Prezentów urodzinowych było kilka, ale tylko jeden ważył 6 kg, był pomarańczowy i dość nieporęczny. A na dodatek ciężko było się do niego dobrać! A wszystko przez Paulettę. A może przez Owiecę?
A było to tak. U Owiecy przeczytałam o dyniowej zupie. Przeczytałam z rezerwą. Z rezerwą, bo nie znoszę dyniowych pestek. Nie znoszę do tego stopnia, że nawet chleba z dynią nie zjem. A przecież smak pestek dyniowych równa się smakowi wszystkiego co dyniowe ;D. Owieca napisała, że absolutnie nie, o czym kilka dni później przekonałam się podczas spotkania babeczek z rodzynkiem (rodzynek ów, to ten rudy maleńki kiciuś). Pauletta (główna organizatorka) uraczyła nas kremową zupą dyniową, która nie smakowała jak pestki! Eureka! A smakowała bardzo dobrze ;).
A, że kilka dni później, była impreza urodzinowa, Gosia z Sajmonem obdarowali mnie tą wielką kulą.
Z kulą nie mogłam sobie poradzić - twarda jak diabli. Na szczęście Siwy ją rozłupał, pokroił i obrał - nie tak bezinteresownie ;).
I tak, z pomarańczowych kosteczek powstała zupa:
- 1 dużą marchewkę, 1 średnią pietruszkę, 1 nieduży seler, 1 średni por zalewamy wodą i stawiamy na gaz,
- wsypujemy kilka ziarenek pieprzu i ziela angielskiego i 3 listki laurowe,
- dodajemy 1-2 kostki bulionowe,
- jak się zacznie wszystko gotować wrzucamy ok 1kg dyni pokrojonej w kostkę,
- jak wszystko będzie miękkie, wyłączamy gaz, wyławiamy ziarenka i listki i resztę traktujemy blenderem,
- zupkę podgrzewamy i doprawiamy ziołami prowansalskimi, papryką ostrą, 3-4 startymi ząbkami czosnku i czym jeszcze chcecie ;),
- podajemy z uprażonymi pestkami dyni (uprażone to mniejsze zło niż nieuprażone ;) ) i/lub z natką pietruszki;
Zupę robiłam pierwszy raz i wyszła mi odrobinę za słodka (dałam więcej marchewki niż tu w przepisie). Minusem tej zupy (wg mnie oczywiście) jest to, że nie da się jej zjeść za dużo (zrobiłam jej 2 razy więcej niż podaję), a ja lubię zupy, które je się na więcej niż jeden obiad ;).
A na zakończenie, rodzynek :)
Mam jeszcze pol dyni i zastanawiam sie nad zastosowaniem :) Myslalam wlasnie o zupie.
OdpowiedzUsuńKot rządzi, widać, że broi :)
no i pięknie! brawo! :))) niezła sztuka swoją drogą. a ja w weened jadłam u mojej Przyjaciółki z dodatkiem kuminu i chilli. orientalna, ale pyszszna... też Ci polecam gorąco :)
OdpowiedzUsuńKatie - mówisz i masz ;), pomysł jest. A swoją drogą to w sieci widziałam mnóstwo fajnych przepisów, nawet na ciasta i makarony :).
OdpowiedzUsuńOwieca dzięki ;). Niezła niezła! Nie ma to jak dodatek chilli - przepadam za ostrymi przyprawami :).
Pozdrawiam Was :)
Wygląda rewelacyjnie :)
OdpowiedzUsuńDziękuje za wizytę i udział w candy- powodzenia! :)
zupka prezentuje się znakomicie, a ja bardzo lubię pestki dyniowe :)
OdpowiedzUsuńDzięki siostry ;). Magda, ja wolę słonecznik ;)
OdpowiedzUsuńOryginalny prezent:) Podoba mi się bardzo. Ja lubię chleb z pestkami dyni, kiedyś nawet, gdy piekłam bułki myślałam o pestkach, ale nie miałam niestety... .
OdpowiedzUsuńJaKa, prezent też mi się spodobał :). A do pestek nie wiem czy kiedykolwiek się przekonam ;)
OdpowiedzUsuń