :)
Dzięki, Gosiu :)
UsuńManną też lubiłam, z sokiem malinowym. Dziś bym zjadła! :)
Szpinak jedliśmy całą rodziną. Mama przynosiła wiaderko z ogródka, a to i tak było mało na naszą czwórkę ;)
Salatka pobudzila moje slinianki tak, ze zaslinilam klawiature. ;)
OdpowiedzUsuńNie zmuszali mnie, ja tez nie zmuszam, ale smuci mnie ze moje starsze dziecko liste produktow ktore lubi zaweza zamiast poszerzac. Kiedys lubila wszystkie warzywa, teraz na liscie jadalnych sa tylko trzy. Nie zmuszam i licze ze moze to tez sie kiedys jeszcze odwroci.
Lolu, odwróci się, no musi się odwrócić! Trzymam za to kciuki :)
UsuńJak fajnie podana :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, Sosno, że się podoba :)
Usuń