Wielu o szczytach marzy. Wielu do szczytów dąży. Wielu na szczyty się wspina. O jakich szczytach mowa? Górskich? Popularności? A może o szczytach głupoty na które wspinają się czuby (a nawet czubki)? Nie nie, nie o to - to byłby szczyt wszystkiego! :)
Bohaterka książki, którą przeczytałam w pociągu relacji ZG -> Warszawa Centralna i Warszawa Centralna -> ZG, nie osiągnęła szczytu głupoty, choć na pewno znajdą się tacy, którzy tak stwierdzą. Nie wspięła się też na jakikolwiek szczyt górski, bo w temacie ruchu i sportów wszelakich osiągnęła szczyt lenistwa :).
Poza nim - nieśmiało można mówić o szczycie popularności. W dziedzinie humoru. Może nawet i absurdu.
A co do tego wszystkiego mają czuby? Poza tym, że na upartego można je uznać za synonimy? Po prostu to, że mowa o Marii Czubaszek. A nawet o wywiadzie Artura Andrusa z nią.
Bardzo lubię ją. Bardzo lubię jego. Mimo, że spotkałam się już z opiniami, że Ona jest przereklamowana, a on tym bardziej. Że jego wszędzie pełno. Może to prawda, ale ja tego nie wiem, bo mnie wszędzie pełno nie jest. A tam gdzie jestem Oni bywają. Owszem, bywają nierzadko, ale jednak w granicach rozsądku (czy absurdalnego rozsądku?).
Dzięki mej sympatii do Powyższych, z chęcią pożyczyłam od Ajwonki książkę "Każdy szczyt ma swój Czubaszek". Książkę pełną wspomnień głównej zainteresowanej. Mimo, że ona sama wspomnień nie znosi. Mimo, że przeszłością nie żyje. Mimo, że nie pamięta co i jak dokładnie było albo gdzie co jest. Jak się dowiemy, wiele ważnych staroci jest w TAPCZANIE i na REGALE.
Jakiego podejścia by Pani Maria do wspomnień nie miała, to dzięki upartości Artura Andrusa dowiemy się z kim się spotykała, kogo pobiła, jakich miała przyjaciół, gdzie piła wódkę, gdzie pracowała, co wspólnego z nią ma Kofta, Polański i Supron. Aaa, no i Barbra Streisand.
Poznamy też kulinarne zdolności Pani Marii, a raczej ich brak. Dzięki temu nabyła niezwykłą umiejętność. Podpalania wszystkiego. Na czele z rękawicami kuchennymi.
Ale ale, wprowadziłam Was w błąd. Maria Czubaszek nie osiągnęła szczytu anty-kulinarnego. Bo co? Bo to:
"Jest chłodny jesienny wieczór. Maria, zmęczona ukochaną pracą, krząta się po skromnej kuchni, szykując skromnymi rękami skromny posiłek. Ale zasoby jej są skromne. Wrzuca więc na patelnię wszystko, co pozostało w spiżarce, a gdy zażywa wreszcie pierwszą łyżkę potrawy, z uchylonych gwałtownie ust wyrywa jej się historyczny okrzyk: 'Cóż za piekielne jaja!!!'".
"Do rondla lub średniej wielkości patelni wlewamy cztery, pięć łyżek oliwy. Gdy oliwa jest wrząca, przysmażamy w niej spory ząbek czosnku pokrojony na cienkie paseczki. Gdy silnie się przyrumieni, wyławiamy go z oliwy i odrzucamy, natomiast w oliwie podsmażamy krótko drobno posiekaną cebulkę, po czym dodajemy dwie filiżanki keczupu pomidorowego, łyżeczkę posiekanej pietruszki, szczyptę tymianku, pieprzu, soli do smaku. Gotujemy na małym ogniu, często mieszając, piętnaście minut. (...) Tak! To przepis na sos do potrawy zwanej u nas "piekielne jaja" (...). Cztery, do pięciu lekko ubitych widelcem jaj wlewamy do patelni i delikatnie mieszamy z sosem, po czym pozwalamy dojść potrawie przez piętnaście minut. Przygotowujemy grzanki. Na jeszcze ciepłe nakładamy warstwę jaj i posypujemy suto tartym serem gouda. "Piekielne jaja możemy podać do herbaty, ale lepiej smakują z kieliszkiem czerwonego wytrawnego wina."
W całej tej długiej rozmowie nie mogło zabraknąć opowieści o psach. Opowieści bardzo ciekawych i wzruszających. I nie mogę nie wspomnieć o fantastycznych rysunkach Wojciecha Karolaka.
Książkę czytałam z uśmiechem na twarzy. Czasem zbyt wielkim i zbyt głośnym - osiągnęłam szczyt zapomnienia o tym, że jestem w taborze. I właśnie za to lubię podróż pekapem - nawet tak długą jaką była ta. Ale to już inna historia... Z resztą czy rzeczywiście była długa, odczuwalnie długa? :)
P.S. Czy wypróbować przepis na piekielne jaja? Jak myślicie? :)
P.S.2. A jak zmiana dekoracji na blogu? Przyjmuję krytykę na klatę :)
P.S.2. A jak zmiana dekoracji na blogu? Przyjmuję krytykę na klatę :)
Kurczę, myślałam, że źle kliknęłam... zmiany na blogu, inne zdjęcie - świetne!!! Alutka super z Ciebie kobietka.
OdpowiedzUsuńMaria Czubaszek jak dla jest fantastyczną babką, taką na luzie, szczerą, z humorem;)
Kiedyś słyszałam jej wypowiedź przed świętami, że nie gotuje, a zamawia catering;)))
Hehe, dobrze dobrze :). Do zmian zabierałam się jakiś czas, ale chyba w tym przypadku były to zmiany na lepsze - jak myślisz? :)
UsuńDziękuję za miłe słowa :*
Do Pani Marii mam taki sam stosunek :). A z tym cateringiem to mnie nie zdziwiłaś - po przeczytaniu tej książki :)
Miłego wieczorku:)
UsuńDobre:))) No uwielbiam Cie czytac, uwielbiam!!! :))
OdpowiedzUsuńLudkow za dobrze nie znam (chyba za dlugo poza Polska jestem i malo sie interesuje) ale ksiazka w moich klimatach zdecydowanie:))
PS no jasne, ze wyprobowac!!!
Aga, a Twoje komentarze są niczym miód na mą duszę :D a raczej na mą próżność ;).
UsuńJak włączysz czasem radiową Trójkę albo obejrzysz "Spadkobierców" w sieci to poznasz ich bliżej :). Szczerze zachęcam :).
Udanego tygodnia!
Uśmiecham się sama do siebie jak Cię czytam:) Ludków znam i lubię choć książki jeszcze nie czytałam, ale widziałam ją u mamy więc to tylko kwestia czasu:) Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńA ja się zacieszam jak Was czytam :).
UsuńNa pewno będzie Ci się fajnie czytało - tak lajtowo ;)
Miłego dnia :)
ojej!Ja cos słabo widzę Twoje komentarze na tym ciemnym tle!Właściwie to nic nie widzę!Zlituj się nade mną,proszę.O książce napisałaś pięknie,zazdroszczę tym którzy dopiero ją przeczytają,ja mam to już za sobą.Czubaszkową uwielbiam!Przede wszystkim za poczucie humoru i dystans do siebie samej.
OdpowiedzUsuńJak to nic? Ja tam widzę wszystko :P. Dobra, popatrzę co by zmienić ;).
UsuńTeż im zazdroszczę ;)
Książkę z pewnością będę chciała przeczytać, zachęciłaś mnie skutecznie :)
OdpowiedzUsuńNowy wygląd bloga bardzo mi się podoba :) zmiana bardzo na plus :)
Super! Cieszę się, że Cię zachęciłam - naprawdę warto zagłębić się w tę książkę, by odpłynąć :)
UsuńBardzo fajnie, że zmiana Ci się podoba! Dzięki :D
No kochana, wpis jak się marzy! Aż chcę przeczytać! Marię Czubaszek znałam i lubiłam, ale nie słyszałam o książce a tym bardziej nie wiedziałabym, że jest fajna, gdyby nie Ty :))) PS. nowy look bloga i foto- wow! :)
OdpowiedzUsuńOj Owieca! Połechtałaś moją próżność ;)
UsuńPrzeczytaj - uśmiejesz się :)
Nowy look chyba sympatyczniejszy, co? Cieszę się, że Tobie się podoba ;).
A foto wytargane z czeluści kompa... ;)
Zgadzam się z Owiecem nowy look bloga Wow :))
OdpowiedzUsuńCzubaszek jest świetna, zawsze wie co powiedzieć :)
Pozdrawiam!!
Eljotynko dziękuję :D
UsuńTo mamy takie samo zdanie o Czubaszek :). Zazdroszczę jej takiego dystansu do siebie :)
Pozdrawiam